23.09.2014
Przepraszam, że tak długo nie dawałam znaku życia. O blogu nie zapomniałam, jednak ostatnio moje życie jest tak zakręcone i tak dużo mam na głowie, że zupełnie nie jestem w stanie skupić się na następnym rozdziale. Dziękuję za to, że wciąż wchodzicie, czytacie i komentujecie. Gdy tylko coś się ruszy, natychmiast Was o tym powiadomię!

niedziela, 27 października 2013

7. "Spokój, dorosłość i perfekcja"

Może być trochę za dużo muzyki w tym rozdziale za co przepraszam, ale po prostu dużo się dzieje. Hehe. Także polecam otwierać sobie linki do YouTube'a w nowych kartach.


Hermiona stała przed lustrem, oglądając się z każdej strony ze zmarszczonymi brwiami. Schudła. Sukienka w kolorze pudrowego różu, wisiała na niej w paru miejscach, więc ściągnęła ją ciaśniej błyszczącą wstążką w talii. Dół rozkloszował się znacznie, co skojarzyło jej się ze strojem baletnicy. Zdecydowanie lepiej. Kiedyś chciała być baletnicą.
Do ideału było jej daleko, jednak dzisiaj wyglądała całkiem przyzwoicie. Niemrawo uśmiechnęła się do swojego odbicia, po czym poprawiła szminkę na ustach. Tak zupełnie inaczej wyglądała w prostych, lśniących włosach, które puszczone luźno, ułożyły się w delikatne fale. Potrzebowała dzisiaj zmiany, jakby ten dzień miał być początkiem czegoś nowego.
Złapała torebkę z umywalki i ścisnęła ją mocno, szukając w czymś oparcia. Makijaż i wysokie obcasy wcale nie dodawały jej pewności siebie - wręcz przeciwnie - czuła się wtedy zbyt na widoku, niepotrzebnie przyciągając o wiele więcej spojrzeń niż zazwyczaj. Wyszła w końcu z łazienki, akurat wtedy, gdy Ron schodził z góry, prawie na nią wpadając.
- Och, sory... Hermiona…? - Wytrzeszczył oczy. - Wow… wyglądasz…
- Dzięki - przerwała mu niepewnie, czując niechciane rumieńce na policzkach.
Też miał na sobie elegancki strój, który na szczęście w niczym nie przypominał szaty wyjściowej z Balu Bożonarodzeniowego na czwartym roku.
- Skąd wiesz, co miałem powiedzieć? Miałem na myśli “okropnie”, “szkaradnie” wręcz!
- “Szkaradnie”?! - udała oburzenie.
Zaśmiali się.
Ron ujął jej dłoń i zakreślił na niej delikatnie kciukiem parę kółek. Natychmiast się rozluźniła. Spojrzenie chłopaka spoważniało, badając twarz dziewczyny w cichym zachwycie, na co mieszanina niezidentyfikowanych uczuć ścisnęła ją za gardło.
- Ale zarezerwujesz dla mnie jeden lub dwa tańce, co?
Kiwnęła szybko głową.
- Jeden lub dwa… - dodała speszona i lekko przerażona. Starała się jednak zachować minę wytrawnego pokerzysty.
- Świetnie - zabłysły mu oczy.  - Muszę lecieć odprowadzać gości na swoje miejsca.
I już go nie było.


