23.09.2014
Przepraszam, że tak długo nie dawałam znaku życia. O blogu nie zapomniałam, jednak ostatnio moje życie jest tak zakręcone i tak dużo mam na głowie, że zupełnie nie jestem w stanie skupić się na następnym rozdziale. Dziękuję za to, że wciąż wchodzicie, czytacie i komentujecie. Gdy tylko coś się ruszy, natychmiast Was o tym powiadomię!

niedziela, 22 czerwca 2014

18. "Ostatnia szansa"

Tak jak obiecałam, rozdział publikuje w tym tygodniu, chociaż nie ukrywam, że myślałam, że pójdzie mi z nim szybciej. Jestem wyjątkowo ciekawa waszych reakcji.



Gorąco. Było jej okropnie gorąco. Szczelnie przykryta ciepłą kołdrą, w ciasnych objęciach chłopaka czuła, jak jej rozpalone czoło i policzki niemal parują od wysokiej temperatury. Szyja bolała ją niemiłosiernie od leżenia zbyt długo w tej samej pozycji i właściwie nie mogła się doczekać kiedy wreszcie rozciągnie skurczone mięśnie. Jej stopy zakleszczone były między jego nogami tak mocno, że zapewne nie zdołałaby poruszyć dużym palcem u nogi.
Sęk w tym, że nawet nie próbowała tego sprawdzić.
Odkąd otworzyła oczy, a podejrzewała, że od tego momentu minęło już co najmniej kilkanaście minut, nie poruszyła się ani o milimetr. Patrzyła gdzieś przed siebie, wzrokiem całkowicie pozbawionym emocji, podczas gdy jej umysł szalał, zalewając ją tysiącem chaotycznych obrazów i uczuć, które znikały równie szybko, co się pojawiały. Zanim zdołała poświęcić jednej myśli więcej uwagi, już jej nie było, a na jej miejsce wkradała się nowa, jeszcze bardziej niepokojąca niż poprzednia. Hermiona jednak nie była zaniepokojona i ten fakt był najbardziej niepokojący ze wszystkich…
Czuła się po prostu bezpieczna — wtulona w jego klatkę piersiową, mała i... bezbronna. Nie potrafiła pojąć, dlaczego to ostatnie słowo, którego zresztą szczerze nie cierpiała, teraz tak trafnie określiło jej stan. Jak mogła czuć się bezpieczna i bezbronna jednocześnie? Przecież to bez sensu.
Wsłuchiwała się w jego równomierny oddech, czując jak ręka chłopaka przerzucona przez jej talię, choć rozluźniona, wciąż dość mocno przyciskała jej ciało do jego piersi. Nieświadomie nabierała powietrza razem z nim.
Naprawdę jeszcze doszukujesz się tu jakiegokolwiek sensu?
Już po raz drugi budziła się z nim w łóżku, a Malfoy znów przekroczył kolejną barierę bliskości, której nigdy przedtem nie doświadczyła. Nie rozumiała, dlaczego akurat on, dlaczego nie zadbała o to, by takie momenty dzieliła z... kimś innym... Kimś bliskim. Z kimś, kogo chociaż lubiła, do jasnej cholery! Przedziwna tęsknota zakiełkowała w jej sercu, ale przezornie szybko ją zdeptała. Żadnego użalania się nad sobą.
Mała zmarszczka pojawiła się miedzy jej brwiami.
Wtedy chłopak poruszył się nieznacznie, obejmując ją jeszcze ciaśniej i westchnął cicho w jej włosy. Zesztywniała, czując coś twardego ocierającego się o jej pośladki. Czy to... Czy to jest...?! Wstrzymała oddech, ale było już za późno — wstydliwe wspomnienia przebiły się przez wszystkie mury obronne, jakie zdołała wokół siebie ustawić odkąd tylko otworzyła oczy. Nagle znów poczuła jego usta na swoich, jego dłonie mocno ściskające jej biodra, gdy siedziała mu na kolanach, smukłe palce na jej karku... I nie mogła nic poradzić na falę gorąca, która przeszła przez jej ciało, zatrzymując się gdzieś w okolicach podbrzusza. Serce dudniło jej w piersi i miała wrażenie, że słychać je teraz w całym pokoju.
Musiała stąd jak najszybciej uciekać. Nie mogła tu być, gdy chłopak się obudzi. Tego jej stłamszona duma z pewnością by nie zniosła. Cudem zdołała wyswobodzić się z jego kończyn, chociaż kilka razy zatrzymywała się w połowie ruchu, kiedy miała wrażenie, że jego oddech niebezpiecznie przyspieszył. Gdy wreszcie położyła bose stopy na puchatym dywanie, odetchnęła głośno z ulgą.
Na dworze wciąż lało, a z lekko uchylonego okna przedostał się zimny podmuch wiatru, który pokrył jej odkryte ramiona gęsią skórką. Wzdrygnęła się, ale zignorowała nagłą ochotę, by znów schować się pod ciepłą kołdrą i poczuć jego ramiona wokół siebie, bez których teraz było jej dziwnie pusto. Uświadamiając sobie, o czym myśli, znów drgnęła, tym razem czując narastającą panikę, po czym zerwała się w kierunku szafy, wyciągnęła z niej długi, ciemnogranatowy sweter i zarzuciła go pośpiesznie na siebie. Wystarczyło tylko zabrać różdżkę spod poduszki oraz szklaną butelkę, która stała oparta o nogę łóżka, i już była na dole, dumna, że udało jej się nie spojrzeć na pogrążonego w śnie chłopaka ani razu odkąd podniosła się z materaca.
Kuchnia, idealnie biała i błyszcząca, jak zwykle ginęła w półmroku, a nikłe światło z trudem przedostające się przez dziury w żaluzjach było szare i nieprzyjemne. Hermiona poczuła się tutaj dziwnie nieswojo. Nie lubiła tego domu. Kojarzył jej się z zamknięciem, ciemnością i nieustającą kłótnią. Już wyczekiwała momentu, w którym wreszcie spakuje wszystkie swoje rzeczy (a było ich bardzo niewiele) i pożegna się z tym miejscem raz na zawsze.
Twarze Rona i Harry'ego znów zamajaczyły jej przed oczami, na co poczucie winy i strach natychmiast zawiązały jej ciasny supeł w żołądku. Tym razem was nie zawiodę, powtórzyła w głowie po raz setny. Znajdę was, choćby miała to być ostatnia rzecz, jaką zrobię w życiu. Ściągnęła brwi i kiwnęła nieznacznie głową, jakby chciała tym gestem kogoś przekonać, że zdoła dotrzymać tę obietnicę. Tym razem wyobraziła sobie swoich przyjaciół całych i zdrowych, pochylających się w skupieniu nad skomplikowanymi planami znalezienia horkuksów, gdzieś w nieznanym, ale na pewno bezpiecznym miejscu. Niemal uwierzyła w ten obraz i iskierka nadziei niemrawo zatliła się w jej sercu.
