23.09.2014
Przepraszam, że tak długo nie dawałam znaku życia. O blogu nie zapomniałam, jednak ostatnio moje życie jest tak zakręcone i tak dużo mam na głowie, że zupełnie nie jestem w stanie skupić się na następnym rozdziale. Dziękuję za to, że wciąż wchodzicie, czytacie i komentujecie. Gdy tylko coś się ruszy, natychmiast Was o tym powiadomię!

sobota, 16 listopada 2013

11. "Obiecujesz?"

Na dworze lało. Grube krople deszczu uderzały w szyby, rozplaskując się z głośnym brzdękiem, jednak Hermiona była za to wdzięczna - hałas ten przynajmniej wypełniał ciążącą jej ciszę, która panowała w domu. Co prawda to ona była za nią odpowiedzialna, zawzięcie ignorując każde pytanie czy próbę zagajenia chłopaka, lecz nie zamierzała zmienić swojego nastawienia. Może i zachowywała się jak dziecko, dąsając się i obrażając, ale nie pamiętała kiedy ostatni raz była tak wściekła. Nienawidziła tego, że musiała z nim mieszkać, że widziała go, gdy szła spać i gdy wstała rano napić się kawy. Denerwował ją każdy jego ruch, każde spojrzenie i każde słowo... jego rozpięta przy szyi koszula i potargane włosy.
Siedziała przy mahoniowym, masywnym biurku - chyba jedynej rzeczy, która nie była w tym domu biała, może jeszcze oprócz czarnego, błyszczącego fortepianu, dumnie stojącego obok kominka. Z rękami na uszach i łokciami na blacie, wpatrywała się w ekran komputera już drugą godzinę. Przed nią otwarte leżały Baśnie Barda Beedla, które zdążyła przeczytać gruntownie już cztery razy, pokonując, tak rzadko ją dotykającą, trudność w zebraniu myśli. Na dziś zaplanowała jeszcze analizę numerologiczną, ale już wiedziała, że nie będzie w stanie się odpowiednio skupić. Na pewno nie z nim, rozwalonym na kanapie za jej plecami, co chwila wyczarowującym nowe rzeczy latające po pokoju, które co jakiś czas uderzały ją w głowę. Zaciskała wtedy usta i liczyła do pięciu... dziesięciu... ewentualnie stu, dopóki nie poczuła jak jej złość ustępuje zdrowemu rozsądkowi. Obiecała sobie, że nie da się sprowokować... I tym razem jej się to uda.
Gdy była już na granicy wytrzymałości, przypominała sobie, że chłopak przecież przedwczoraj dowiedział się o śmierci swojej własnej, rodzonej matki. Wtedy, owszem, zalewała ją fala współczucia, ale Malfoy zbyt często sprawiał, że o tym fakcie zapominała. Był tak samo zimny i pewny siebie, jak zawsze, co chwila rzucając sarkastyczne komentarze. Zastanawiała się, czy rzeczywiście tak świetnie potrafi ukrywać swoje uczucia, czy ich po prostu nie posiada.
Podniosła się wolno z krzesła i z wysoko podniesioną głową, przeszła obok niego, nie zaszczycając go spojrzeniem. Podeszła do okna, uchyliła lekko żaluzje i wyjrzała na ulicę. Trochę więcej światła wpadło do salonu, jednak wnętrze wciąż ginęło w półmroku, oświetlone jedynie przez delikatne, wyczarowane przez nią płomyki, zamknięte w słoikach. Unosiły się w wielu miejscach po całym domu, tworząc niechciany przez nią, mało stosowny do ich sytuacji - klimatyczny, niemalże romantyczny nastrój.
- Wciąż tam są? - usłyszała jego zachrypnięty głos.
