23.09.2014
Przepraszam, że tak długo nie dawałam znaku życia. O blogu nie zapomniałam, jednak ostatnio moje życie jest tak zakręcone i tak dużo mam na głowie, że zupełnie nie jestem w stanie skupić się na następnym rozdziale. Dziękuję za to, że wciąż wchodzicie, czytacie i komentujecie. Gdy tylko coś się ruszy, natychmiast Was o tym powiadomię!

wtorek, 5 listopada 2013

9. "Po prostu"

Trochę weny, nowy tablet, od którego klawiatury się nie mogę oderwać, i jest nowy rozdział! 

Stała przed nim - mała, krucha, z oczami błyszczącymi od łez. Chciał ją zgnieść. Chciał, żeby zniknęła… Żeby rozpłynęła się w powietrzu ze swoim spojrzeniem pełnym współczucia i litości. Bo mówiła głupoty. Nie miała o niczym pojęcia. Idiotka.
- Nie kłam! - warknął, a jego głos zabrzmiał echem w ciemnym zaułku, odbijając się od ceglanych ścian.
- Nie… nie kłamię - wymamrotała. - Tak strasznie mi przykro…
I znów ta litość.
Widział, że jest przerażona… jak trzęsie się pod jego wzrokiem, chociaż dumnie nie odwraca głowy. Lubił tę władzę. Wręcz uwielbiał, gdy ludzie się go bali. Utożsamiał to z szacunkiem. Nie rozumiał tylko, dlaczego Granger wciąż z nim pogrywa. Przecież on  s a m  nie był pewny… a jej tam nie było. Pamiętał zielone światło… pamietał urwany krzyk…  jednak wszystko było rozmazane, niewyraźne. Dlaczego nagle poczuł się jakby odebrała mu ostatnią nadzieję?!
- ZAMKNIJ SIĘ! Co ty możesz kurwa wiedzieć?!
Złapał ją za ramiona, mocno, wbijając jej paznokcie w skórę. Dziewczyna przymknęła na moment oczy, oddychając płytko, a łza popłynęła po jej policzku. Starał się wyczytać wszystko z jej twarzy… to, że kłamała. Wiedział, że kłamała… zaraz spojrzy na niego i powie, że to wszystko kiepski żart.
I rzeczywiście spojrzała na niego.
- Tak mi przykro… ale sam to powiedziałeś…
Łzy już jedna za drugą spływały jej po policzkach. Nie chciał tego słuchać.
- Gdy podali ci Veritaserum… powiedziałeś, że Śmierciożercy za… zamordowali twoją... Wiesz dobrze… wiesz dobrze, że po tym musisz mówić prawdę.
- Nic takiego nie powiedziałem…!
Puścił jej ramiona i zrobił kilka kroków do tyłu, jakby uderzony silnym Confundusem. Nagle zobaczył to jak w zwolnionej klatce filmu. Śmiercionośne zaklęcie… ten krzyk, ostatni krzyk, by złapał świstoklik i błagalny wzrok skierowany prosto na niego… zgaszony. Czuł jak jego gardło się zaciska, a klatka piersiowa robi się ciężka. Coś ciągnęło go w dół i jednocześnie rozrywało go na strzępy.
- Ludzie często mają luki w pamięci po zażyciu Veritaserum… wcześniej twój umysł mógł zablokować niektóre wspomnienia… te… najbardziej wstrząsające… - Granger wciąż coś mówiła, lecz jej słowa do niego nie dochodziły. Jedyne na co miał ochotę, to siąść na ziemi, położyć się na boku, zasnąć i aby wszystko wokół niego zniknęło.
Zamiast tego, jak w amoku podszedł do niej i nie podnosząc wzroku złapał ją za nadgarstek.
- Odłącz mnie - zachrypiał.
Nie mógł zdobyć się na to, by spojrzeć w jej zapłakane oczy. To by go ostatecznie zniszczyło. Za dużo prawdy kryło się w tych łzach.
- Malfoy… - usłyszał jej cichą prośbę.
Zacisnął mocniej palce, na co jej drżąca dłoń objęła w końcu jego nadgarstek, a twardy koniec różdzki dotknął ich splecionych rąk.
Był wolny. Nie wiedział jak, ale było to dla niego zaskakująco jasne. Bez chwili wahania obrócił się dookoła i ignorując jej żałosne pociągnięcie nosem, aportował się z cichym pyknięciem. Zawirowało, jednak nie potrafił się odpowiednio skupić, przez co poczuł jakby ktoś z całej siły kopnął go w żołądek. Zgiął się w pół i stłumił jęk, ale czerpał z tego dziwną przyjemność.