* * *
           
Draco Malfoy na szęście spał.
Hermiona, nagle ogłuszona stukotem swoich nowych butów, właściwie skradała się na palcach do malutkiego pokoju na drugim piętrze, jakby wyczuwając, że jego mieszkaniec jest chwilowo nieprzytomny. A bardzo, bardzo chciała, żeby taki pozostał.
Nie wiedziała, po co zbliżyła się do jego łóżka, szczególnie, że było to dla niej wyjątkowo głupie i niebezpieczne. Gdyby Ślizgon obudził się i zobaczył stojącą tuż obok, wpatrzoną w niego Hermionę Granger niezapomniałby jej tego do końca życia.
Lecz gdy jedzenie opadło na stolik, a zapach ciepłych bułek wypełnił pomieszczenie, ona wciąż stała w tym samym miejscu. Może wcześniej nie zdawała sobie sprawy, że Malfoy rzeczywiście sypia? Albo zaskoczył ją widok jego twarzy, pozbawionej złośliwego grymasu czy sarkastycznego uśmieszku w kąciku ust... nieważne. Pytanie, które naprawdę ją teraz nękało to... czy to był ten sam chłopak, który poniżał ją przez tyle lat?
Spokój, dorosłość i perfekcja - niespotykane zestawienie słów przebiegło jej przez myśl. Czuła jakby naruszała jego tak skrupulatnie chronioną prywatność, ostatnio drastycznie naruszoną przez eliksir prawdy. Czy zdawał sobie sprawę z tego, jak dużo powiedział?
Hermiona z kolei zdała sobie teraz sprawę, że prawdopodobnie nigdy przedtem nie była świadkiem czegoś tak intymnego i zakazanego jednocześnie.
Wiatr zadął mocniej, okno głośno skrzypnęło, a ona została brutalnie wyrwana z transu. Śpiący poruszył się, wciąż nie otwierając oczu. Stała jak sparaliżowana, nie mogąc podjąć żadnej sensownej decyzji… zostać i nie wydać żadnego dźwięku czy uciekać? Serce łomotało jej w piersi jak szalone. Kiedy znów dostrzegła nieznaczny ruch jego ręki, a chłopak cicho odchrząknął, zerwała się do quazi-biegu w kierunku drzwi, starając się jak najmniej dotykać trzeszczącej podłogi. Draco Malfoy spod ledwo uchylonych powiek, zobaczył jedynie zarys krótkiej, różowej sukienki, znikającej za drzwiami, po czym zamrugał parę razy i odwrócił się na drugi bok, bez problemu błyskawicznie usypiając.
Hermiona oparła się o zamknięte drzwi i wypuściła głośno powietrze. Miała już tak dużo na głowie, jutro z rana wyruszali poszukiwać horkruksów do jasnej cholery, a ona stwarza jakieś idiotyczne sytuacje, które tylko niepotrzebnie ją rozpraszają. Zagryzła wargę, wbijając wzrok w podłogę. A może właśnie po to to zrobiła… żeby odetchnąć?... Wrócić do prostszych czasów, gdy obelgi Malfoy’a jeszcze robiły na niej jakiekolwiek wrażenie… do czasów, gdy potrafiła płakać całą noc, bo wyzwał ją od szlam? Prawie parsknęła śmiechem, bo zorientowała się, że chciała zwyczajnie poczuć tę wściekłość... nienawiść… coś, co oderwałoby ją od wszechogarniającego i niszczącego strachu. Jednak jej wspomnienia wydały się teraz zbyt odległe i dziecinne. Tak długo wyczekiwana obojętność przyszła w najgorszym możliwym momencie - zamiast wyzwolenia przynosząc trudną do zrozumienia udrękę.