Malfoy podniósł się z pozycji leżącej, jednak nie ruszył się z kanapy. Nie odpowiedziała. Obserwowała jak dwóch wysokich mężczyzn w czarnych, powłóczystych szatach przechadza się przed jej rodzinnym domem na drugim końcu ulicy, przyciągając swym ubiorem zdziwione spojrzenia pojedynczych przechodniów. Chłopak wciąż czekał na odpowiedź.
- Serio? Nie będziesz się już w ogóle do mnie odzywać? Tak straszną krzywdę ci wyrządziłem?
Wstał.
Odwróciła się do niego z rękami skrzyżowanymi na piersi i zrobiła parę kroków do przodu, chcąc go wyminąć, jednak zagrodził jej drogę. Spróbowała skręcić w prawo, lecz znów uniemożliwił jej kolejny ruch, rozkładając ręce w niby obronnym geście. Zamknęła oczy, oddychając głęboko, czując jak znów ogarnia ją złość.
- Hej, spójrz na mnie. Jezusmaria. - mruknął zniecierpliwiony.
Wzdychając teatralnie, zadarła głowę, a jej czekoladowe oczy złączyły się z jego stalowymi. Dlaczego musiał być tak... tak... wysoki?
- Przepraszam, że byłem niemiły - rzucił niespodziewanie.
Wciąż słyszała zniecierpliwienie w jego głosie, ale widziała też, że usilnie stara się je ukryć. I wtedy to do niej doszło. Przeprosił ją. Wygrała! Zachłysnęła się poczuciem triumfu, przez co z trudem powstrzymała się od zaśmiania mu się prosto w twarz.
- Przeprosiny przyjęte - odparła beznamiętnie.
Wreszcie udało jej się go wyminąć. Kątem oka zauważyła jak Malfoy przewraca oczami, jednak nie usłyszała już więcej od niego żadnego kąśliwego komentarza.
- Dobra, w takim razie ja muszę skoczyć po jakieś jedzenie i ubrania, na razie podstawowe rzeczy. Musimy być przygotowani na opuszczenie tego miejsca w każdej chwili. Ty w tym czasie pilnuj komputera…
- Zaraz, zaraz, zaraz... - przerwał jej. - Nie zostaję tutaj sam. Jeszcze trochę i zdechnę w końcu z nudów!
- Ktoś musi pilnować…
- Och, już nie przesadzaj, nic się nie stanie w ciągu jednej godziny! - prychnął. - Zresztą i tak nie masz wyboru. Idę z tobą i koniec.
Przez krótką chwilę mierzyli się spojrzeniami. Nie było jej to zupełnie na rękę, tym bardziej że zamierzała wybrać się do mugolskiego świata, o którym chłopak nie miał najmniejszego pojęcia. Poza tym starała się raczej z reguły unikać jego towarzystwa.
- Dobra... - westchnęła w końcu, nawet nie próbując go przekonywać, widząc jego upartą minę. - Idę się przebrać i ruszamy, bo już prawie piąta.
- Och tak, też ci się radzę przebrać - mruknął jeszcze.
Gdy aportowali się na Picadilly Circus, szare chmury wciąż kłębiły się nad ich głowami. Hermiona wyciągnęła dłoń przed siebie, czekając aż spadną na nią krople deszczu.
- Wow, nie pada, niesamowite - poinformowała bez najmniejszego entuzjazmu i ruszyła przed siebie, przeciskając się przez niekończący się tłum ludzi, w którym każdy kierował się w inną stronę, tworząc chmarę nie do przebycia. - Wśród ludzi będziemy bezpieczni.
Obejrzała się za siebie, by upewnić się, że chłopak nadąża. Malfoy szedł bardzo blisko niej, z dużymi oczami rozglądając się dookoła i czasem łapiąc ją za tył swetra, kiedy tłum stawał się wyjątkowo nieznośny.
- Takie niby Błędne Rycerze... - powiedział zamyślony, wskazując na czerwone autobusy, gdy wreszcie udało mu się z nią zrównać.