Tak, Hermiona, skup się na tym. To są te dobre, właściwe myśli... Znów nieświadomie pokiwała głową i otworzyła lodówkę, szybko przelatując wzrokiem po jej zawartości. Wcale nie była głodna, ale uznała, że rozsądniej będzie coś zjeść. Od teraz będzie rozsądna. Nie pozwoli sobie już na żaden błąd. A Malfoy... Przełknęła ślinę. O wczorajszym masz zapomnieć. Po prostu... zapomnij... nawet jeśli to była twoja... wina. Poczuła jak na policzkach wykwita jej okropny rumieniec, a klatka piersiowa ugina się pod nieprzyjemnym ciężarem wstydu. Drżącymi rękami wyjęła masło i żółty ser, którego zostały zaledwie dwa plasterki w plastikowym opakowaniu.
Dlaczego, dlaczego, dlaczego, do jasnej cholery, to zrobiłaś?! Co cię podkusiło?! Otworzyła jedną szafkę, później drugą, prawie wyłamując ją z zawiasów, aż w końcu znalazła resztkę chleba. Położyła bochenek na lśniącym blacie i zaczęła go zajadle kroić, próbując w ten sposób strząsnąć z siebie jego ręce, bo znów poczuła je na swoim ciele. Nieudolnie blokowane obrazy zaczęły ponownie ją atakować, na co jej oddech zdradliwie przyspieszył. Czuła się upokorzona, że był w stanie wywołać w niej takie reakcje, które nie dość, że były dla niej całkowicie nieznane, to wydawały jej się zbyt... silne. Nawet jeśli nie miała porównania.
Okazało się jednak, że największe upokorzenie miało dopiero do niej dotrzeć. Już wolno żuła kanapkę, oparta o blat, który nieprzyjemnie wbijał jej się w plecy, gdy przypomniała sobie moment, w którym Malfoy odsunął ją od siebie... stalowe, wściekłe spojrzenie i to okropnie zachrypnięte "Granger, nie", które teraz dźwięczało jej w uszach.
Ale ona nie mogła przestać... jak napalona, niewyżyta nastolatka znów się na niego rzuciła.
Hermiona jęknęła żałośnie i schowała twarz w dłoni.
Uciekaj stąd. Uciekaj zanim się obudzi! Dasz sobie radę sama!
Zamiast jednak brać nogi za pas, odwróciła się jedynie w stronę blatu i sięgnęła po elektryczny czajnik, by nastawić wodę na herbatę.
Powinnaś być mu wdzięczna, że nie wykorzystał okazji. Powinnaś mu dziękować na kolanach, że to przerwał, skoro sama nie byłaś w stanie!
Zagryzła dolną wargę, bo ta zaczęła lekko drżeć. Czuła rozgoryczenie i nie rozumiała dlaczego. Wstyd i wyrzuty sumienia mogła zaakceptować — oczekiwała ich nawet. Ale gorycz?
I czy rzeczywiście nie była w stanie wtedy przestać? Sekundę po tym, jak zadała sobie to pytanie, znała już odpowiedź, która doprowadziła ją niemalże do stanu obezwładniającej paniki. Nie była. Nie była w stanie…
Znów miała ochotę rzucić się do ucieczki, ale nogi wrosły jej w podłogę.
Co by było, gdyby wtedy nie przerwał?!
Teraz mogła jedynie pocieszać się, że w tamtym momencie nie obchodziło ją, że to Malfoy. Nie była nawet wtedy tego do końca świadoma. Był dla niej kimś, kto wyciągnął ją z koszmarnych wizji, dał niespodziewane oparcie, a później... A później był kimś, kogo nie mogła przestać całować.
Pogrążona w myślach nie spostrzegła kiedy woda przestała bulgotać i zaczęła powoli stygnąć. Wzdychając, nacisnęła więc mały przycisk ponownie, a kuchnię znów wypełnił cichy szum.
— Hej.


* * *


Czuł się... wypoczęty. Nie pamiętał kiedy ostatni raz po obudzeniu nie musiał oczyszczać swojego umysłu z nękających obrazów, by wyzbyć się koszmarów, które na długie godziny wpędzały go do tej drugiej, straszliwej rzeczywistości, z której rano ciężko było mu uciec. Tym razem żadnych koszmarów. Właściwie żadnego, choćby najmniejszego, nic nieznaczącego snu.
Niesamowite.
Otworzył wolno oczy, rozkoszując się tym dawno zapomnianym stanem. Nie spodziewał się jednak, że zamiast swojej znienawidzonej sypialni, zobaczy wnętrze całkowicie innego pokoju. Momentalnie uniósł się na łokciach i rozejrzał się nieprzytomnym wzrokiem wokół siebie. Dopiero po kilku bardzo długich sekundach trwania nieruchomo w jednej pozycji, wspomnienia z nocy zaczęły do niego wracać, przynosząc ze sobą te same uczucia i ten sam dotyk.
Znów siedziała mu na kolanach, wplatając drobne palce w jego włosy, przyciśnięta do niego tak mocno, że ciężko im było oddychać.
Draco Malfoy był bardzo wrażliwy na zapachy i na właściwe perfumy gotów był wydać fortunę. Zapach, który unosił się teraz z gładkiej pościeli, otaczając go z każdej strony, był jednak nieporównywalny do żadnego, jakiego kiedykolwiek poczuł i już wiedział, że nie trudno będzie mu się od niego uzależnić.
Potrzebował zimnego prysznica. Natychmiast.
Lecz gdy wyszedł z łazienki dziesięć minut później, jego myśli wciąż krążyły wokół jednej osoby, czy tego chciał, czy nie. Uznał więc, że przyszedł czas, by zachować się jak prawdziwy, dorosły, dojrzały człowiek. Którym był.
Błyskawicznie zaplanował więc grzeczną, kulturalną i zapewne lekko niezręczną rozmowę, w której powie Granger dokładnie to, co będzie chciała usłyszeć.
"To, co wydarzyło się tej nocy było całkowicie niepotrzebnym komplikowaniem naszej i tak już skomplikowanej relacji. Było to głupie, nieprzemyślane i stało się pod wpływem impulsu, którego żadne z nas nie było w stanie przewidzieć. Wczorajszy incydent trzeba zwyczajnie puścić w niepamięć i skupić się na istotnych sprawach — wyzwaniach, jakie nas czekają w tych niepewnych czasach... Nieważne, że rzucę się na ciebie przy pierwszej lepszej okazji i chociaż zwaliłem sobie dwa razy przed chwilą pod prysznicem, wciąż mi staje na samą myśl, że...."