* * *


           Wesele było przepiękne. Biały namiot wypełniały pachnące kwiaty, fikuśne, złote krzesła i gromada barwnie ubranych gości, których śmiech i rozmowy tworzyły radosny szmer oczekiwania. Hermiona jeszcze nigdy nie widziała tyle niesamowitych strojów na tak ograniczonej przestrzeni - skrawki mieniącego się materiału latały w powietrzu, dopasowując się do ruchów właścicielek, a żywe ptaki na ich kapeluszach łypały dumnie na pozostałych, czasem świergoląc skomplikowane, lecz piękne melodie. Była zachwycona. Ciepłe promienie słoneczne przeciskały się przez cienkie sklepienie namiotu, przyjemnie ogrzewając jej odsłonięte ramiona, pokryte gęsią skórką od podekscytowania. Nie mogła się doczekać rozpoczęcia ceremonii. Cóż za wymarzony dzień na ślub.
Hermiona siedziała obok Rona oraz, w co sama nie mogła uwierzyć, Wiktora Kruma, który złapał ją, gdy spóźniona truchtem zmierzała w stronę wzgórza, gdzie za kwadrans miała odbyć się ceremonia. Ich rozmowę, niezręczną i nerwową, z chęcią usunęłaby z pamięci - dokładnie tak samo jak jej pierwszy pocałunek. Pocałunek, który był jedynie początkiem końca tej znajomości, a wymieniana od czasu do czasu korespondencja sztucznie i niepotrzebnie utrzymywała ją przy życiu. Ale Krum uparcie siedział obok niej, z tylko sobie znanych powodów, a ona mogła jedynie starać się zignorować groźne spojrzenia Rona w stronę bułgarskiego szukającego.
Jednak gdy Fleur Delacour pojawiła się na początku alei prowadzącej do ołtarza, gdzie czekał na nią jej ukochany, wszystko dookoła Hermiony rozmyło się i wyblakło. Śpiew ptaków momentalnie ucichł, a w powietrzu rozbrzmiał melancholijny, a jednocześnie niezwykle romantyczny dźwięk skrzypiec, pomieszany z cichym brzęczeniem owadów. Łzy napłynęły jej nagle do oczu i ledwo zdołała powstrzymać je od popłynięcia po policzkach. Panna młoda wyglądała prześlicznie, a w spojrzeniu Billa, który po raz pierwszy ujrzał swoją narzeczoną w białej sukni, nie dostrzegła nic oprócz czystej, bezwarunkowej miłości. Szczęście wypełniło jej ciało po końce palców u stóp. Chciała cieszyć się tą ostatnią chwilą spokoju i wykorzystać ją do ostatniej sekundy. Nie wiedziała, kiedy znów przyjdzie jej uczestniczyć w czymś tak pięknym.
- Ja, William Artur Weasley…
Pytanie, czy  w  o g ó l e  jeszcze będzie miała szansę uczestniczyć w czymś tak pięknym?
Ron po raz kolejny tego dnia sięgnął po jej dłoń i ścisnął ją mocno. Znów zebrało się jej na płacz. Głupia, miałaś o tym nie myśleć, skarciła się w duchu. Nie mogła już jednak powstrzymać strumienia negatywnych uczuć. Jednym pytaniem odkręciła kurek, który zazgrzytał i nie dał się ruszyć z powrotem, akurat wtedy, gdy siedziała w sali pełnej ludzi, zmuszona do pozostania na swoim miejscu.
- Ja, Fleur Isabelle Delacour…
Może nigdy nie stanie przed ołtarzem. Może nigdy nie powie “kocham cię”. Samotna łza spłynęła jej po policzku. A przecież życie dało jej okazję, dlaczego z niej nie korzysta?
Niepewnie oparła głowę na ramieniu Rona i splotła palce z jego palcami, nie zważając na spojrzenie Wiktora Kruma, który obserwował ten ruch ze zmarszczonymi brwiami. Westchnęła i pociągnęła nosem najciszej jak potrafiła. Hm, to było zaskakująco proste. Skupiła się na ich splecionych dłoniach, po czym wyłączyła się kompletnie, czekając aż ślad po słonej łzie wyschnie całkowicie. Kazanie księdza, monotonne i usypiające, rozbrzmiewało gdzieś z tyłu jej głowy. Chyba jeszcze nigdy nie zdarzyło się, by nie słuchała czyjejś przemowy i nie starała się zapamiętać z niej jak najwięcej. Było to dziwnie przyjemne i odprężające.
Zdziwiła się, gdy wszyscy wstali, jednak posłusznie skopiowała to zachowanie, nie rozluźniając swojego uścisku. Czuła, że Ron się uśmiecha. Krzesła zniknęły, a na ich miejsce pojawiły się stoły uginające się pod apetycznie wyglądającym jedzeniem, parkiet oraz z gracją krążący między gośćmi, odświętnie ubrani kelnerzy. Gdy młoda para zakończyła swój pierwszy taniec, Ron od razu pociągnął ją między wirujące pary. Nie wiedziała czemu nie mogła spojrzeć mu w oczy. Zamiast tego, zarzuciła mu ręcę na szyję i schowała twarz w jego szacie.
- Hermiona… - usłyszała miękki szept przy swoim uchu.
- Nic nie mów - jej zachrypnięty głos za to zabrzmiał jak błaganie, chociaż możliwe, że tylko dla jej uszu.
Nie wiedziała jak długo tańczyli. Nie wiedziała też, kiedy jego usta odnalazły jej, lecz poddała się temu bez żadnego sprzeciwu. Było tak jak powinno być… pasowali do siebie… Jakby wreszcie odnalazła swoje miejsce w szeregu.



