23.09.2014
Przepraszam, że tak długo nie dawałam znaku życia. O blogu nie zapomniałam, jednak ostatnio moje życie jest tak zakręcone i tak dużo mam na głowie, że zupełnie nie jestem w stanie skupić się na następnym rozdziale. Dziękuję za to, że wciąż wchodzicie, czytacie i komentujecie. Gdy tylko coś się ruszy, natychmiast Was o tym powiadomię!

niedziela, 6 października 2013

2. "Pomocy..."


Ciemne niebo pokryte gęstymi chmurami przeszyła błyskawica, na ułamek sekundy oświetlając uśpione w mroku pola i łąki, otaczające dom Weasley'ów. Chwilę później, gdzieś w oddali rozległ się grzmot zwiastujący nadejście burzy. Wysoki budynek zakołysał się lekko, sprawiając wrażenie jakby miał się zaraz przewrócić, jednak nieznana siła zmusiła go do utrzymania pierwotnej postawy, co objawiło się głośnym skrzypnięciem drewna. Drobna szatynka stojąca przed domem nawet nie obróciła się za siebie. Tyle razy była świadkiem ogromnych wichur, które wystawiały na próbę cały budynek przez tyle lat, że teraz spokojnie mogła wpatrywać się w czarne jak smoła niebo. Stała tak już od piętnastu minut, całkowicie nieruchomo, co chwila marszcząc brwi, jakby jej głowę zaprzątało kilkanaście myśli naraz. Może rzeczywiście tak było...
Objęła się ramionami i westchnęła cicho, zamykając oczy. Modliła się o deszcz. I wcale nie obchodziła ją susza, która dręczyła wszystkich dookoła od paru tygodni. Chciała, by deszcz pomógł jej zmyć z siebie wszystkie wyniszczające emocje, uczucia i obawy, które kotłowały się w niej od ponad roku. By wreszcie mogła uwolnić się od ciągłego strachu, niepewności i zagubienia. To, że chciała wyruszyć w podróż z Harrym nie podlegało jakiejkolwiek dyskusji. Jednak czasami, głównie gdy wieczorem leżała w łóżku, bezmyślnie wpatrując się w sufit, czekając na sen, który wciąż nie przychodził, łapały ją wątpliwości. Czy nie porywają się na coś zbyt wielkiego? Coś, co całkowicie przekracza ich możliwości? Skoro ktoś taki jak Szalonooki poległ dzisiaj z rąk Voldemorta, to jakie oni rzeczywiście mają szanse na powodzenie? Lub chociaż na przetrwanie...?
Ale Dumblerdore...
Dumbledore, co? Przecież nie dał im konkretnych zadań lub chociażby wskazówek! Słyszała złość w głosie Harry'ego, kiedy wspominał o byłym dyrektorze Hogwartu i nie dziwiła się mu. Cała trójka w głębi duszy czuła się bezradna. Nie wiedzieli, gdzie mają tego szukać, a tym bardziej jak to zniszczyć. Poza tym, jakim cudem troje siedemnastolatków miałaby walczyć przeciwko ogromnym zastępom Śmierciożerców? Przecież to śmieszne.
Zmrużyła oczy.
Miała wrażenie, że tuż za granicą teleportacji, która jak ogromna bańka rozciągała się wokół Nory, na moment rozbłysło niebieskie światło. Usłyszała też ciche pyknięcie, które zwykle zwiastuje czyjąś aportację. Pierwszym, co przyszło jej do głowy był atak Sam-Wiesz-Kogo. Niepewnie postawiła krok do przodu, próbując dojrzeć jakikolwiek ruch w oddali. Nie zarejestrowała nawet pojedynczego szelestu zboża. Wszystko wydawało się podejrzanie spokojne i jakby... uśpione. Coś było nie tak.
Podbiegła do drzwi kuchennych, by zawiadomić resztę, jednak gdy zobaczyła ponure twarze Tonks, Molly i Remusa, na których ból po stracie Szalonookiego był tak namacalny, że w jej klatce piersiowej nagle zapanowała okropna pustka, a w oczach zakręciły się łzy, postanowiła, że sama sprawdzi, co to było. Przecież mogło jej się przywidzieć...
To na pewno nic wielkiego, uspokajała się w myślach, jednak nie mogła opanować drżenia rąk, gdy przedzierała się przez wysokie łany zboża, co chwila zerkając na kłębiące się nad nią chmury, które wręcz ostrzegały ją przed następnym krokiem. Będzie ulewa. Ogromna ulewa. Mimo wszystko uśmiechnęła się lekko.