Kurwa.
Pieprzona Granger.
Do czego to doszło?
Zarzucając na siebie ciepłą bluzę i wciągając jeansy wciąż był jednak pełen nadziei, że tym razem uda im się uniknąć kłótni. Musiał to jedynie właściwie rozegrać.
Jeszcze nigdy tak wolno nie schodził po schodach. Z każdym stopniem powtarzał starannie ułożone słowa, próbując wyobrazić sobie jej reakcję. Niestety Granger wiele razy już udowodniła, że nie należy do osób, których ruchy można z łatwością przewidzieć. Przy niej nie był nawet w stanie zaufać samemu sobie. Drażniło go to, że to ona wstała pierwsza i miała czasową przewagę na przemyślenie całej tej… sytuacji. Wiele by teraz oddał, by dowiedzieć się do jakich wniosków doszła. Poza tym musiała widzieć go, gdy spał. Musiała obudzić się koło niego. Ta myśl go dziwnie zdenerwowała i po raz pierwszy dzisiaj poczuł się odrobinę zestresowany.
Gdy zobaczył pusty salon, pierwszym słowem, które przyszło mu do głowy, było: “zwiała”. I chociaż miał do czynienia z prawdziwą Gryfonką, to wizja, w której Granger pakuje manatki i ucieka, wydała mu się nagle wielce prawdopodobna. Co innego przecież walka z Voldemortem, a co innego spędzanie namiętnych chwil ze swoim szkolnym kolegą ze Slytherinu.
Zanim jednak zdążył zdecydować się, czy czuje z tego powodu ulgę czy rozczarowanie, w kuchni rozległ się cichy szum elektrycznego czajnika, który momentalnie wyrwał go z rozmyślań. Znał ten dźwięk, bo ostatnio udało mu się użyć maszyny dwa razy, z całkowitym powodzeniem, za co otrzymał od Hermiony zdumione, ale i aprobujące spojrzenie. Skoro ona tak świetnie radziła sobie w obu światach, to dlaczego on miałby nie dać rady?
Zbliżył się do wejścia do kuchni i wychylił się nieznacznie zza framugi — na tyle, by mógł zerknąć w głąb pomieszczenia i ocenić z czym będzie miał do czynienia, bez pozostania zauważonym. Stała tyłem do niego z burzą loków na głowie i w granatowym swetrze, sięgającym jej niemal aż do kolan. Zastanowił się, czy miała coś pod spodem.
Dzielnie wszedł do środka, nie chcąc zachowywać się jak zboczony podglądacz i zatrzymał się na środku, obok kuchennej wyspy. Oparł się o niskie szafki nonszalancko — a tak przynajmniej mu się wydawało.
— Hej.
Dziewczyna drgnęła na dźwięku jego głosu, ale nie odwróciła się w jego stronę. Jedynie jej głowa poruszyła się lekko, jakby miała zamiar na niego spojrzeć, ale w ostatnim momencie się powstrzymała.
Woda w czajniku zaczęła wściekle bulgotać, aż wreszcie w kuchni rozległo się ciche pstryknięcie.
— Jeśli robisz sobie herbatę, to mi też zrób — powiedział trochę zbyt głośno, ale denerwowało go to, że wciąż nie mógł zobaczyć jej twarzy i ocenić, w jakim jest nastroju.
— Jasne — odchrząknęła. — Nie ma sprawy.
Zmrużył podejrzliwie oczy, ale powstrzymał się na razie od powiedzenia czegokolwiek. Wolno zrobił kilka kroków do przodu, aż wreszcie oparł się biodrem o jasne szafki odrobinę zbyt blisko niej. Z niechęcią przyznał, że miała bardzo ładny profil, a jego wzrok mimowolnie spoczął na jej ustach...
Nabrał głęboko powietrza, próbując przypomnieć sobie ułożone wcześniej słowa.
— Słuchaj, wiem, że będzie między nami teraz... no cóż, niezręcznie i… — zaczął cicho.
Spodziewał się po niej wszystkiego. Wszystkiego oprócz następnego pytania, którym przerwała mu w połowie zdania.
— Dlaczego przestałeś? — wreszcie zaszczyciła go spojrzeniem, a on przez krótką chwilę miał wrażenie, że widzi w nim przedziwny błysk desperacji. Może nawet strachu. —  Wtedy… dlaczego…?
Zapadła długa i pełna napięcia cisza.
Dopiero po chwili doszedł do niego sens jej słów, bo duże, brązowe oczy rozproszyły go na krótką chwilę, przypominając mu, jak o wiele ciemniejsze i pożądliwe były jeszcze parę godzin temu. Doskonale jednak wiedział, o co dziewczyna pyta i chociaż na zewnątrz próbował zachować idealny spokój, w środku czuł, jak powoli ogarnia go panika.
Chyba sobie żartuje. Błagam, niech sobie żartuje. Znów musiał zrobić głęboki wdech, a jego serce przyspieszyło na myśl, co by było, gdyby wtedy rzeczywiście nie zdołał się opanować.
Nie miał pojęcia, co ma jej teraz powiedzieć.
Nagle na jej policzkach wykwitły okropnie czerwone rumieńce, a ona natychmiast odwróciła się od niego, wyraźnie zażenowana.
— Nie… nie o to mi chodziło. To nie tak miało zabrzmieć. — Otworzyła jedną z górnych szafek i wyjęła z niej dwa kolorowe kubki, stawiając je z cichym brzękiem na blacie.
— To dlaczego mam wrażenie, że po raz pierwszy byłaś ze mną naprawdę szczera? — wypalił, zanim zdążył zastanowić się nad czymkolwiek.
Hermiona wciąż nie patrzyła na niego, zaabsorbowana procesem robienia herbaty.
— To nie ja tutaj zawsze kłamię, Malfoy. Nie zarzucaj mi teraz nieszczerości.
— Nie zmieniaj tematu.
Był pewien, że lepszym wyjściem byłoby rzeczywiście wycofać się z ryzykownego kierunku, w jakim szła ta rozmowa i wrócić do tego, który zaplanował. Nie mógł się jednak powstrzymać. To, że Granger była w stanie chociażby pomyśleć o tym, że mogliby wtedy nie przestać, tak bardzo zbiła go z tropu, że nie potrafił zdecydować, co powinien teraz czuć.