            - Może Ognistej?
Słońce już prawie zaszło za horyzont, gdy Fred Weasley dosiadł się do niej z olbrzymią butelką swojego ulubionego trunku. Zabawa trwała na całego - muzyka dudniła, wprawiając czasem w delikatne drgania najbliższe naczynia, a goście z minuty na minutę stawali się głośniejsi i zdecydowanie bardziej radośni. Hermiona skryła się przy oddalonym, pustym stoliku, korzystając z chwili wolnego na kolejne przejrzenie egzemplarza Baśni Barda Beedl’a, który przepisał jej w swym testamencie Dumbledore.
- Jasne - uśmiechnęła się do niego szeroko, zamykając książkę. - Nalewaj!
Potrzebowała uczucia pieczenia w gardle i szumu w głowie. Szybko wypiła równo z nim zawartość małego kieliszka, po czym oboje skrzywili się mocno. Zaśmiali się ze swoich min.
- Bardzo ładnie dziś wyglądasz, Hermiono… - zaczął przytłumionym głosem.
Zamrugała parę razy, nie wiedząc, co na to odpowiedzieć. Jego wzrok był nieprzenikniony, ale nie wykluczała opcji, że mógł być już trochę pijany.
- Na pewno nie tak, jak twoje nowe, francuskie koleżanki-wile - starała się rozluźnić atmosferę. - Założę się, że z Georgem rozpoczęliście już swoje słynne bałamucenie.
Widziała kątem oka, że uśmiechnął się lekko. Zdjęła buty pod stołem i zaczęła rozmasowywać sobie zbolałe stoły, starając się uniknąć spojrzenia bliźniaka. Nad jego ramieniem zobaczyła Harry’ego w swojej nowej, niezbyt atrakcyjnej postaci, rozmawiającego z ciotką Muriel i Elfiasem Dodge. A mogła usiąść przy nich... Zachciało jej się samotności!
- Kto by pomyślał, że mój braciszek zdobędzie tak śliczną dziewczynę…
Mimowolnie się zarumieniła. Nie była przyzwyczajona do komplementów. Czuła jednak, że Fred zmierza do czegoś innego, a to był jedynie kurtuazyjny wstęp. Nie pomyliła się.
- Nie zwódź go tylko, Hermiono - powiedział cicho.
- Nie zwodzę go - warknęła, lekko zaskoczona ostrością swojego głosu.
Spojrzała na niego wyzywająco i zacisnęła mocniej palce na okładce książki, która wciąż spoczywała jej na kolanach.
- W porządku… Po prostu nie chcę go widzieć ze złamanym sercem. Już teraz ledwo można z nim wytrzymać… - parsknął śmiechem, ale zaraz znów zmarszczył czoło. - Bo on cię kocha… nawet jeśli się do tego nie przyznaje... to widać gołym okiem.
Nigdy nie spodziewała się usłyszeć tak poważnych słów od jednego z bliźniaków. Otworzyła usta, by coś odpowiedzieć, lecz przeszkodził jej w tym głośny świst, który przeciął powietrze gdzieś ponad ich głowami. Schylili się odruchowo, obserwując jak srebrna smuga przelatuje przez namiot i ląduje na samym jego środku, przybierając formę rysia. Patronus.
- Ministerstwo padło. Scrimgeour nie żyje. Nadchodzą. - z ust kota wydobył się niski, donośny głos Kingsleya Shacklebota. Po chwili, patronus rozpłynął się w powietrzu.
Przez pierwsze parę sekund nikt się nie poruszył, a cisza zakłuła Hermionę w uszy. Wstrzymując oddech, wyciągnęła różdżkę, a książkę przycisnęła kurczowo do piersi, jakby bała się, że ktoś rzuci się, by ją wyrwać.
Wystarczył jeden krzyk, by na sali zapanowała panika. Harry natychmiast znalazł się przy niej i pociągnął ją za łokieć w kierunku Rona, który stał po drugiej stronie parkietu, stając na palcach, starając się dojrzeć ich sylwetki.
- RON! - wrzasnęli z Harrym równocześnie.
Wokół nich zaczęły pojawiać się czarne, zakapturzone postacie. Błysnęły pierwsze zaklęcia. Na szczęście przyjaciół dzieliło zaledwie parę metrów. Hermiona widziała biegnącego w jej kierunku Rona, przepychającego się przez przerażonych gości weselnych, ale nie mogła trzeźwo myśleć. Miała wrażenie, że o czymś zapomniała… Zwolniła tempo, w przerażeniu wertując swój umysł. Nic. Nic.
Dopiero, gdy we trójkę złapali się za ręce, przed jej oczami stanął złośliwy uśmieszek i stalowe spojrzenie.
Malfoy. Zamknięty w pokoju. Bez różdżki.
W ostatnim momencie puściła ich ręce i patrzyła w zwolnionym tempie jak Harry i Ron znikają w nieznaną przestrzeń. Spanikowana zerwała zaklęciem torebkę z ramienia i posłała ją w miejsce, gdzie przed chwilą stali, tuż przed tym, jak ciche pyknięcie przypieczętowało ich aportacje. Sekundę później ona też rozpłynęła się w powietrzu.