Sekundę później znalazł się na wysokim wzgórzu, samotny, górujący nad krajobrazem. Wiatr chłostał go po twarzy, lecz było to otrzeźwienie, którego potrzebował.
Czy to możliwe? Czy to możliwe, że już nigdy więcej nie zobaczy swojej matki?
Miał wrażenie, że śni i zaraz obudzi się z tego koszmaru, oddychając z ulgą. Więc czekał. Nie wiedział jak długo stał tak nieruchomo, pusto wpatrując się w przestrzeń przed sobą. Jednak nie potrafił wyrzucić z głowy makabrycznych obrazów, które wiedział, że będą go nawiedzać już do końca życia.
Wciąż czekał też na łzy, które uparcie nie nadchodziły, chociaż po raz pierwszy od dawna był gotów pozwolić sobie na tę zwykłą, żałosną, ale ludzką oznakę słabości. Bo tak to powinno wyglądać - powinien ją teraz opłakiwać, cierpieć... później właściwie pożegnać. Ale jak miał to zrobić, kiedy nawet nie jest w stanie urządzić jej należytego pogrzebu?! Jego matka zasługiwała na więcej... Chciał rozpaczać, ale nie mógł. Chciał się wściec, ale nie mógł. Miał wrażenie, że pustka pochłonęła go w całości, zabierając wszystkie emocje, które ewentualnie prowadziły do ulgi. Został jedynie z namiastką goryczy. Wolałby przeżywać teraz agonię niż być tak zawieszonym w próżni, w której zamknęła go jakaś wewnętrzna blokada. Czuł ją, czuł ten uścisk w piersi, jednak nie potrafił jej w żaden sposób obejść. Nikt nie mógł mu już pomóc. Boże, czy naprawdę został zupełnie sam...?
Pomyślał o swoim ojcu, co robi, gdzie może być, czy wie... czy wciąż żyje. Jeśli żyje to próbuje szukać swojego syna, był tego pewien.... chyba że tym razem bitwę wygrał strach. Swoim rodzicom zawdzięczał wszystko, wszelkie dobrodziejstwa i wygody, lecz przede wszystkim największe przekleństwo... Bo tak naprawdę nigdy nie miał wyboru. Popatrzył na wijącego się, czarnego węża na swoim przedramieniu, który jak na zawołanie przypalił mu lekko skórę. Czarny Pan go wołał. Chyba powinien się zbierać, pokręcił głową, uśmiechając się kwaśno.
Zacisnął powieki, bo znów usłyszał krzyk, tak nagle, brutalnie przerwany. Jego umysł nie miał zamiaru się nad nim litować i na nowo katował go wspomnieniami, które tak długo powstrzymywane, spadły olbrzymią falą, całkowicie go przygniatając.
W oddali migotały światła ulicznych latarni, jednak jedna część wioski znikała w całkowitym mroku. On widział dokładnie, co kryło się w tej nieprzeniknionej ciemności - okazała rezydencja i forteca schowana przed wścibskimi oczami mugoli i ogrodzona murem nie do przebycia. Malfoy Manor. Jego dom rodzinny, źródło mnóstwa wspomnień, a teraz miejsce, gdzie jego matka oddała za niego życie.
Po czym wysłała go do Weasley'ów.
Bicie jego serca znienacka przyspieszyło.
Wtedy to zrozumiał.
Podniósł powoli głowę i wyprostował się. To był jej znak, jej rozkaz, jej przyrzeczenie i ostatni bunt. Nagle stało się dla niego idealnie jasne to, nad czym głowił się przez ostatnie dni. Narcyza Malfoy umierając i wysyłając go właśnie do Weasley'ów wytyczyła mu dalszą scieżkę, czy mu się ona podobała czy nie.
Już wiedział co ma zrobić, w którym szeregu ma stanąć.
Uśmiechnął się. Jeszcze nigdy w życiu nie był niczego tak pewny. Było to tak niesamowite objawienie, że zdziwił się, że dookoła niego nic się nie zmieniło - żadnych fanfar, żadnych chóralnych śpiewów. Oszołomiony spojrzał w niebo i uspokoił nierówny oddech.
Musiał się spieszyć. Musiał działać.
Ze łzami w oczach posłał w stronę niemal czarnego sklepienia niemą obietnicę.