Otworzył usta, chcąc zmusić ją, by wyjawiła mu coś więcej, najlepiej w tak samo niekontrolowany sposób, jak na samym początku, ale ona jak zwykle niespodziewanie go ubiegła:
— Dziękuję — powiedziała cicho, ale pewnie. Ich spojrzenia znów się spotkały. — To miałam zamiar ci powiedzieć. Pomimo… wszystkiego, pomogłeś mi w chwili, w której tego bardzo potrzebowałam… W życiu bym się tego po tobie nie spodziewała.
— Auć. — Skrzywił się i jednocześnie lekko się uśmiechnął. Chociaż ewidentnie żartował znów nie był pewien, jaka naprawdę była jego reakcja na to, co powiedziała. Powinien się cieszyć czy żałować, że zaskoczył ją w ten sposób? Zaczynała go męczyć ta szara strefa, w której nic nie było jednoznaczne. — Trochę więcej zaufania, Granger.  
Niemrawo odwzajemniła uśmiech.
Koniec. Jest uśmiech. Mógł odetchnąć z ulgą. Po raz pierwszy bez kłótni. Udało mu się. Da nawet radę zapomnieć o tym nieszczęsnym pytaniu, które zadała mu na początku…
— Więc jaki mamy teraz plan?
Przysunęła parujący kubek w jego stronę, a swój podniosła do ust, biorąc mały łyk, zanim odpowiedziała:
— Plan mamy taki, że musimy dzisiaj obmyślić wstępny plan. Na pewno trzeba będzie posprzątać dom, bo jutro chciałabym go opuścić, a jeśli wszystko pójdzie tak, jak powinno, to mam nadzieję, że już tutaj nie wrócimy.
Pokiwał głową. Upił trochę herbaty i syknął, bo oparzył się w język. Odstawił ją więc pośpiesznie na blat, próbując powstrzymać się od przekleństwa. Miał ochotę na jakiś krótki film z rana. Musiał się pożegnać z odtwarzaczem wideo. Najwyżej później pomoże jej sprzątać.
Odwrócił się, kierując się w stronę wyjścia, wciąż nie mogąc uwierzyć w swój sukces. Naprawdę mu się udało.
— Malfoy? — Zatrzymała go w pół kroku.
Gdy na nią spojrzał, Hermiona uważnie obserwowała swoje stopy, widocznie niezdecydowana, czy powinna kontynuować. Czym bardzo go zaciekawiła.
— Hm?
W końcu podniosła na niego wzrok.
— Co? Mów — zachęcił ją zniecierpliwiony.
— A gdyby… — zacięła się na chwilę, wzięła głęboki wdech i ciągnęła niewiele pewniejszym głosem: — Gdyby to była ta mugolka ze sklepu, z Prady… czy zachowałbyś się tak samo? Czy… nie “skorzystałbyś z okazji”?
Zmarszczył czoło, zastanawiając się o co naprawdę jej chodzi i starając się nie analizować jej bardzo podejrzanego doboru słów
— Pewnie tak. Pewnie bym… skorzystał  — odparł powoli, próbując odgadnąć gdzie tkwi pułapka. — Na pewno. — dodał, bacznie jej się przyglądajac.
Pokiwała nerwowo głową i znów sięgnęła po kubek z herbatą. Nie podniosła go jednak, a jedynie przekręciła na blacie, zamyślona. Coś w jej twarzy się zmieniło. Wyglądała jakby próbowała na siłę utrzymać obojętną minę, podczas gdy z jej oczu zionęła pustka i… smutek.
Zamiast współczucia, poczuł jednak jak ogarnia go złość.
To on nakłada filtr na wszystkie swoje myśli... Uważa na każdy swój ruch jak dojrzała, dorosła osoba, tylko po to by nie rozwalić ich idiotycznej relacji i zachować jakieś pozory przyjacielskich stosunków… A ona nawet nie kwapi się kontrolować tego, co wychodzi z jej ust i nie patrzy na to, co może wyniknąć z jej słów. Nawet nie przyszło jej do głowy, że wchodzenie na takie tematy może go zwyczajnie sprowokować do czegoś, czego oboje będą później bardzo żałować…
Zacisnął dłonie w pięści.
Miał gdzieś skąd pojawiło się jej pytanie. Wiedział jedynie, że nie powinno się pojawić.
— Co ty, kurwa, wyprawiasz, Granger?! — wysyczał wściekły.
— Nie wiem! — jęknęła, a w jej oczach przez sekundę błysnął szczery strach. — Naprawdę nie wiem! Po prostu mam straszny mętlik w głowie i nie potrafię nad tym zapanować!
Zbliżył się do niej, marszcząc czoło. Wciąż był wściekły, że zachowała się tak idiotycznie i nieodpowiedzialnie. To w tej rozsądnej Hermionie Granger pokładał nadzieję, nie w tej rozdygotanej, która teraz nerwowo krążyła po kuchni
— Ja... — Zatrzymała się i zamknęła oczy. — Po prostu nie mogę przestać myśleć o tym, że to może była moja ostatnia szansa, żeby... — zawiesiła głos.
— O czym ty mówisz?! — Serce załomotało mu w piersi. — Jaka ostatnia szansa?
— Nic nie rozumiesz... — pokręciła głową i rzuciła mu pełne desperacji spojrzenie, które zmroziło mu krew w żyłach. — Malfoy, jutro wreszcie wychodzimy do prawdziwego świata. Tam jest wojna, może w tej chwili giną niewinni ludzie. Ja, mugolaczka i przyjaciółka Harry'ego Pottera. Ty, z wiszącym nad tobą wyrokiem śmierci. Jakie tak naprawdę mamy szanse? Jak długo uda nam się wytrzymać...?
— Od kiedy masz takie myśli?! — zapytał wstrząśnięty.
Tym razem naprawdę go przeraziła. Jej drobna sylwetka wręcz trzęsła się od emocji, a oczy zabłyszczały od łez, które na szczęscie nie poleciały jej po policzkach. Przez chwilę miał ochotę podejść do niej, przytulić ją, i uspokoić.
— Po prostu bez Harry'ego i Rona... — ciągnęła. — Wiem, że ich znajdziemy. Znajdziemy ich — zapewniła twardo, jakby oczekiwała od niego, że zaprzeczy. — Ale po prostu bez Harry'ego... Harry roztacza taką... taką aurę pewności siebie. Z nim masz wrażenie, że wszystko się uda. Jesteś świadomy konsekwencji – ja przynajmniej zawsze byłam – ale tak naprawdę o nich nie myślisz. Tyle razy robiliśmy głupie rzeczy, które mogłyby się skończyć tragedią, ale zawsze nasza trójka wychodziła z tego cało… Może to było czyste szczęście, może coś więcej… Nie wiem — Zacisnęła usta. — Nie wiem, czy bez nich dam radę...
