23.09.2014
Przepraszam, że tak długo nie dawałam znaku życia. O blogu nie zapomniałam, jednak ostatnio moje życie jest tak zakręcone i tak dużo mam na głowie, że zupełnie nie jestem w stanie skupić się na następnym rozdziale. Dziękuję za to, że wciąż wchodzicie, czytacie i komentujecie. Gdy tylko coś się ruszy, natychmiast Was o tym powiadomię!

piątek, 11 października 2013

5. "Za dużo do zrobienia, za mało czasu"

Wesele zbliżało się wielkimi krokami, więc Nora zatrzęsła się w posadach od niekończącego się strumienia rozkazów pani Weasley. Wszyscy wstawali równocześnie o świcie, a wieczorem padali na łóżka ze zmęczenia. Polerowanie sztućców, wiązanie kokardek, czyszczenie na błysk każdego zakamarka i inne nużące czynności tak nadwyrężały ich siły, że prawie zapomnieli już o wciąż przygwożdżonym do łóżka Malfoyu w zamkniętym na cztery spusty pokoju Percy'ego, na drugim piętrze. Przez większość czasu Hermiona ledwo widziała resztę domowników, a Harry i Ron całkowicie zniknęli jej z oczu, zapewne za sprawą sprytnych zabiegów pani Weasley, która desperacko pragnęła dowiedzieć się czegokolwiek o zamiarach trójki. W tych warunkach planowanie wyprawy, wiszącej nad nimi jak ciemna, deszczowa chmura, wydawało się Hermionie niemożliwe.
Gdy słońce zawisło niebezpiecznie nad horyzontem, nieubłaganie odmierzając czas, stała właśnie w ogrodzie na tyłach domu, próbując rozdzielić stos popękanych doniczek i kociołków na te, które jeszcze nadawały się do użytku i te, które już nawet nie przypominały pierwotnego kształtu. Machinalnie wykonując proste ruchy różdżką, po raz kolejny przeszła w pamięci przez listy: lista zaklęć, które koniecznie wymagają ćwiczeń... lista zaklęć, które ewentualnie mogą się przydać... lista książek, tych niezbędnych i tych mniej niezbędnych... lista rzeczy do zrobienia... lista rzeczy do zapamiętania... jakie ubrania... namiot! skąd wziąć wytrzymały i wygodny namiot? Pokręciła głową, czując jak stres znów przyprawia ją o nieprzyjemne dreszcze na całym ciele. Nie łudziła się, że nie jest jedyną osobą, która myśli o technicznych sprawach i że to nie na niej spoczywał cały obowiązek organizacji. Nie ufała w tej sprawie ani Harry'emu, ani Ronowi i czuła się bezpieczniej, gdy to ona zajmowała się wszystkimi szczegółami. Odliczyła do dziesięciu, głęboko oddychając. Niewiele to pomogło.
Teraz dodatkowo pojawił się nowy problem: jak nie dopuścić Ronalda Weasley'a do niewyparzonej gęby Malfoya? Odkąd Ron wpadł na swój "niesamowity" pomysł minęło już dobre kilka godzin, a ona do tej pory nie wpadła na żadne sensowne rozwiązanie. Za dużo do zrobienia, za mało czasu, pomyślała i za mocno szarpnęła różdżką. Doniczka, z trzaskiem rozbiła się pięć metrów dalej... tuż pod stopami Ginny, która, przestraszona, podskoczyła jak młoda sarenka i krzyknęła, jednocześnie zanosząc się od śmiechu.
- Czy ty mnie chcesz przyprawić o zawał serca?! Tak źle mi życzysz?
- Tak, Ginny - odparła Hermiona z udawaną powagą. - Ostatnio mam cię dość, więc uznałam, że zaplanuję ten skomplikowany atak na twoje życie!