W ten sposób złożył hołd jedynej kobiecie, którą kochał tak bardzo, że nie wstydził się tego otwarcie przyznać.
* * *
    
Z początku uznał, że teleportował się w złe miejsce. Zupełnie nie poznał tej ciemnej, ciasnej uliczki, gdzie wszystko się zmieniło. Świat wydawał mu się inny. Pusty, ponury, porzucony.
Nie zauważył jej od razu. W życiu nie spodziewał się, że wciąż tu będzie. Sam zresztą nie potrafił do końca wyjaśnić, dlaczego tu wrócił, ale tylko to miejsce jako pierwsze przyszło mu do głowy. Granger siedziała skulona na wąskim murku z głową opartą o twarde cegły i sukienką ciasno zawiniętą wokół kolan. Podszedł bliżej, nie mogąc uwierzyć w to, co widzi. Jej nos i powieki były całe czerwone, lecz oddychała miarowo, niemalże spokojnie. Spała. Jak zaczarowany ostrożnie przybliżył się jeszcze bardziej, nie chcąc jej obudzić. Ona też wydała mu się inna - cicha, naturalna, pozbawiona niechęci, którą zawsze widział w jej oczach. Przypominała mu coś... kogoś... Nie wiedział.
"Pociąg trząsł i stukotał, nieprzerwanie sunąc przed siebie, z każdą minutą będąc bliżej celu. Za oknem piękne widoki zapierały dech w piersiach, jednak młodego Malfoya nic to nie obchodziło. Przede wszystkim chciało mu się jeść. Spojrzał z obrzydzeniem na Crabbe'a i Goyle'a, którzy cali brudni na twarzy, wciskali w siebie olbrzymie kanapki domowej roboty. Smród kiełbasy wypełniał już cały przedział, więc blondyn wstał i ostentacyjnie przewracając oczami, wyszedł na korytarz z hukiem zatrzaskując za sobą suwane drzwi.
"Kretyni. Żadnego z nich pożytku.", pomyślał kwaśno.
Nie zdążył jednak nawet postawić następnego kroku, gdy mały promyk światła niemalże zderzył się z jego twarzą. Zszokowany krzyknął krótko i odruchowo zakrył głowę rękami. Do pojedynczego światełka dołączyły dwie inne iskry, które zaczęły wesoło wokół niego podrygiwać, obijając się o drewniane ściany przedziałów.
- Ach, przepraszam! Przepraszam! Przysięgam, że robiłam to zaklęcie w domu mnóstwo razy i za każdym razem mi wychodziło! Nie wiem co teraz zrobiłam źle... Oczywiście jest wiele możliwości. O wszystkich już czytałam i znam je na pamięć, a i tak nie wyszło... Zapewne za słabo się skoncentrowałam, podręczniki mówią, że z tym jest najtrudniej…
Zarumieniona dziewczyna z rozwichrzonymi, kręconymi włosami i widocznym przerażeniem w oczach, pojawiła się przy nim, szybko odwołując nieudane zaklęcie i wydając z siebie tysiąc słów na minutę. Po szacie poznał, że tak samo jak on jest pierwszoroczna.
- Naprawdę potrafię! Patrz…
Chciał powiedzieć coś bardzo niemiłego, jednak gdy z jej różdżki wystrzeliły tym razem idealnie złote, malutkie kulki światła i zaczęły krążyć posłusznie wokół niej, zaniemówił. Jeszcze nigdy wcześniej nie widział takiego uśmiechu. Dziewczyna obserwowała rozradowana leniwe ruchy światełek, które delikatnie oświetlały jej twarz. Nie wiedział dlaczego, ale nie mógł oderwać od niej wzroku.
Odchrząknął.
- Imponujące - przyznał jej szczerze, gdy ta już schowała różdżkę za szatę.
Na to słowo uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
- Dzięki... A właśnie! Bym zapomniała! Widziałeś może gdzieś…
- Malfoy, Draco Malfoy - przerwał jej, wyciągając rękę.
Uniósła brwi, przez co przez chwilę miał wrażenie, że nie odwzajemni gestu, lecz w końcu uścisneła jego dłoń. Odetchnął z ulgą.
- Granger, Hermiona Granger - odparła parodiując go, jednak nie przeszkadzało mu to, a wręcz uznał to za całkiem zabawne.
Pomyślał, że mogliby zostać dobrymi przyjaciółmi. Dziewczyna była na dodatek bardzo uzdolniona. Był absolutnie pewien, że pochodziła z rodziny czystokrwistej, mimo że nie spotkał się nigdy z tym nazwiskiem. Ale przecież mogła mieć zagraniczne korzenie. Tak, to na pewno to.