Skrzyżowała ręce na piersi i pokręciła głową.
— Tym razem się boję — dodała, już patrząc mu w oczy. — Boję się, że coś pójdzie nie tak... Że nam się nie uda. Boże, już mam dość tego ciągłego rozklejania! — nagle wybuchła, widocznie wściekła ja siebie. — Nie jestem taka. Nie byłam taka. Przysięgam, że to ostatni raz.
Chciał dać jej coś — gest, słowo... cokolwiek, by zrozumiała, że on też tu jest i że grają w tej samej drużynie. Że mogą, i powinni sobie zaufać. Wszystko jednak wydawało mu się zbyt kiczowate lub nieodpowiednie.
— W takim razie nie możemy pozwolić sobie na dopuszczenie do siebie chociaż jednej myśli o porażce — jego głos był pewny i donośny. — Uda nam się. Musimy być jedynie ostrożni i rozsądni. Działać zawsze zgodnie z planem i podejmować racjonalne decyzje. W tym podobno jesteś dobra.
Uśmiechnęła się smutno.
— Jestem.


* * *


Dźwięki fortepianu dotarły do niej, gdy wreszcie schodziła po schodach.
Zdążyła już zaczarować torebkę, spakować ich wszystkie rzeczy, wyprać zużyte ubrania (chociaż pościel musiała wrzucić do pralki, bo jej zaklęcie zamiast wyczyścić materiał, stworzyło na nim rozległe, jasnoniebieskie plamy) i poskładać komputer (chociaż wiedziała, że żadna magia już go nie naprawi). Teraz przyszła pora na parter.
Kiedy usłyszała pierwsze nuty, myślała, że to Malfoy ogląda kolejny film. Tym większe było jej zdziwienie, gdy na drugim końcu salonu zobaczyła lekko przygarbionego chłopaka siedzącego przy instrumencie, wolno, jakby niechętnie przesuwając palcami po biało-czarnych klawiszach. Nie zauważył jej, więc natychmiast cofnęła się na klatkę schodową i aż przysiadła na najniższym stopniu, nie mogąc uwierzyć w to, co właśnie zobaczyła.
Ale czy naprawdę powinna być tak zszokowana? Oczywiście, że Malfoy, wychowany w tak snobistycznej rodzinie, umiał grać na fortepianie. Był to taki banał, że już do tej pory powinna rzucić w jego stronę chociaż jeden drwiący komentarz, żeby utrzymać jakąkolwiek równowagę po ich rozmowie w kuchni, po której cały czas czuła palący płomień wstydu. Nie lubiła się tak obnażać, a już szczególnie przed nim.
Jednak znała tę melodię. Nokturn op. 9 nr 1 . Przed jej oczami natychmiast pojawiła się wysoka, szczupła kobieta, z kieliszkiem białego wina w ręku, lekko kołysząca się w takt muzyki.
Ulubiony utwór jej mugolskiej matki, teraz odgrywany przez Draco Malfoya.
O, ironio...
To, co wychodziło spod jego palców było jednak zupełnie inne od wersji, którą tak świetnie znała. Porzucił jakiekolwiek tempo, rytm nie istniał. Przyspieszał i zwalniał według własnego widzimisię, naginając wszelkie zasady. Poczuła przedziwną złość na to, że sobie na to pozwalał, ale jednocześnie nie mogła przestać słuchać. Te same nuty tym razem brzmiały ostrzegawczo i mrocznie. Gdzieś zniknęła delikatność i cichy smutek, który zwykle tak chwytał za serce. Ta muzyka ją osaczyła i wywołała w niej niepokój, a zarazem intensywnie pociągnęła za sobą.
Wyszła z ukrycia, zbliżyła się do niego i stanęła przy fortepianie, opierając się o zamkniętą, lśniącą klapę. Palce chłopaka znieruchomiały. Spojrzał na nią, a jego brew natychmiast podjechała do góry.
— Co? — zapytał, mrużąc oczy podejrzliwie. — Co to za uśmieszek? Nie powinnaś się przypadkiem zachwycać moim talentem? — zironizował.
— Chopin.
Wzruszył ramionami i zdjął ręce z klawiatury. Musiał wciąż przytrzymywać stopą pedał, bo ostatni akord cały czas cicho pobrzmiewał w pomieszczeniu, powoli niknąc.
— Jedyna rzecz, którą jeszcze w miarę pamiętam…
— Chopin był mugolem — przerwała mu, a jej uśmiech poszerzył się lekko na jego zdezorientowanie.
— Masz na myśli… mugolakiem?
— Nie — zaśmiała się. — Mugolem.
— To niemożliwe — odparł po chwili zastanowienia. — Moi rodzice osobiście dopilnowali, żeby uczyła mnie kobieta, której klientami były wyłącznie rodziny czystokrwiste…
— Przecież ci nie zmyślam.
Malfoy nagle zatrzasnął z hukiem pokrywę, zakrywając klawisze, i rzucił jej pełne złości spojrzenie.
— Więc… plan? — wycedził i z prawdziwą gracją oparł głowę na złączonych dłoniach.
— Przede wszystkim, Zakon. Musimy się skontaktować z najlepiej wszystkimi członkami Zakonu…
— Po co? — przerwał jej, wciąż wyraźnie urażony.
— Jak to “po co”, Malfoy? Potrzebne nam są informacje, których nie znajdziesz w gazetach. Szczególnie teraz. Poza tym możemy im też pomóc…
— Jeśli chcesz informacji, to jest lepszy sposób — zawiesił głos, widocznie nie zamierzając rozwinąć swojej wypowiedzi.
— I jakiż to sposób? — zapytała zirytowana, dając mu za wygraną.
Chłopak wstał od fortepianu i skierował się w stronę kanapy. Rzucił się na nią z cichym westchnieniem i wyjął paczkę papierosów z kieszeni.
— Nott — odparł w końcu, jednocześnie układając sobie pod plecami poduszkę. — Powinniśmy się zobaczyć z Nottem.
— Masz na myśli… Theodora Notta?
Pokiwał głową bez cienia rozbawienia na twarzy, przyglądając jej się z lekko przechyloną głową. Przez chwilę nie była w stanie wykrztusić z siebie ani słowa, tak bardzo ją zaskoczył. Podeszła niepewnie do kanapy i usiadła na niskim oparciu po drugiej stronie.
— Nie rozumiem… Jak to Nott? Dlaczego…?
— Bo to manipulująca dziwka — odparł, krzywiąc się lekko. — Ale też najlepiej poinformowana osoba, jaką znam. Nie zdziwiłbym się, gdyby wiedział o horkruksach, o przepowiedni… o wszystkim.