Hermiona przyspieszyła kroku, wyliczając w głowie rzeczy, które wcześniej spisała na liście zakupów. Zapomniała wziąć ją ze sobą, ale na szczęście znała jej wszystkie punkty na pamięć. W kieszeni jej spodni leżało trochę schowanej gotówki, którą znalazła w domu. Obiecała sobie, że wszystko zwróci, gdy tylko całe to szaleństwo się skończy. Jeśli się skończy, poprawiła się. Spojrzała na Malfoya, który wciąż przypatrywał się trąbiącym samochodom i świecącym billboardom.
- Naprawdę nigdy nie byłeś w mugolskim świecie? Ani razu? - zapytała z niedowierzaniem.
- A po co niby miałbym być? - odparł prychając, jednak nie zabrzmiał zbyt przekonująco, bo akurat zawzięcie przyglądał się tabletowi, trzymanemu przez postawnego mężczyznę w garniturze.
- Czy wszyscy mugole są tak samo cofnięci w rozwoju jak ten facet? - wskazał na biznesmena, a gdy zauważył, że Hermiona nie wie, o co mu chodzi, dodał: - Gada do siebie.
Roześmiała się, po czym złapała go za koszulę i pociągnęła za sobą, zmuszając go by szedł szybciej. Nigdy nie spodziewała się, że Draco Malfoy wyda jej się kiedykolwiek tak uroczo nieświadomy i zagubiony.
Uroczo? Zmarszczyła brwi.
- Widzisz tę czarną rzecz, którą ma w uchu? To słuchawka. Rozmawia przez nią z innymi ludźmi. No chodź szybciej.
Skręcili w wąską uliczkę, a Hermiona zaczęła uważnie czytać szyldy mijanych sklepów.
- Widzę, że lubisz ciemne zaułki, Granger.
Nauczyła się już, jak reagować na jego inteligentne komentarze. Nie reagować.
Niebo znów robiło się coraz ciemniejsze, a nisko zawieszone, granatowe chmury ostrzegały przed deszczem. Żałowała, że nie założyła płaszcza, mimo, że był środek lata. Silny wiatr przyprawiał ją o gęsią skórkę, na szczęście jeszcze nie szczękała zębami. Zaczynała się już niepokoić, czy aby na pewno są na dobrej ulicy.
- Aha! Jest! - krzyknęła uradowana, zatrzymując się przed malutkim sklepem z niezwykle kolorową wystawą.
Popchnęła drzwi, a mały dzwoneczek zadzwonił nad ich głowami, informując o wejściu nowych klientów. Z zaplecza jednak nikt nie wyszedł, a lada niezmiennie stała pusta. Jedyne, malutkie pomieszczenie było po brzegi wypełnione ubraniami, które wylewały się z wąskich półek, wieszaków oraz prostych, metalowych koszy, stojących na samym środku, prawie uniemożliwiając przejście. Na ścianach przytwierdzono bordową boazerię, a w powietrzu unosił się odór starości i dźwięk starych przebojów, wydobywający się z różowego, plastikowego radia.
- Chyba sobie żartujesz. - usłyszała syk Malfoya, pełen obrzydzenia i jawnej pogardy. - Co to ma być?!
- Lumpeks. - odparła, wyzywająco patrząc mu prosto w oczy. - A co, czyżby o-jakże-wielki-pan-arystokrata był zbyt dobry na rzeczy z lumpeksu?
- Żebyś kurwa wiedziała!
- Puszczaj mnie!... MALFOY!
Ale on już siłą wyprowadził ją na zewnątrz, odprowadzany przez zdumiony wzrok osiwiałej sprzedawczyni, która wreszcie zdecydowała się wyjrzeć z zaplecza. Wiatr znów całą swoją siłą uderzył ją w twarz i potargał jej kasztanowe włosy. Słysząc w oddali dudniący grzmot, nie wątpiła, że w ich kierunku zbliżała się najprawdziwsza burza z piorunami.
Wyrwała łokieć z jego ciasnego uścisku i przygładziła ręką latające we wszystkie strony loki.
- O co ci chodzi?! Nie rozumiesz, że to jest jedyne na co nas w tej chwili stać? - krzyknęła cała czerwona na twarzy. Czuła jak czas przecieka im przez palce.