* * *


Słyszał wrzaski i krzyki paniki, dochodzące z białego namiotu na wzgórzu, który był jedynym punktem oświetlającym ciemność nocy. Zaczynał się poważnie denerwować, a gdy zobaczył materializujących się Śmierciożerców na polanie za domem, wściekły walnął pięścią w drewnianą ramę okienną. Okno zamknęło się z trzaskiem, a szyba pękła w paru miejscach.
Czyli to koniec? Tak właśnie ma zginąć? U zawszonych Weasley’ów?

           Dwoma susami przemierzył pokój i szarpnął za klamkę. Wciąż zamknięte. Szarpnął jeszcze raz. Wpadł w szał. Walił pięściami, kopał i wrzeszczał, by go wypuścili, wiedząc, że i tak nikogo nie ma w domu i zostawili go tu samego na pastwę losu. W końcu opadł na podłogę przy drzwiach, chowając twarz w dłoniach.
- Drętwota! - zdecydowany, dziewczęcy głos dotarł nagle do jego uszu.
W kuchni ktoś musiał polecieć na szafkę ze szkłem, bo ogłuszający brzdęk i trzask poderwał go na nogi. Wybawca czy oprawca?
Dzięki Bogu zdążył odsunąć się parę kroków od drzwi, bo te otwarły się niespodziewanie, ukazując stojącą w progu, zdyszaną Granger. Chyba po raz pierwszy ucieszył się na jej widok, chociaż z początku nie poznał jej w prostych włosach, ułożonych w lekkim nieładzie wokół zarumienionej twarzy. Miała na sobie krótką, różową sukienkę, tak bardzo kłócącą się z rządzą mordu, która powoli nikła w jej oczach.
Wygląda jak pieprzona wróżka.
Podeszła do niego, nawet nie zaszczycając go spojrzeniem, i złapała za nadgarstek w ten sam sposób, w jaki składa się Wieczystą Przysięgę. Zszokowany szarpnął ręką, jednak dziewczyna trzymała go w stalowym uścisku.
- Chcesz stąd wyjść czy nie?! - warknęła i spojrzała na niego spod długich, ciemnych rzęs.
Coś przewróciło mu się w żołądku. Co to za zaklęcie?
- Tylko nas połączę na parę metrów. Nie wiem czy to zadziała.
Też zacisnął palce tuż nad jej dłonią. Nie umknęło jego uwadze, że była bardzo chuda. Zdawało mu się, że gdyby złapał ją mocniej, mógłby złamać ten wątły nadgarstek. Dziewczyna mamrotała coś pod nosem z zamkniętymi oczami, a on znów miał okazję, by przyjrzeć się jej dokładniej. Pod ramieniem trzymała cienką książkę, której tytułu nie zdołał przeczytać.
Dlaczego po niego wróciła? Dlaczego była sama?
- Zostań, gdzie jesteś - poleciła twardo i zaczęła cofać się do tyłu. - Barierę udało mi się osłabić tylko trochę, ale może uderzenie cię po prostu przepchnie.
- Uderzenie? - nic nie rozumiał, ale nie ruszył się z miejsca.
Gdy Granger zrobiła kolejny krok, coś wtem pociągnęło go do przodu. Całym swoim ciężarem wpadł na niewidzialną ścianę, która rozciągnęła się do niespodziewanych rozmiarów, aż w końcu pękła wypuszczając go po drugiej stronie. Przeklinając, prawie wpadł na niewzruszoną Gryfonkę, która znów złapała go za ramię i nie dając mu chwili wytchnienia, pociągnęła w nieprzeniknioną ciemność.