— Malfoy, jeśli mnie wkręcasz, to… — pogroziła.
— Przecież ci nie zmyślam — zakpił, naśladując jej wcześniejszą wypowiedź, ale po chwili podniósł się do pozycji siedzącej, zmarszczył brwi i podpalił papierosa, zaciągając się nim głęboko. — Coś dziwnego jest w tej rodzinie. Zawsze trzymali się na uboczu. Jego poznałem dopiero w Hogwarcie… W Slytherinie niektórzy mówili, że umie czytać w myślach — Uśmiechnął się drwiąco. — Ja akurat podejrzewam ich o posiadanie jakiś mocno czarnoksięskich i mocno nielegalnych przedmiotów. Ta jego matka, która puszcza się z samymi dzianymi obcokrajowcami, którzy później jakby rozpływają się w powietrzu… Za każdym razem nasza “mała społeczność” aż huczała od plotek.
— Ale… — zaczęła ostrożnie. — Ale on zawsze wydawał się taki spokojny i bardzo dobrze się uczył. Nie był przypadkiem trzeci w rankingu?
— Był, ale jeśli myślisz, że napisał chociaż jeden esej w życiu, to... to, cóż, grubo się mylisz.
— I nie mówisz tak dlatego, że ty byłeś dwudziesty? — Rzuciła mu podejrzliwie spojrzenie i uśmiechnęła się krzywo.
— Nie byłem dwudziesty — warknął.
— Byłeś, ty cholerny kłamco. — Zaśmiała się na jego oburzoną minę.
— Dobra, byłem dwudziesty — syknął. — Ale byłbym co najmniej piąty, gdyby nie moje nadprogramowe zajęcia, o których chciałbym ci przypomnieć.
— Okej… jasne. — Pokiwała wolno głową, dając mu do zrozumienia, co myśli o jego szansach w hogwardzkiej piątce.
Malfoy zwęził oczy i wypuścił kłąb dymu.
— Przynajmniej byłem najprzystojniejszy na roku — powiedział w końcu i widząc, jak dziewczyna już zamierza zaprzeczyć, natychmiast jej przerwał: — I nawet nie próbuj zaprzeczać, bo wyszłabyś teraz na tak okropną hipokrytkę…
Momentalnie poczuła, jak jej policzki robią się gorące i pokonana odwróciła wzrok, nie mogąc patrzeć na jego denerwujący, triumfujący uśmieszek.
— To jak zamierzasz wyciągnąć cokolwiek od Notta? — prędko zmieniła temat. — Mam wrażenie, że nie jesteście najlepszymi przyjaciółmi.
— Powiedzmy, że ja także jestem w posiadaniu paru cennych informacji na jego temat, dzięki czemu ta szuja zawsze trzymała się ode mnie z daleka.
Zrezygnowana pokręciła głową.
— Nawet nie chcę wiedzieć o jakie informacje chodzi.
— I bardzo dobrze. I tak bym ci nie powiedział.
Nie chciała myśleć o tym, jak przystojnie teraz wyglądał, rozluźniony i wyraźnie zadowolony.
A czy myślała o tym, co by było, gdyby teraz ją dotknął?
Nie, oczywiście, że nie.

* * *
Jak on jej w tej chwili nienawidził.
“Dlaczego przestałeś?”
“Czy też nie skorzystałbyś z okazji?”
Jak ona śmiała… jak mogła zadać te pytania w ich sytuacji?!
Skończyli już “wielkie planowanie”, chociaż oboje zdawali sobie sprawę z tego, że będą potrzebowali wiele szczęścia, by te plany się powiodły. Ona krzątała się teraz w kuchni, czyszcząc szafki i mamrocząc wściekle pod nosem, gdy jej zaklęcia z jakiegoś powodu nie chciały zadziałać, a on wciąż leżał na sofie, pogrążony w rozmyślaniach, od których już bolała go głowa.
Nie miał zamiaru wyciągać pochopnych wniosków. Najchętniej zapomniałby o ich porannej rozmowie, ale jej słowa cały czas na nowo rozbrzmiewały mu w głowie i nie dawały mu spokoju. Bo co jeśli rzeczywiście nie chciała, żeby wtedy przestał? Czy to coś zmienia?
Nie! To nic nie zmienia, idioto!
Ale jego ciało i tak zareagowało całkowicie na przekór tym zapewnieniom. Po raz kolejny musiał z trudem oprzeć się pokusie, żeby teraz do niej nie podejść i nie sprawdzić, co by się wydarzyło, gdyby ją zwyczajnie pocałował. Przez cały dzień prowokowała go tym niewinnym wyrazem twarzy i kręconymi włosami. Wyglądała jakoś inaczej niż wcześniej.
“Po prostu nie mogę przestać myśleć o tym, że to może była moja ostatnia szansa, żeby…”
A co jeśli naprawdę myślała, że to jej ostatnia szansa? Rozumiał dlaczego mogła tak sądzić, chociaż samo stwierdzenie wydawało mu się trochę zbyt dramatyczne.
Ale co jeśli rzeczywiście tak uważała? Czy nie zrobiłby jej po prostu przysługi, gdyby…?
Zaciągnął się kolejnym papierosem i podniósł się z kanapy, przeczesując ręką włosy.
Wybij to sobie z głowy.

* * *
 
             muzyka


Cały czas czuła na sobie jego wzrok, a gdy przyłapywała go na tym, że ją obserwował, on wcale nie odwracał zmieszany głowy. Wyglądał jedynie, jakby się nad czymś usilnie zastanawiał, co chwila popijając whiskey prosto z butelki. Rozważał coś, nie uwzględniając w tym jej zdania, co wprawiało ją w męczące poddenerwowanie. Miała dość napięcia panującego między nimi.
Z parterem uwinęła się szybciej, a Malfoy pomógł jej nawet opróżnić lodówkę, czasem przysuwając się do niej zbyt blisko, jednak możliwe, że była to tylko jej wybujała wyobraźnia. Ta sama wyobraźnia podsuwała jej też obrazy, na które zupełnie nie miała ochoty, a które sprawiały, że jej serce przyspieszało, a niechciane dreszcze przebiegały przez jej ciało w najbardziej nieodpowiednich momentach.
Nie mogła sobie darować, że dziś rano aż tyle mu powiedziała. Że zdradziła mu coś, o czym sama tak naprawdę nie miała do tej pory pojęcia — że bała się tak bardzo o rzeczy, które wcześniej nie miały dla niej tak wielkiego znaczenia. Że nie zdąży doświadczyć rzeczy, które powinna poznać… Wcześniej nawet nie przyszło jej do głowy, by się nad tym zastanowić. Nie miała na to czasu. Z Harrym i Ronem widziała przed sobą tylko cel i, oczywiście, zwycięstwo. Z nimi nie było miejsca na wątpliwości. Od ostatniej nocy wróg stał się jednak jakby bardziej namacalny.