Rude, proste włosy Ginny, które sięgały jej już do pasa, zalśniły w zachodzącym słońcu. Dziewczyna uśmiechając się pod nosem na sarkastyczny komentarz przyjaciółki, włożyła ręce do kieszeni i zakołysała się lekko na piętach, patrząc pusto przed siebie. Jak zwykle wyglądała nieskazitelnie. Hermiona zawsze zastanawiała się jak to jest być na jej miejscu - bez przerwy opędzać się od wielbicieli i móc co weekend umawiać się z kimś innym, tak jak to się działo za błogich czasów Hogwartu.
- Ale nie masz mnie dość, co?
- Nie...! Coś ty! Nie bądź głupia.
Zaśmiały się, po czym równocześnie westchnęły. Żadne słowa nie były w tej chwili potrzebne, gdy tak stały obok siebie. Każda z nich tkwiła we własnych problemach i dylematach, które teraz traciły swą ostrość i wydawały się niemalże do zniesienia.
- Jutro już przyjeżdżają Delacour'owie, co?
Ginny kiwnęła głową, a po chwili dodała:
- A pojutrze urodziny Harry'ego... - zatrzymała się, widocznie niepewna, czy powinna dalej brnąć.
Hermiona wstrzymała oddech. Już wiedziała do czego to zmierza, ale cicho łudziła się, że Ginny nie odważy się kontynuować.
- Ja wiem, że to, co on robi... to, co wy robicie jest szlachetne i wspaniałomyślne, ale nie mogę...!
Ginny zamilkła i przyłożyła palce do skroni, jakby nagle bardzo rozbolała ją głowa.
- Jestem po prostu tak wściekła! Bo ja też mogę pomóc, Hermiona! Wiesz, że w walce nie jestem najgorsza. Tak naprawdę - bez fałszywej skromności - wiesz, że jestem bardzo, bardzo dobra!
Jeszcze nigdy nie poruszały tego tematu. Niewypowiedziane słowa i uczucia wypłynęły niespodziewanie na powierzchnie i już nie można było ich cofnąć czy sztucznie zatuszować. I mimo, że doniczki wciąż latały w powietrzu z kupki do kupki, a Ginny nie ruszała się z miejsca, atmosfera stała się ciężka i dla Hermiony nie do zniesienia. Nie chciała dalej ciągnąć tej rozmowy. Cały czas miała nadzieję jej uniknąć.
- Ale to nie walka jest tutaj problemem - powiedziała cicho.
- Więc ty też tak uważasz?! Uważasz, że Harry powinien ze mną zerwać i nie przyjmować jakiejkolwiek dodatkowej pomocy?! Będzie chronił najbliższych! - krzyknęła i uniosła ręce w kierunku nieba. - A co z ochroną jego?
Hermiona zobaczyła desperację w jej oczach, które przez moment zalśniły od łez. Nie popłynęły jednak po policzkach - Ginny nie była beksą. Zawsze twarda, zaradna i pełna energii, teraz wydała się jej krucha i przerażona.
- Nasze zadanie jest... skomplikowane - odparła powoli. - szczerze mówiąc prawie... niemożliwe do wykonania. To jest tylko i wyłącznie decyzja Harry'ego. Ledwie zgodził się, abyśmy my mu pomogli. Nie mogę... Nie mogę ci nic powiedzieć - rozłożyła ręce. - Tak strasznie mi przykro.
- No tak... nierozłączna trójca. - Ginny prychnęła i odwróciła głowę.
- Hej, nie mów tak. - Hermiona powróciła do porządków i ostatni kociołek poleciał na swoje miejsce. - Wiesz, że robi to dla twojego dobra.
- To jest po prostu niesprawiedliwie - cichy głos najmłodszej z Weasley'ów zadrżał lekko. - Nie wiem, kiedy go znów zobaczę, a nie mogę go nawet dotknąć. Unika mojej obecności, mojego wzroku... A to męczarnia, bo ja go... - pokręciła głową, a Hermiona mogła się jedynie domyślać końca tego zdania. - Muszę wracać.
- Poczekaj, ja też już idę
Zabrała z ziemi pusty kubek po herbacie, po czym podeszła do przyjaciółki i przytuliła ją z całej siły. Ginny nie odwzajemniła gestu, wciąż mając ręce przyklejone wzdłuż ciała, ale Hermiona po raz pierwszy usłyszała jak cicho płacze, ukrywając twarz za wachlarzem rudych włosów.