11 komentarzy:

  1. Nie ma co... Trzymasz w napięciu :D
    Tak samo jak wcześniej, tak samo teraz, bardzo podobał mi się rozdział. I muzyka ;) Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział :)
    Muszę przyznać, że dosyć płynnie wplotłaś własne wątki do tych, które już znamy z książki. Długo nad tym myślałaś?
    Baś

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od początku chciałam się jak najbardziej trzymać książek (bo je kocham całym sercem!), więc na ich podstawie stworzyłam historię. To opowiadanie jest tylko takim moim małym eksperymentem "co by było gdyby". Teraz oczywiście akcja musi odbiec dość daleko od oryginalnej treści... Jak mi to wyjdzie, zobaczymy ;D

      Usuń
    2. Rozumiem, te książki mają swój urok :)
      Ten eksperyment całkowicie mnie oczarował ;) Jak wspomniała koleżanka niżej, piszesz tak lekko, że praktycznie połyka się od razu cały rozdział :D
      No teraz musi, ale jestem pod wrażeniem, jak wplotłaś te wątki ze sobą, od razu widać, że znasz dobrze książki ;))
      Baś

      Usuń
  2. No i ja mam czekać kolejny tydzień na ciąg dalszy? W takich momentach mam ochotę krzyczeć. Bo w książce przynajmniej przejdę do następnego rozdziału od razu, a tu wystawiasz mnie na dużą cierpliwość :) Ale rozdział fantastyczny. Jak sama mówiłaś, dzieje się. No i niech tak będzie. Tylko proszę o szybciej :) Wiem, jestem marudna, ale my wierni czytelnicy już tak mamy. Masz dużą lekkość pisania i tu tkwi problem. Nam po prostu za szybko się to czyta, bo piszesz tak wciągająca. Pozdrawiam i już kończę marudzenie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej, B.
    (Twój nick od razu przywodzi na myśl Plotkarę ;))

    Dziękuję za komentarz. Cieszę się, ze znalazłaś w moim opowiadaniu coś co Ci odpowiada. Mam nadzieję, ze nie zawiodę Twoich oczekiwań. ;)

    Zaczął się już tydzień, więc zupełnie nie mam czasu, ale z przyjemnością wpadnę tu w wolnej chwili i poznam Twoją wersję.

    Miłego dnia, Suzette. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, no, no. B.
      Cieszę się, ze znalazłam czas. Przeczytałam wszystko i muszę Ci powiedzieć, że mi się podoba. Szczególnie to, że postacie nie są przekłamane. Draco jest irytujacy, bezczelny i niewdzięczny. Hermiona ma po prostu dobre serce i jest zagubiona. Nie rzucają się na siebie od razu.
      Zaczynasz z ciekawego punktu. Przeważnie opowiadania zaczynają się w ósmym roku opowieści, lub po tzw. "wszystkim".
      Jestem ciekawa co będzie dalej i zamierzam się tu pojawiać.

      Miło mi,
      Suzette.

      (P.S. Widzę, ze dobrze u Ciebie z poprawnością i stylistyką. Miałabyś może ochotę i czas, żeby raz na dwa tygodnie zbetować mój rozdział? Byłoby miło. ;) )

      Usuń
  4. Dziękuję bardzo za cudowne słowa! Dla takich chwil piszę ;>

    OdpowiedzUsuń
  5. Przeczytałam i czuję jak zwykle niedosyt, a rozdziałów do przeczytania jest coraz mniej. Różne emocje kipią z tego rozdziału. Już dawno nie czułam się tak oczarowana czyjąś historią. Ciekawie przedstawiłaś swój eksperyment. Tylko ciekawe jak poprowadzisz to dalej.

    OdpowiedzUsuń
  6. Histora bardzo utrzymywana z pierwowzorem. Jest ciekawie jak zwykle, ale cieszę się, że teraz będzie konieczne użycie większej kreatywności, bo to jest najciekawsze!

    OdpowiedzUsuń
  7. Cudownie :D Czytam dalej.... tak myślałam, że Hermiona wróci po Malfoya :D

    Eff

    OdpowiedzUsuń
  8. Wspaniale wplatasz w swoje opowiadania wydarzenia z książki. Jestem ciekawa, co teraz z Harrym i Ronem i jak poradzą sobie bez Hermiony. No i oczywiście co będzie się działo z nią i z Malfoyem? Dokąd uciekną?
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń

Bardzo, bardzo, bardzo dziękuję za każdy komentarz! Naprawdę każdy kolejny dodaje skrzydeł!
(jeśli chcecie skomentować, a nie macie konta, wystarczy kliknąć w opcję "Komentarz jako: Anonimowy")