Już miała zdejmować bluzkę i szykować się do mycia, gdy nagle drzwi do jej pokoju otworzyły się na oścież. Przestraszona podskoczyła i zaciągnęła materiał ponownie na ciało.
— Co ty wyprawiasz?! — syknęła, gdy sylwetka Malfoya zamajaczyła na progu.
Chłopak nie odpowiedział. Zamiast tego z rękami założonymi za plecami, oparł się o framugę, uważnie ją obserwując. Miał dziwny wyraz twarzy, jak na jej gust zbyt spokojny, co oznaczało, że wpadł na jakiś, zapewne idiotyczny, plan, który będzie zamierzał wprowadzić w życie. Jego lekko mętne od alkoholu spojrzenie jedynie pogłębiło jej niepokój.
Za oknem po raz kolejny się rozpadało, a grube krople zaczęły uderzać w szyby. Cichy szum wypełnił pokój.
— Odbiło ci? — zapytała, ale nie zabrzmiało to na tyle ostro, na ile zamierzała. Milczący Malfoy odrobinę wytrącił ją z równowagi.
— Jesteś gotowa na jutro? — zapytał w końcu i skierował się w jej stronę, rozglądając się po jej sypialni.
— Tak — odparła szybko i pewnie. Tak naprawdę nie mogła się już doczekać aż wreszcie zacznie działać.
Gdy zrobił kolejny krok do przodu musiała lekko zadrzeć głowę, by spojrzeć mu w oczy. Były nieprzeniknione, ale mogła dostrzec w nich nikły błysk zaciekawienia, który bardzo, ale to bardzo jej się nie spodobał.
— Malfoy… — warknęła.
— Dlaczego zawsze jesteś taka spięta? — przerwał jej.
Usłyszała rozbawienie w jego głosie, ale wyjątkowo nie wychwyciła kpiny. Coś w jego zachowaniu mówiło jej, że tym razem powinna być ostrożna. Patrzył na nią jakby… Po prostu inaczej. Jego oczy były odrobinę ciemniejsze. Włosy lekko opadły mu na czoło, jednak tym razem ich nie odgarnął.
— Powiedz mi natychmiast, o co ci chodzi — rozkazała.
Zaśmiał się, pokręcił głową i wzruszył ramionami.
— Kiedy o nic mi nie chodzi...
Poczuła, jak smukły palec chłopaka delikatnie muska jej szczękę i zatrzymuje się pod brodą, unosząc jej twarz w jego kierunku. Wstrzymała oddech, nie będąc w stanie się poruszyć. Wystarczył jego minimalny dotyk, by po jej ciele przeszło tysiące dreszczy. Zdążyła za tym zatęsknić.
Szare spojrzenie nagle spoważniało.
— Dlaczego to zrobiłaś? — mruknął. — Wczoraj… dlaczego to zrobiłaś?
— Jesteś pijany — wykrztusiła.
Uniósł brwi.
— Jestem.
Nie mogąc oderwać od niego wzroku, jak głupia wdychając jego zapach, zrobiła niepewny krok do tyłu, ale on natychmiast podążył za nią, zbliżając się jeszcze bardziej, aż dotknęła plecami ściany.
— Właśnie ci powiedziałem, że jestem pijany, a ty wciąż nie masz zamiaru mnie odepchnąć?
Była pewna, że chłopak słyszy teraz głośne dudnienie jej serca. Jej umysł wypluwał z siebie strzępki pytań i sprzeciwów, ale jedyne na czym była w stanie się skupić, to omijanie wzrokiem jego ust, których dotyk tak świetnie teraz pamiętała.
— A może przygotowujesz się do silniejszego ciosu?
— Nie zamierzam cię odpychać — szepnęła, odzyskując zdolność mowy.
Podskoczyła, gdy otwartą dłonią uderzył w ścianę tuż obok jej głowy. I nagle, patrząc w jego wściekłe spojrzenie, zrozumiała, że to, co teraz czuła, to przyciąganie i przerażające pragnienie, nie było jednostronne. Nie stałby teraz tak blisko niej, gdyby nie odwzajemniał tego samego.
Czy to możliwe?
Poczuła gwałtowny przypływ dziwnego podekscytowania i wyzwalającej pewności siebie.
— Nie waż się zwalać czegokolwiek na mnie — syknęła. — Wtedy: tak, ale na pewno nie teraz.
Zwęził oczy i zrobił krok do tyłu. Przez krótką chwilę mierzyli się spojrzeniami.
— Ale to jest twoja wina — wycedził. — Gdybyś trzymała dzisiaj język za zębami…
— To co?! — niemal krzyknęła. — Czego ode mnie chcesz?!
Gdy nie doczekała się odpowiedzi, ruszyła w stronę łazienki, zamierzając zamknąć się w niej na klucz, ale w ostatnim momencie złapał ją za łokieć i pociągnął do siebie.
Sposób w jaki całował był oszałamiający. Jego język natychmiast odnalazł jej, a silne dłonie nie zatrzymały się na szczupłej talii dziewczyny, lecz od razu zjechały niżej, przyciskając ją jeszcze mocniej do niego, przez co poczuła jak bardzo był podniecony. Żenujący jęk wydostał się z jej gardła, ale nie miała czasu na zakłopotanie. Zamiast tego przez moment wypełniła ją czysta, niczym niezmącona satysfakcja, od której zakręciło jej się w głowie.
Wszystko jak za sprawą jednego zaklęcia uleciało z jej umysłu, a ona rozluźniła się w jego dłoniach, odurzona nowym zapachem i dotykiem. Zarzuciła mu ręce na szyję, przesuwając  dłońmi po jego napiętych mięśniach skrytych pod koszulką, aż wreszcie wplotła palce w miękkie włosy chłopaka, chcąc więcej i mocniej, z ulgą obserwując jak wstyd całkowicie ją opuszcza. W tamtej chwili jego westchnięcie było dla niej najcudowniejszym dźwiękiem, jaki kiedykolwiek słyszała... Ich pocałunki z sekundy na sekundę stawały się coraz bardziej agresywne i zdesperowane, zupełnie jakby oboje nie chcieli dopuścić do siebie żadnych innych myśli, które mogłyby zagrozić chwili obecnej.