***

Dom wrzał. Przez ściany słyszał podniesione głosy, czasem krzyki, szurania, stukania, głuche uderzenia, czemu akompaniowało niekończące się skrzypienie drewna. Ten budynek się zaraz rozwali, pomyślał ze strachem, a jednocześnie cichą satysfakcją. Jeszcze chwilę temu miał nadzieję, że obudzi się w swoim własnym łóżku cały i zdrowy, ze świadomością, że jego matka też leży w swojej sypialni cała i zdrowa. Dlatego nie otwierał oczu licząc na to, że jego marzenie się ziści. Niestety te okropne dźwięki na dobre rozwiały jego nadzieje. Wciąż tu był.
Jednak c o ś się zmieniło. Otworzył oczy i rozejrzał się po pokoju, który już zdążył szczerze znienawidzić. Miał wysuszone gardło z pragnienia i bardzo musiał iść do łazienki, ale... ale nie czuł już bólu. Było to tak euforyczne odkrycie, że zaśmiał się głośno, lecz natychmiast złapał się za gardło, które zapłonęło mu żywym ogniem. Powoli podniósł się na poduszkach, przeczekał aż miną mu zawroty głowy i sięgnął po dzbanek z wodą, stojący przy łóżku, wypijając prosto z niego pięć dużych łyków. Cóż za ulga. Jeszcze tylko jakaś łazienka. W pokoju było ciemno, ale przypuszczał, że trwał jeszcze wieczór, sądząc po odgłosach, które doprowadzały go do szewskiej pasji. Chociaż równie dobrze te biedaki mogły pracować dwadzieścia cztery godziny na dobę. Chciał zapalić światło, ale zorientował się, że przecież nie ma przy sobie różdżki. Jego dobry humor zniknął tak szybko, jak się pojawił.
Sam w ciemnościach poczuł się dziwnie opuszczony i rozdrażniony, żeby nie powiedzieć... zdenerwowany. Po raz pierwszy zastanowił się nad swoją przyszłością, ale zupełnie nie potrafił przewidzieć, co zdecydowali się z nim zrobić. Wiedział, że jak najszybciej musi stąd wiać. Ale co potem? Będzie żył jak uciekinier, chowając się przed światem? Znajdą cię i tak, cichy głos z tyłu głowy zaśmiał się szyderczo. Poza tym jak zdoła uciec bez różdżki? Potrząsnął głową i postanowił, że na razie zajmie się najbardziej naglącymi sprawami. Nie chciał myśleć. Nie miał siły myśleć. Wstał więc i przeszedł przez pokój w kierunku drzwi prowadzących na korytarz. Szarpnął parę razy.
Czyli jednak go zamknęli.
Chciał załomotać w nie pięścią i domagać się ludzkiego traktowania, ale wnet osłabienie ogarnęło jego organizm. Kątem oka dostrzegł jeszcze jedne drzwi na ścianie obok, więc z trudem dowlókł się do nich znów pełen nadziei. Pchnął je ręką, przez co otworzyły się z hukiem.
Owszem była to łazienka. Najmniejsza łazienka jaką widział w życiu. Możliwe, że było to najmniejsze pomieszczenie jakie widział w życiu. W duchu dziękował Bogu za panujące ciemności, ale i tak wciskając się do środka, nie mógł powstrzymać odgłosu obrzydzenia. Pewnie musieli wyczarować to prowizoryczne coś na czas jego pobytu.
Po jednym z najpiękniejszych momentów w jego życiu, rozebrał się i wszedł pod prysznic. Bezskutecznie próbował zdjąć bandaże pokrywające jego klatkę piersiową i część pleców, ciasno przytwierdzone zaklęciem. Okazało się jednak, że wciąż były mu potrzebne, bo gdy stanął pod orzeźwiającym strumieniem, woda spływająca do odpływu zabarwiła się na czerwono, a zakryte rany zaszczypały go od kontaktu z zimną cieczą. Syknął. Zrobiło mu się niedobrze. Źle znosił widok krwi, szczególnie jeśli nie spodziewał się jej zobaczyć. Jak to w ogóle możliwe, że jeszcze krwawił?
Skończył myć głowę, owinął biodra białym ręcznikiem, który znalazł na haczyku koło lustra i wygramolił się z prysznica, uderzając łokciami i kolanami o jego ściany i pobliską umywalkę. W powietrze wystrzeliła wiązanka przekleństw, gdy Draco próbował powstrzymać się od oddania każdego ciosu niczemu winnym przedmiotom. W końcu wytarł malutkie lustro z pary i spojrzał sobie w oczy jak jeszcze dzień wcześniej u siebie w domu. Czy może dwa dni? Nie był pewien. Równie dobrze mógł to być i tydzień. Jego odbicie straszyło podkrążonymi oczami i sinymi ustami, a przez ciało przechodziły dreszcze z wycieńczenia. Dlaczego wysłałaś mnie właśnie tutaj?
Nikt nie odpowiedział.
Ubrał się w spodnie od piżamy, w których się obudził i bluzę, leżącą na krześle obok łóżka, starając się odpędzić myśl, że te rzeczy nosił któryś Weasley. Ohydny kolor. Rzucił się na upragnione łóżko i schował twarz w poduszce, czując, że jego mięśnie znów odpoczywają, a on odpływa w krainę snów.
- Ronald, nie! Ron, zatrzymaj się do cholery! - przytłumiony głos Granger przeniknął przez cienkie ściany.
Zaciekawiony podniósł głowę, by lepiej słyszeć. Kłócili się? O niego? A to ci dopiero..., zadowolony zaśmiał się pod nosem.
Pokój nagle wypełniło ostre światło, a drzwi otworzyły się na oścież, uderzając w przyległą ścianę. To nie kto inny, jak Ron Weasley potraktował je kopniakiem, lewitując przed sobą tacą z jedzeniem. Jedzenie. Zaburczało mu w brzuchu, który nachalnie przypomniał mu, że jest głodny. Gdy tylko przyzwyczaił się do jasności, przewrócił się na prawy bok i oparł głowę na łokciu, unosząc brew. Uśmiechnął się z pobłażaniem, jakby oglądał świetny kabaret. To była jedyna broń jaką miał, która rzeczywiście podziała, bo początkowe, szydercze spojrzenie rudzielca ustąpiło miejsce rozeźlonemu.
Taca powoli zbliżała się do niego, ale Draco starał się na nią nie patrzeć, chociaż z chęcią poderwałby się z miejsca i rzucił na nią łapczywie. Musiał przyznać, że cokolwiek było w tych miskach, naprawdę dobrze pachniało.