Dopiero teraz zauważył, że Hermiona przypatruje mu się intensywnie, mrużąc oczy i przechylając lekko głowę. Zastanawiał się co jest nie tak. Nagle przeklął w duchu. To on był tym, który zachowywał się dziwnie, wpatrzony w nią jak w obrazek, wciąż nie puszczając jej ręki. Zdenerwowany szybko cofnął dłoń.
- Więc... - odezwała się, przerywając niezręczną ciszę. Wiele by dał, by poznać jej myśli. - O czym ja to... Ach, widziałeś może gdzieś ropuchę?
- Nie, przykro mi - naprawdę było mu przykro, że nie może jej pomóc... 
Ale ropucha? Serio?
- Hermiona!
Na korytarzu pojawił niski, pulchny chłopiec o wyjątkowo tępym wyrazie twarzy. Malfoy mimowolnie skrzywił się na jego widok. Neville Longbottom zbliżał się do nich powoli, jednak natychmiast przystanął, gdy tylko zobaczył z kim rozmawia jego... Znajoma? Przyjaciółka? Oby nie, Draco modlił się w duchu. Ona nie mogła zadawać się z takim motłochem. Wydawało mu się, że była na to zbyt inteligentna.
- Co robisz? - Neville zajęczał z pretensją w oczach. - Dlaczego z nim rozmawiasz? Przecież upuściłem Teodorę, bo to on rzucił na mnie jakieś zaklęcie! Poza tym... Poza tym to Malfoy!
- Och, przymknij się, Longbottom - Malfoy warknął wściekły, widząc jak Hermiona śledzi uważnie ich wymianę zdań, marszcząc czoło.
- Czy to prawda? - oburzona zwróciła się do niego.
-  Nie! - odparł mechanicznie.
- Nie kłam! - Neville podniósł głos.
Parę głów wychyliło się z pobliskich przedziałów, chcąc dowiedzieć się, kto był odpowiedzialny za ten hałas.
- Nie kłamię! Odwal się ode mnie, Longbottom! Czyżbyś już oszalał tak samo jak twoi rodzice?
Pulchny chłopiec otworzył szeroko oczy, ktore zaszkliły się od łez. Cofnął się parę kroków do tyłu, oszołomiony, jakby nie mogąc się zdecydować na właściwą reakcję. Malfoy wiedział, że było to dość prymitywne zagranie, ale jego nawyki były silniejsze. Chciał go zgnoić i zgnoił, nieważne jakim sposobem - był więc całkiem z siebie zadowolony. Gdy jednak spojrzał na Hermionę, niemalże natychmiast pożałował swoich słów. Widział jak jej uśmiech oraz przyjazne nastawienie znika, a zostaje zastąpione przez rozczarowanie... a później pogardę. Otworzył usta, by coś powiedzieć, ale ona go w tym ubiegła.
- Rzeczywiście zasługujesz na swoją opinię, Malfoy - powiedziała dobitnie i odwróciła sie od niego, wcześniej posyłając mu jeszcze wrogie, a jednocześnie wyniosłe spojrzenie. - Chodź, Neville, znajdziemy ją, nie martw się.
Ostrożnie położyła dłoń na ramieniu wciąż wstrząśniętego Longbottoma, po czym delikatnie pociągneła go za sobą, nie odwracając się za siebie już ani razu."
Usiadł na murku obok skulonej dziewczyny i oparł tył głowy o ścianę, wsłuchując się w jej równomierny oddech. Jak to możliwe, że zdołała usnąć w takich warunkach? Spojrzał na nią kątem oka, zastanawiając się jaki powinien być jego następny ruch. On i Grager samotnie przemierzający świat... to był najgorszy i najbardziej szalony pomysł na jaki kiedykolwiek wpadł. Jednak zdawał sobie sprawę, że w tym momencie to ona była jego furtką, jedynym łącznikiem z ludźmi, których sprzymierzeńcem miał zostać. W tych rozmyślaniach próbował zignorować osobę Pottera - och-jakże-wielkiego-Wybrańca, uparcie siebie przekonując, że z pewnością nie odgrywał on żadnej kluczowej roli, chociaż w głębi duszy przeczuwał, że było dokładnie odwrotnie. Śmierciożercy od dawna zauważali, że Czarny Pan z niezrozumiałych przyczyn się go zwyczajnie bał.