- Naprawdę myślałaś, że kiedykolwiek zgodzę się na chodzenie w tym smrodzie?! Jestem pewien, że gdzieś są tu dobre sklepy... - zawahał się. - Poprawka, nie przesadzajmy, to jednak mugole… lepsze sklepy.
Cofnął się, wychodząc z uliczki i ruszył przed siebie, ze zmarszczonymi brwiami rozglądając się dookoła.
- Jakim cudem możesz teraz dbać o swoją garderobę?! - zapiszczała, doganiając go. - Trwa wojna, Malfoy! Myślisz, że kogoś obchodzi, jak wyglądasz?!
- Chwila, chwila... - przystanął i zwrócił się do niej, ze złym błyskiem w oku. - Chyba się nie rozumiemy. Po jaką cholerę mam zakładać te śmierdzące szmaty, kiedy równie dobrze mogę wybrać te o przyzwoitej jakości?
- Kiedy właśnie o to tu chodzi! Nie masz wyboru! - Hermiona sięgnęła do kieszeni, wyjmując zwinięty plik banknotów i machnęła nim przed jego twarzą. - Mam pięćset funtów, a musimy kupić jeszcze jedzenie na... na nie wiadomo ile!
Spojrzał na nią jak na kosmitkę.
- Błagam powiedz, że żartujesz…
Przewracając oczami na jej zdezorientowany wyraz twarzy, wyrwał jej pieniądze z dłoni i cisnął je na mokry chodnik.
- Co ty wyprawiasz do chole…?!
- Jesteśmy wśród mugoli, Granger!… - rozłożył ręce. - Możemy nakraść ile nam się, kurwa, podoba!
Para przechodniów obróciła za nimi głowy, przyglądając się im badawczo. Hermiona, wściekła, schyliła się, by podnieść banknoty i znów musiała do niego podbiec, bo chłopak ruszył już do przodu, nie zamierzając na nią poczekać.
- Ciszej, kretynie! - Hermiona syknęła rozjuszona. - I nie, nie możemy nakraść, ile nam się podoba! Jakbyś nie wiedział, mugole to też ludzie, tak jak ty i ja!
Otworzył usta, krzywiąc się lekko i marszcząc nos, po czym znów je zamknął.
- Jesteś pewna...? - odezwał się w końcu.
Nagła ochota, by go uderzyć wróciła ze zdwojoną siłą. Upomniała się jednak, że nie ma przecież trzynastu lat, by znów zniżać się do przemocy fizycznej.
- Tak, jestem pewna! - wycedziła. - Więc dlaczego w takim razie nie wejdziesz sobie na Pokątną i nie weźmiesz, od tak, parę dodatkowych różdżek lub Nimbusa... 4000,  czy ile ich tam już wyprodukowano!
Tym razem to przez jej krzyk parę głów zwróciło się w ich stronę. Malfoy po chwili znienacka skręcił w jakąś ulicę. Old Bond Street, przeczytała nazwę i przeklęła w duchu. Jedno z najbardziej ekskluzywnych miejsc w Londynie. Czy bogaci ludzie mają jakiś radar, wykrywający wszystko, co luksusowe?!
- Ciszej, kretynko. - odgryzł się, z premedytacją używając tego samego wyzwiska. - I nie wszedłbym, to prawda... Ale nie dlatego, że to czarodzieje - przewrócił oczami. -…tylko dlatego, że mają tam naprawdę dobre zaklęcia ochronne.
Zatrzymał się przy lśniącej, czarnej wystawie i przeczytał szyld.
- Prada…? Eh, wygląda całkiem przyzwoicie. Powinno dać radę. No szybciej - ponaglił ją. - Podobno mamy mało czasu.
Złapał ją za ramię, lecz ona natychmiast mu się wyrwała, nie mogąc powstrzymać bezsilnego okrzyku złości.
- AACH! Nie wytrzymam z tobą! Nie będę z tobą nic kraść, Malfoy!
Chłopak wziął głęboki oddech i złożył ręce jak do modlitwy, przykładając czubki palców do nasady nosa. Zamknął oczy. Widocznie też musiał się uspokoić.