Jego chora duma była jednak silniejsza od rozumu. Nie mógł się dłużej powstrzymywać. Taca już opadała na niski stolik tuż koło łóżka…
- Nieźle, nieźle, Weasley. Widzę, że sporo ćwiczyłeś... Poważnie rozpatrzę twoją kandydaturę, jeśli będę miał wolną posadę na skrzata domowego. Nie musisz mi dziękować.
Ron zacisnął szczęki, a w jego oczach błysnęła dzika furia. Wszystkie naczynia na tacy, która już niemal dotykała blatu, zatrzęsły się niebezpiecznie. Malfoy przysunął się bliżej ściany, natychmiast żałując swoich słów. Nie miał różdżki, nie miał jak się bronić. Gratulacje, szyderczy głosik zaklaskał mu z uznaniem z tyłu głowy w tej samej chwili, gdy talerze i kubki wystrzeliły w powietrze, roztrzaskując się o ścianę tuż nad nim. Zasłonił się nieporadnie rękami, kuląc się pod wodospadem szkła. Zabolało, gdy jeden odłamek przeciął mu skórę ponad prawą brwią, zostawiając podłużną, czerwoną szramę. Zawsze uważał, że Weasley nie był w pełni władz umysłowych, ale teraz zachowywał się jak prawdziwy szaleniec. Do pokoju wpadła potargana Granger, zapewne przestraszona hukiem, z szeroko otwartymi oczami próbując zrozumieć zastaną scenę.
- Czy ciebie już do końca pojeba...  
Ale Ron nie pozwolił mu dokończyć. Machnął różdżką, a on poczuł jak jego gardło z sekundy na sekundę coraz bardziej się zaciska.
- Wylegujesz się w moim domu... - Weasley z każdym słowem mocniej zaciskał palce wokół różdżki i był coraz bliżej, a on już ledwo łapał oddech. - Korzystasz z moich ubrań... Obrażasz moich przyjaciół i rodzinę - Ron wysyczał, bynajmniej nie zamierzając przerwać. - I mnie.
            