Poczuła jak jego ręce chwytają ją za uda i podnoszą ją do góry. Odruchowo oplotła go w pasie nogami, a gdy przycisnął ją jeszcze mocniej do ściany, poczuła go tak wyraźnie, że nie zdołała stłumić kolejnego jęku. Płonęła. Każdy jego dotyk wprawiał jej ciało w drżenie i obezwładnił ją na zbyt długo — dopiero gdy chłopak zaczął całować jej szyję, by dać jej chwilę wytchnienia, w jej głowie zaczęła szaleńczo migać czerwona lampka.
— Robimy błąd... — z trudem wychrypiała, otwierając oczy.
Jego palce mocniej zacisnęły się na jej udach na te słowa, jednak oderwał usta od jej szyi. Zanim na nią spojrzał złożył jeszcze mały pocałunek tuż nad jej obojczykiem, a z tego miejsca po jej skórze rozpłynęła się kolejna fala gorąca. Próbowała zignorować ogarniające ją rozczarowanie, gdy powoli opuszczał ją na ziemię, badając przy tym dłońmi każdy skrawek jej ciała, przez co nie mogła uspokoić wyraźnie przyspieszonego oddechu. Kiedy jednak już myślała, że to koniec, on nagle odwrócił ją do siebie, zmuszając ją, by oparła się plecami o jego klatkę piersiową. Usta chłopaka musnęły jej ucho.
— Wiem — niski głos rozbrzmiał gdzieś wewnątrz niej.
Lewą ręką odgarnął bujne loki z jej ramienia i przejechał palcem po wrażliwej skórze na jej karku, sprawiając, że znów zadrżała.
— Uwielbiam twoje włosy — mruknął.
Miała coś odpowiedzieć, ale nawet nie próbowała zatrzymać ułożonych słów, które rozproszyły się w czeluści jej umysłu, gdy tylko znów zaczął wolno całować jej szyję. Jego ręka rozpoczęła wędrówkę w dół, nurkując wreszcie pod jej bluzką i pogładziła szczupły brzuch. Zamierzała zaprotestować, ale wtedy zrobił coś, na co zupełnie nie była przygotowana, przekraczając wszelkie granice. Jednym ruchem rozpiął guzik jej jeansowych szortów, jednocześnie wzmacniając uścisk na jej ramieniu, krępując jej ruchy, i wsunął rękę pod szorstki materiał.
Poczuła, jak wszystkie jej mięśnie napinają się pod tym całkowicie dla niej nowym dotykiem. Łapczywie nabrała powietrze i złapała go przerażona za przedramię, gdy jego palce zaczęły zakreślać delikatne kółka. Próbowała nie myśleć o tym, że chłopak musi czuć, jak bardzo jest mokra nawet przez materiał bielizny, ale wściekłe rumieńce wstydu i podniecenia już od dawna zdobiły jej policzki.
— Spokojnie... — zamruczał.
Puścił jej ramię, a ona natychmiast zgiętą ręką oparła się o ścianę, z trudem przetwarzając nowe wrażenia, pewna, że nie zdoła wytrzymać więcej. Jeszcze nigdy nie czuła się tak dobrze. Robił z nią, co chciał, każdym, nawet najmniejszym gestem tłumiąc jej protesty w zarodku.
Gdy jednak palcem odsunął gumkę jej majtek, wiedziała, że tym razem brak protestu będzie oznaczał całkowite poddanie, a na to nie była gotowa.
— Przestań... — warknęła. — Malfoy... przestań...
W odpowiedzi dotknął jej najczulszego miejsca, której do tej pory szaleńczo pulsowało, domagając się uwagi, a fala niezapowiedzianej rozkoszy natychmiast rozlała się po jej ciele, na krótką chwilę odrywając ją od rzeczywistości.
— Trochę już na to za późno… — zaśmiał się cicho.
Ustami odszukał jej wargi, odwracając jej uwagę, a za chwilę poczuła jak jego smukły palec wolno wsuwa się do jej środka. To było tak przedziwne, całkowicie inne, cudowne uczucie, że zupełnie przestała się kontrolować, a z jej gardła wydarł się jak najbardziej aprobujący, ale i upokarzający dźwięk.
Chciała by przyspieszył, by dał jej więcej, ale on trzymał się jednego tempa, bawiąc się nią dokładnie tak, jak miał na to ochotę. Gdy jego druga dłoń lekko ścisnęła jej pierś przez koszulkę, poczuła, że coś się w niej buduje, jej oddech stał się jeszcze bardziej urywany, mięśnie w okolicach podbrzusza zaczęły się napinać…
I wtedy przestał.
— Nie... — jęknęła.
Coś do niej mówił.
Zamrugała zdezorientowana, odwracając się do niego i próbując stłumić nagły przypływ złości.
— Słyszałaś to? — Jego brwi były ściągnięte, usta lekko uchylone.  — To był dźwięk aportacji. Ktoś się aportował.
Chłopak, wyraźnie zaniepokojony, ruszył w stronę drzwi. Jej umysł dopiero wkraczał na normalne obroty, ale jego słowa natychmiast ją obudziły. Pośpiesznie zapięła guzik od spodni i rozejrzała się w poszukiwaniu różdżki.
— Zostań tu — rzucił, wyjmując swoją różdżkę z tylnej kieszeni jeansów i wyszedł na korytarz.
Ignorując jego polecenie natychmiast odnalazła zgubę na łóżku i pomknęła za nim. Korytarz ginął w ciemnościach. Udało jej się dogonić go na schodach, zachowując całkowitą ciszę.
— Mówiłem ci, żebyś została — syknął.
Rzuciła mu pobłażliwe spojrzenie, urażona, że w ogóle mógł pomyśleć, że go posłucha.
— Skąd…? — zaczęła.
— Wydaje mi się, że z salonu — przerwał jej.
Z bijącym sercem i wyciągniętymi przed siebie różdżkami zbliżyli się do końca ściany i wychylili się, zerkając do środka pomieszczenia.
Salon z początku wydawał jej się taki sam, jak zawsze. W powietrzu unosił się leniwie pojedynczy ognik ponuro oświetlając masywne meble. Dopiero po chwili dostrzegła cień niskiej, zgarbionej postaci, stojącej za skórzaną kanapą. Wstrzymała oddech i wytężyła wzrok, czując napływ adrenaliny.
Sylwetka opasana była jakimś strzępkiem ubrania. Później dostrzegła nieproporcjonalnie długie uszy i nos, pomarszczoną skórę…
Nie mogąc uwierzyć w to, co widzi, oszołomiona, wyszła z kryjówki, zakrywając szeroko otwarte usta dłonią. Postać odwróciła się do niej i wykonała dziwny ruch, który przypominał niezgrabny i bardzo niechętny ukłon.
—  S-Stworek?
— Witam… Witam panienkę… szlamę — stworzenie wycharczało.
Miała ochotę krzyczeć.