- Dobra, w takim razie zrobimy tak. - zaskoczył ją jego poważny, wyważony ton. - Jak tylko będę miał dostęp do mojej skrytki w Gringottcie, to przyjadę tutaj i osobiście… no dobra, nie wiem czy osobiście… ale oddam wszystko, co do knuta. Pasuje?
Jego propozycja jeszcze bardziej zbiła ją z tropu.
- Obiecujesz? - wydukała.
- Ta, ta… - ale on już był w środku, uśmiechając się do długonogiej blondynki za ladą.
Wnętrze sklepu utrzymane było w czerni i bieli - niezwykle eleganckie, ekskluzywne, ale minimalistyczne. Jej mamie czasem zdarzało się kupować ubrania tak drogich marek, jednak ona zawsze starała się omijać ten typ butików, onieśmielona przez chude, wysokie kobiety, które zwykle wychodziły stamtąd z naręczem toreb i wysoko uniesioną głową. Teraz więc musiała rozejrzeć się wokół i wchłonąć każdy szczegół, jak zawsze, gdy znajdowała się w nowym miejscu.
- No proszę, i to się nazywa ekspedientka - Malfoy mruknął zadowolony, obserwując jak zgrabna blondynka idzie w ich stronę, kołysząc delikatnie biodrami i prezentując rząd białych, równych zębów w zachęcającym uśmiechu.
- Nie zapominaj, że to mugolka - Hermiona syknęła złośliwie.
Myślała, że chłopak skrzywi się i oprzytomni, przypominając sobie o swoich uprzedzeniach, ale on odparł tylko:
- Z takim wyglądem mogłaby być i wilkołakiem.
Z początku nie zrozumiała jego słów, a później... później poczuła się, jakby ktoś wymierzył jej policzek. Gdzie jego wyzwiska? Gdzie pogarda? Obserwowała jak chłopak zbliża się do blondynki, odwzajemniając uśmiech. Czy może traktował tak tylko ją...? Dlaczego traktował tak tylko ją? Tyle... Tyle lat?! Ręce Gryfonki zacisnęły się ciasno w pięści. Chciała być wściekła, tylko wściekła, lecz łzy i tak napłynęły jej do oczu. Ukryła twarz za ubraniami, zawieszonymi na wymyślnych wieszakach i starała się nie dopuścić do całkowitego rozklejenia.
Ale jednak, gdy patrzyła jak Malfoy, uwodzicielsko pochylony, przyciszonym głosem mówi coś do blondwłosej piękności, miała wrażenie, że jej wzburzenie nie dotyczy tylko poczucia niesprawiedliwości, które tak nagle ją dotknęło... Ten supeł w żołądku i nagły ciężar na sercu były jej znajome, chociaż teraz odczuwała to z nieporównywalnie większą siłą. Aż z trudem nabierała powietrza. Znała te objawy - szósta klasa... pamiętna chwila, gdy zobaczyła Lavender Brown całującą się z Ronem Weasleyem.
Ale przecież nie mogła być zazdrosna o Dracona Malfoya.
To było głupie. Idiotyczne. Niedorzeczne!
Nie potrafiła znaleźć żadnego racjonalnego wytłumaczenia, jakiegokolwiek powodu. Przecież go nie znosiła! Nawet nie był przystojny! Spojrzała na chłopaka, wciąż bezpiecznie ukryta za pastelowymi ubraniami. Okej... nie miała co się oszukiwać. Malfoy był przystojny i dobrze wiedziała o tym i ona, i ponętna blondynka, która teraz zawzięcie nawijała kosmyki włosów na palec. To wszystko przez jego oczy, które przyciągały jak magnes... I to, jak dobrze wyglądał w zwykłych dżinsach i koszuli... Przerażona, prawie krzyknęła na te myśli. Czym prędzej odgoniła je od siebie, gwałtownie nabierając powietrza do płuc i przyjmując najpewniejszą minę, na jaką było ją w tej chwili stać. Uparcie skierowała się w stronę śmiejącej się pary.
Po raz pierwszy w swoim życiu Hermiona Granger świadomie zignorowała problem.