W końcu zaczęła biec, bo gdy szła jej niepokój wzrastał, a cisza dookoła kłuła ją w uszy. W miarę im dalej biegła czuła jak grząska ziemia coraz bardziej zapada jej się pod stopami, a jej tenisówki były już całe brązowe od błota, którego w żaden sposób nie potrafiła ominąć. Choć jej oddech stawał się płytszy, a na czole pojawiły się kropelki potu, nie zwalniała. Wręcz przeciwnie - biegła jeszcze szybciej, pragnąc zostawić wszystko za sobą. Chociaż na chwilę. Miała nadzieję, że zmierza w dobrym kierunku, jednak gdzie nie spojrzała, widziała tylko wysokie na co najmniej dwa metry zboże, które zawzięcie odgarniała rękoma. Czuła, że musi tam dobiec jak najszybciej.
Nagle ciszę przedarł cichy jęk.
Dziewczyna zatrzymała się gwałtownie, jeszcze bardziej plamiąc błotem swoje jeansy. W głowie dudniły jej przyspieszone uderzenia serca. Znajdowała się tuż przed granicą ochrony. Drżącym głosem wyszeptała odpowiednie zaklęcie, wyciągając z kieszeni bluzy czarną różdżkę i przekroczyła bezpieczny teren. Gdy usłyszała kolejny jęk przyspieszyła kroku, wciąż zapobiegawczo trzymając przed sobą cienki patyk i nieustannie rozglądając się dookoła. To przecież może być pułapka.
Zdusiła w sobie okrzyk. Na ziemi leżał chłopak, w dziwnej, powykrzywianej pozie. Jego koszula podarta była w paru miejscach i poplamiona krwią. Zbliżyła się do nieruchomej postaci i upadła na kolana. W chwili, gdy podsunęła do góry jego rękaw koszuli, chcąc sprawdzić puls, coś ponownie ścisnęło jej gardło ze strachu.
Mroczny Znak.
Natychmiast podniosła się na nogi i wystrzeliła w ciemne niebo czerwone iskry. Drżącymi dłońmi odgarnęła jasne włosy z jego twarzy.
- Malfoy? - szepnęła, wpatrując się w bladą twarz chłopaka i delikatnie przejeżdżając opuszkami palców po jego gładkim policzku.
Przyłożyła głowę do jego klatki piersiowej. Wciąż oddychał, jednak nie mogła nie zauważyć, że jasna koszula coraz bardziej nasiąkała krwią. Powoli rozerwała materiał, starając się nie uszkodzić rany.
- O mój Boże... - szepnęła, otwierając szeroko oczy z przerażenia.
Nie potrafiła wydobyć z siebie dźwięku. To musiała być jakaś zaawansowana czarna magia.... Potężny urok... Jej myśli pędziły jak oszalałe, próbując znaleźć jakieś przeciwzaklęcie lub chociaż coś, co zatamuje wciąż płynącą krew. Nie mogąc nic zrobić, patrzyła jak blade ciało chłopaka zalewa czarna substancja, przypominająca płyn w myślodsiewni, tuż pod bladą, niemalże przezroczystą skórą.
- Pomocy... - chciała krzyknąć, lecz jej głos był zachrypnięty i zbyt słaby, by przedrzeć się przez osłonę nocy.
- Pomocy! - tym razem jej wołanie potoczyło się echem po pobliskich polach. Poczuła łzy na policzkach. Gdzie oni są?! Przecież on umiera…
Jak na zawołanie koło niej zaczęły pojawiać się znajome sylwetki przyjaciół. Remus, Tonks, Harry, Ron, Ginny, Molly... wszyscy bladzi ze strachu rzucili się w jej kierunku, chcąc dowiedzieć się, co się dzieje. Nie rozumiała tego, co do niej mówili, jedyne na co zwracała teraz uwagę to to, jak palce blondyna nagle oplotły się wokół jej nadgarstka w ciasnym uścisku.
Wtem ktoś brutalnie postawił ją na nogi i przycisnął do siebie. Wtuliła twarz w miękką bluzę, po zapachu poznając swojego najlepszego przyjaciela.
- Wszystko w porządku? - zapytał łagodnie. - Jesteś cała brudna.
- Ron... - stłumiła szloch, jeszcze bardziej przyciskając twarz do ubrania chłopaka. -  Nic... Nie mogłam nic...
Na górze rozległ się kolejny grzmot, a pierwsze krople deszczu spadły na brązowe, kręcone włosy dziewczyny.
- Czy... - zawiesił się na chwilę, jakby nie był pewny tego, co chciał powiedzieć. - Hermiona, czy to jest M a l f o y?!...