Malfoy się dusił. Hermiona widziała jak złapał się za szyję, a na jego twarzy wyskoczyły czerwone plamy. Wiedziała, że powinna słuchać swojej intuicji, gdy tylko dostała przeczucie, że za drzwiami dzieje się coś złego. Nie dochodził stamtąd jednak żaden dźwięk, zdenerwowana czekała więc cierpliwie. Lecz minęło za dużo czasu... podejrzana cisza zmusiła ją do naciśnięcia klamki. Gdy znalazła się w środku, zamarła.
- Jesz moje jedzenie...!
Ron kontynuował swą tyradę, zupełnie tracąc panowanie nad sobą. Różdżka w ręce chłopaka obróciła się, a Malfoy oderwał się od łóżka, silnie uderzając plecami o ścianę, sunąc w górę, jakby ciągnęła go niewidzialna lina zaciągnięta ciasno wokół jego szyi.
- RON! PRZESTAŃ! - Hermiona krzyknęła w końcu. Natychmiast zrozumiała, że Ron w międzyczasie musiał rzucić zaklęcie wyciszające, bo ten hałas już dawno przywołałby tu wszystkich domowników. - PRZESTAŃ W TEJ CHWILI!
Nie słuchał jej. Zachowywał się jak opętany, całkowicie zgubiony w swoim gniewie i wspomnieniach. Musiała działać szybko. Wyciągnęła swoją różdżkę z tylnej kieszeni jeansów i wycelowała nią w przyjaciela. Expelliarmus! Nie wiedziała, czy powiedziała zaklęcie na głos, czy tylko w myślach, lecz niebieskie światło błysnęło przez pokój, rozbrajając niczego niespodziewającego się chłopaka, który momentalnie jakby obudził się z transu. Ron popatrzył nieobecnym wzrokiem na krztuszącego się Malfoya, który teraz opadł ciężko na łóżko, a jego klatka piersiowa unosiła się od głębokich oddechów, jak po kilkukilometrowym biegu. Sprawca całego zamieszania szybko zebrał swoją różdżkę z podłogi i ignorując przerażone spojrzenie Hermiony, wyszedł z pokoju, trzaskając głośno drzwiami.
Została sama ze Ślizgonem. Patrzyli na siebie bez słowa przez krótką chwilę. Ona zastanawiała się, co zrobić - on czekał na jej ruch, opierając się rękami o łóżko i cały czas łapiąc oddech. W końcu podeszła do niego, posprzątała bałagan wokół jednym zaklęciem i oparła kolana na pościeli. Zmarszczył brwi, jednak wciąż milczał. Zaskoczony wyrwał się jej, gdy ta delikatnie, ale zdecydowanie złapała go za twarz i przysunęła koniec różdżki do jego policzka.
- Odwal się - warknął.
Przewróciła oczami.
- Nie zachowuj się jak dziecko - mruknęła zniecierpliwiona i znów powtórzyła gest, przechylając jego głowę lekko w lewo, by mieć lepszy dostęp do rany. Przynajmniej miała okazję poćwiczenia nowych zaklęć.
Do jego nozdrzy dotarł jej zapach.
Tym razem posłusznie pozwolił jej przytknąć różdżkę do jego skóry, obserwując ją badawczo, gdy ta zamknęła oczy, mamrocząc coś pod nosem.
- Może to ja zachowuję się jak dziecko, ale to ty masz kumpla mordercę - powiedział prawie szeptem, gdy chłodny powiew owionął jego twarz. Brew nagle przestała go piec.
Hermiona ocknęła się i ściągnęła brwi. Znów mierzyli się spojrzeniami.
- Musiałeś go sprowokować.
Miał coś odpowiedzieć, ale wtedy przesunęła różdżkę w kierunku jego szyi i odsłoniła ręką część jego piersi, łapiąc za górę bordowej bluzy. Drgnął, gdy jej zimne palce dotknęły jego skóry, lecz ona na nic nie zważając już zamknęła oczy, marszcząc brwi w skupieniu. Czerwona plama - pozostałość po bliskim zetknięciu z gorącą herbatą, znikła, chociaż on nawet nie zdawał sobie sprawy, że w ogóle istniała, dopóki nie poczuł jak ból niespodziewanie wyparował.
Granger zerwała się z łóżka z dziwnym wyrazem twarzy, którego nie potrafił rozgryźć, zabrała tacę i szybkim krokiem skierowała się w kierunku drzwi, gasząc światło. Przez okno wpadła smuga księżycowego światła, a on siedział nieruchomo jeszcze przez kilka minut z całkowitą pustką w głowie. W końcu, głodny, opadł na poduszki i zamknął oczy. Balansując jeszcze między jawą i snem widział, jak ktoś stawia na stoliku obok talerz kanapek.