* * *


W domu pojawili się dopiero około szóstej trzydzieści. Malfoy czuł jak ręka Granger prawie wyślizguje mu się podczas teleportacji, a gdy tylko ich stopy uderzyły w drewnianą podłogę salonu, dziewczyna natychmiast pognała w stronę komputera, niedbale puszczając siatkę z jedzeniem na ziemię. On trzymał pozostałe pakunki ze sklepu z żywnością. Postanowił, że będzie dżentelmenem i wyręczy ją w noszeniu ciężarów, poza tym był pewien, że dziewczyna i tak na siłę by mu to wszystko wcisnęła, zarzucając go lawiną pozornie sensownych argumentów. Nie miał już ochoty na kłótnie. W ciągu ostatniej półtorej godziny mieli ich aż nadto.
Złapał rozchełstaną siatkę z ziemi i czując się jak skrzat domowy, zaniósł zakupy do kuchni, opuszczając je z łoskotem na blat. Wśród licznych szeleszczących paczek udało mu się jeszcze znaleźć jabłko i wgryzając się w nie, wrócił do salonu i usiadł przy biurku koło Granger.
- I co? - zapytał z pełnymi ustami.
Przy niej nie musiał dbać o dobre maniery. Położył nogi na drugim krańcu biurka, okręcając się lekko na obrotowym krześle, które wcześniej uznał za niezwykle zabawne.
Musiał przyznać, że mieszkanie z nią niespodziewanie pozwoliło mu wreszcie odetchnąć. Wcześniej, w Malfoy Manor pełnym Śmierciożerców, a nawet i u Weasley'ów, musiał uważać na każdy swój ruch, każde słowo, nigdy nie mogąc dokładnie przewidzieć konsekwencji, jakie na niego czekały. Teraz wydawało mu się to tak odległe... Tu był wolny. Mógł robić, co mu się żywnie podobało. To, jak bardzo był przedtem zmęczony, uświadomił sobie dopiero wtedy, gdy stres i strach opuściły jego organizm.
- Chwila... - Hermiona mruknęła, z nosem w świecącym ekranie. - TAK! Nic nie było, nie zarejestrowano nawet najmniejszego ruchu!
Zaklaskała w dłonie i zaśmiała się głośno. Szczera radość w jej oczach sprawiła, że coś ścisnęło go w dołku. Przyjaźń, cichy głosik syknął mu z tyłu głowy. Jeszcze nigdy nie widział, by ktoś tak bardzo martwił się i przejmował czyimś losem jak Granger Potterem i Wieprzlejem. Może oprócz jego matki... Stop, nie myśl o niej!, upomniał się szybko.
Nie bardzo chciał się do tego przyznać, ale zazdrościł im tego. On, z jego tak zwanymi "przyjaciółmi" nie miał już żadnego kontaktu. W Slytherinie każdy liczył na siebie, a jakąkolwiek zależność od razu uznawano za słabość. Zresztą zawsze mu to odpowiadało. Teraz jednak poczuł się dziwnie samotny.
- Mówiłem ci, że nic się nie stanie. To co... zjemy coś? - zastanawiał się, czy Granger potrafi gotować.
- Tak, czekaj. Spróbujesz tego MacDonalda, bo jestem bardzo ciekawa twojej reakcji. - zachichotała i poderwała się z miejsca. Widocznie dobry humor nie zamierzał jej opuścić, co było miłą odmianą od jej zwykłych warknięć. Wystarczyła tylko jedna dobra wiadomość.
- To byłby skandal gdybyś nie spróbował jakiegoś fast foodu! - krzyknęła z kuchni.
Usiedli na przeciwko siebie na dużej kanapie, on rozwalony na jednym brzegu, ona po turecku na drugim. Podała mu brązową, papierową torbę i uważnie obserwowała jak wyjmuje z niej okrągłą kanapkę. Pachniało... niestety dobrze. Zdecydowanie wolał uważać mugoli za jaskiniowców, a ich świat za brudny, śmierdzący i prymitywny. Jednak wszystko go tu zaskoczyło, a wręcz oszołomiło… i nie podobało mu się to. Podziały, które tak usilnie zostały mu wbite do głowy, rozmazywały się coraz bardziej.
Odwinął papier i ugryzł kawałek kanapki.
Cholera... przepyszne.
- I jak? - Granger wciąż uśmiechała się głupio.
- Może być - mruknął.
Znów parsknęła śmiechem.
Jeśli miał być już tak przed sobą szczery... ją też zaakceptował. Przyjrzał się dziewczynie, spokojnie jedzącej swojego hamburgera. Mimo, że minęły tylko dwa dni przyzwyczaił się i do niej, i do ich częstych kłótni, które odwracały uwagę od jego niechcianych myśli i przyjemnie go rozpraszały. Może jeszcze nie nazwałby tego sympatią, lecz w chwili, gdy zniknął przymus nazywania ją szlamą, zorientował się, że ich relacje miały szansę stać się... cywilizowane. Poza tym jej potrzebował. Czuł, że najszybciej wypełni wolę matki, zostając właśnie tutaj, z nią.
Trzeba to uczcić.
- Chodź, Granger, pijemy... co będziemy tak siedzieć. - powiedział, zgniatając papierową torbę i podnosząc się z kanapy. - Wytrzaśnij tu jakiś mocny, mugolski trunek.  