czytaj dalej              

9 komentarzy:

  1. Kolejny emocjonujący rozdział jest za mną. Kurcze, jak ty to robisz? Tak mnie wciągnęłaś w swoją historię. Twoje opisy są idealne. Nie nużą swoją długością i nie są też przerażająco krótkie. Muzyka jest bardzo klimatyczna i idealnie pasuje do historii. Twoja historia ma duży potencjał. Jestem ciekawa jak inni zareagują na Malfoya.
    Na końcu ma tylko małą uwagę. Hermiona jest szatynką, a nie brunetką :) Ludzie często tak piszą, choć nie wiem czemu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. mam* Jedna literka zginęła. :)

      Usuń
    2. Pewnie dlatego, że dla mnie 'brunetka' do niedawna oznaczało posiadaczkę brązowego koloru włosów i jakoś się nie mogę przestawić... ;P

      Usuń
    3. Dużo osób tak ma, więc się nie martw :P

      Usuń
  2. Ciekawie. Bardzo. Narazie nie wiem co jeszcze moge napisać, ide czytać dalej :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam życiową niechęć do opisów. Nienawidzę ich i nie ukrywam, że nie mogę się doczekać jakiegoś błyskotliwego dialogu. Taki mój urok niestety. Twoje opisy mimo wszystko są jak najbardziej ciekawe i budują Twoją historię. Nie spodziewałam się, że budowanie akcji może wyjść tak zaskakująco dobrze przy utrzymywaniu takiego stylu. Masz to "pióro", które działa cuda. Od długiego czasu żaden blog nie przykuł mojej uwagi, aż tutaj nagle z chęcią zostanę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wow, dziękuję! Cieszę się, że jednak zdecydowałaś się przeczytać i mam nadzieję, że następne rozdziały Cię nie rozczarują. :)
      A jeśli rozczarują, to też napisz.

      Usuń
  4. Bardzo mi się podobają emocje jakie towarzyszą tym rozdziała.... Czuje wszystko co osobą o której piszesz :) To coś miłego... Widać, że skupiasz się na emocjach.

    Buźka

    Effy

    OdpowiedzUsuń
  5. Zaskoczyłaś mnie! Nie spodziewałam się że Draco przeniesie się do Nory. Mam nadzieję, że go uleczą. Ciekawe, jak zareagują na nie go inni. To w końcu śmierciożerca.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Bardzo, bardzo, bardzo dziękuję za każdy komentarz! Naprawdę każdy kolejny dodaje skrzydeł!
(jeśli chcecie skomentować, a nie macie konta, wystarczy kliknąć w opcję "Komentarz jako: Anonimowy")