11 komentarzy:

  1. Draco mnie wkurza, ale on już taki musi być i jest ok. Z Rona to niezły choleryk. Szaleje chłopak. Ale widzę, że powolutku bo powolutku ale coś się dzieje z Hermioną i Draco i tak ma być. Czekam na next.

    OdpowiedzUsuń
  2. wkurza? a to dlaczego? :D tu mnie zaskoczyłaś haha

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale on mnie wkurza w taki pozytywny sposób. Taki jego urok i niech tak zostanie. Zresztą, my chyba tak mamy, że lubimy tych facetów z pazurem a nie "ciepłe kluchy"

    OdpowiedzUsuń
  4. a takie małe pytanko, kiedy możemy się spodziewać następnego świetnego rozdziału? Powiem szczerze, że ucieszyłam się jak dziecko z Twojego powrotu i czytając Twoje opowiadanie ciągle mi mało :) Przepraszam za marudzenie ale jestem raczej niecierpliwa z natury :)

    OdpowiedzUsuń
  5. takie marudzenie akurat lubię ;) Rozdział będzie pewnie w tę sobotę.
    PS Jeśli mogłabyś dodać swojego maila do tej nowej subskrypcji (pod komentarzami) byłoby super. Będę miała po prostu wszystkie maile w jednym miejscu

    OdpowiedzUsuń
  6. Mogłam się spodziewać takiej akcji. Jak łatwo sprowokować Rona. Malfoy też się nie potrafił powstrzymać z uwagami i za to go uwielbiam. Widzę, że między naszymi bohaterami zaczyna się już coś kiełkować. Jednocześnie zastanawiam się jak się potoczy sprawa na tym weselu. Jestem ciekawa jak ty to rozegrasz.
    A tak na marginesie. Pisałaś już coś wcześniej czy jest to twoje pierwsze opowiadanie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właściwie to to opowiadanie ma już ze trzy lata, z tymże było zawieszone (po trzecim rozdziale), a ja ostatnio wpadłam na pomysł, by je dalej pociągnąć. Jeszcze kiedyś na onecie pisałam jakieś opowiadanie o Nowym Jorku, ale nie powiem, żeby było na zbyt zadowalającym poziome ;>

      Usuń
  7. I taki Ron jest satysfakcjonujący! Nie lubię go... Draco i jego urok jak zawsze na miejscu, a Ginny, która pokazuje pazurki to jak dla mnie najlepsza możliwa jej odsłona!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, a ja zawsze bardzo lubiłam Rona... Jedna z moich ulubionych postaci w potterze

      Usuń
  8. Kurde jak ja Ronalda nie lubie... Wiem, że to złe ale on mnie irytuje.... Jest skretyniały i w ogóle...Może Twoje opowiadanie zmieni moje zdanie o nim..... Kocham Ginny... Moja waleczna Gryfonka....

    Eff

    OdpowiedzUsuń
  9. Lubię twoją Ginny, podoba mi się że u ciebie jest taka prawdziwa. Ma swoje słabości, których u Rowling mi brakowało ;)
    Szkoda, że moje przypuszczenia co do Rona się sprawdziły. Trochę go Draco sprowokował...
    Ciekaw czemu Hermiona tak szybko uciekła? ;)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Bardzo, bardzo, bardzo dziękuję za każdy komentarz! Naprawdę każdy kolejny dodaje skrzydeł!
(jeśli chcecie skomentować, a nie macie konta, wystarczy kliknąć w opcję "Komentarz jako: Anonimowy")