11 komentarzy:

  1. Rozdział jest naprawdę czaderski! Dobrze, że Draco zaakceptował Hermione, ale nie mogę sie doczekać kiedy dojdzie do bardziej wylewnych uczuć :D pozdr!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No na wylewne uczucia trzeba będzie jeszcze trochę poczekać. Mam nadzieję, że wytrzymacie ;> hehe

      Usuń
  2. No i co? przeczytałam rozdział za szybko. Ale rozdział super. Zaczynają się względnie dogadywać. Może coś się wydarzy między nimi po alkoholu :) ?Hermiona zauważyła, że Draco jest przystojny, a on kiedy przejrzy na oczy? No i tak jak w poprzednim komentarzu, czekam na pogłębienie ich relacji :) Ale oczywiście stopniowo. Tylko proszę o rozpieszczanie nas i dodawanie szybko nowego rozdziału Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Matura na horyzoncie, więc czasu niewiele. Jednak tak się stało, że kogoś przewiało. Teraz leżę sobie pod ciepłą kołderką, nadrabiając wszelkie zaległości blogowe, czytelnicze i naukowe. Świetny przerywnik między nauką o paprotnikach, a wypełnianiem arkuszy z chemii.

    Co do treści, bardzo dobrze mi się czyta Twoją twórczość, ale o tym juz Ci pewnie mówiłam. Podoba mi się prowadzenie akcji, a motyw McDonalda mnie urzekł.

    Pozdrawiam i życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ja już po maturze na szczęście, ale bardzo dobrze pamiętam ten okres (brrr). Teraz mam tak dużo czasu wolnego, że aż nie wiem co z nim robić heheh. A ty pisz szybko dalszy ciąg! (albo raczej wstaw, bo wiem, że masz już napisane ;p)

      Usuń
    2. Wstawiłabym już w terminie, ale niesprawdzonego sortu nie daję. ;)
      Z racji przeziębienia, które działa czasowo na moją korzyść, może uda się jutro opublikować! ;P

      Usuń
  4. Naprawdę cieszę się, że wstawiłaś długi rozdział, ale zakończyłaś w tak ciekawym momencie xD. Doskonale ujęłaś tu charakter Dracona, ale też jego powolną przemianę. Najmilej czyta mi się takie małe szczególiki jak akcja w lumpeksie czy jedzenie hamburgera. Muszę przyznać, że naprawdę świetnie to wszystko ujęłaś. Podobnie przedstawia się też Hermiona. Obecność Dracona nieźle jej namieszała w głowie, ale ignorowanie problemów nie sprawdza się na długą metę. Czekam na następny rozdział i życzę dużo weny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż, rzeczywiście się nie sprawdza i o tym się już niedługo przekonamy ;d A ja już prawie kończę twoje opowiadanie :((

      Usuń
  5. Draco i mówienie Jezus, Maria? Czy po porostu nie ogarnęłam? :O Ale zdarzenia wszystkie są na prawdę wciągające i to wszystkie, bez wyjątków! Obaiwam się jedynie tego alkoholu... ojojojojo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taak, uznałam, że to, że Rowling nie wspomina nic o religii, nie znaczy, że jej w magicznym świecie nie było. Poza tym "na Merlina" brzmi dla mnie trochę za grzecznie, nie pasuje mi do ludzi o takim charakterku jak Malfoy.
      Do poczciwych Weasley'ów za to jak najbardziej.

      Usuń
  6. No tak jak kraść, to tylko u Prady...Cały Draco. Czy mi się tylko zdaję, czy Hermiona była zazdrosna o tą ekspedientkę ze sklepu...;) No jestem ciekawa jak skończy się to ich wspólne picie...
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń

Bardzo, bardzo, bardzo dziękuję za każdy komentarz! Naprawdę każdy kolejny dodaje skrzydeł!
(jeśli chcecie skomentować, a nie macie konta, wystarczy kliknąć w opcję "Komentarz jako: Anonimowy")