Nagle poderwał się z miejsca i rozejrzał uważnie na boki. Słyszał to. Słyszał ciche pyknięcie zwiastujące teleportację. Nie potrafił jedynie zlokalizować skąd dokładnie pochodziło. Chwilę później gdzieś z oddali stukot podwójnej pary butów i przytłumione męskie głosy dotarły do jego uszu. Dobrze znał te głosy, nie musiał nawet wyglądać na ulicę. Adrenalina zabuzowała mu pod czaszką. W ciągu sekundy znalazł się przy Granger, kucając tak, by znaleźć się na poziomie jej oczu i szturchnął ją lekko w ramię.
Hermiona, nieprzytomna, powoli uniosła powieki. Gdy ujrzała go przy niej już miała pisnąć z szoku... albo strachu, jednak zamknął jej usta dłonią, pokazując gestem, by nie wydawała z siebie dźwięku. Stukot ciężkich podeszw stawał się coraz głośniejszy. Musiał coś zrobić. Dostrzegając duży, zielony śmietnik przy przeciwległej ścianie, błyskawicznie podjął decyzję. Jednym ruchem pociągnął dziewczynę za metalową konstrukcję i znów zmuszony był uciszyć ją dłonią, bo widział te tysiące pytań, które cisnęły jej się na usta. Dwa wielkie znaki zapytania wpatrywały się w niego z niepokojem, ale on tylko pokręcił głową, nic udzielając żadnych odpowiedzi.
Przybliżył się do niej jeszcze bardziej, przyciskając ją do twardej ściany, dopóki nie był absolutnie pewny, że stali się całkowicie niewidoczni z ulicy. Czuł jej ciepły oddech na swojej szyi, na co przeszedł go dreszcz, który natychmiast stłumił. Oboje unikali swojego wzroku.
- Dołohow i Thorfinn Rowie - mruknął, gdy Śmierciożercy byli już niebezpiecznie blisko.
Jej ciało zesztywniało na tę informację. Słyszał jak nerwowo nabiera powietrze.
- To może się po prostu deportujmy - szepnęła drżącym głosem, wciąż na niego nie patrząc.
- Nie.
- Ale…
- Nie - uciął. - Usłyszą. Lepiej nie zwracać w ogóle uwagi. Zaufaj mi.
Jak na komendę równocześnie przestali oddychać. Dwie zakapturzone postacie znajdowały się teraz przerażająco blisko nich. Schowani, nie potrafili ich dostrzec, jednak słyszeli złowrogi szelest czarnych szat i to, jak ich kroki ustały tuż przy wejściu do uliczki. Hermiona zamknęła oczy, zaciskając mocno usta, a Draco praktycznie przylgnął do niej, w myśli powtarzając jak mantrę te same słowa: Idźcie dalej. Idźcie dalej…
- No chodź, Rowie - chrapliwy głos Dołohowa ponaglił kompana. - Przecież Potter nie ukrywa się za śmietnikiem.
Zarechotali. Malfoy skrzywił się, gdy Hermiona wbiła mu z całej siły paznokcie w ramię. Nerwuska.
Udało im się. Jego prośby zostały wysłuchane. Śmierciożercy w końcu oddalili się od ich kryjówki i udali się na dalsze zwiady. Wreszcie mógł odetchnąć.
- Wróciłeś - usłyszał cichy szept. Nie wiedział, czy było to pytanie czy stwierdzenie.
- Tak - odparł, niepewny co na to odpowiedzieć.
Spojrzał na nią. W jej wzroku pojawiło się coś nowego, czego jeszcze nigdy przedtem nie widział. Wdzięczność.
- Dlaczego?
Wzruszył ramionami.
- Po prostu.





12 komentarzy:

  1. A jednak nie musiałam długo czekać na następny rozdział. Tak trzymać :D Mam nadzieję, że moje kulawe komentarze jakoś wpłynęły na twoją wenę :) Jak tak, to bardzo mnie to cieszy. Cieszę się, że Draco wybrał prawdziwą drogę. Gdyby sobie tego nie uświadomił, to nie wiem co by się stało z Hermioną.
    Dobra lecę poprawiać rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja krótko bo na tablecie mi sie do d... pisze. Rozdział cuuudny. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. haha no nie wiem... ja sie strasznie jaram gadzetami ;d

      Usuń
    2. A jak tam wolę tradycyjnie :)
      Teraz mogę coś normalnie napisać. Jak już wspomniałam, rozdział świetny. Niestety, czyta się go zbyt dobrze i za szybko :). Jak już mnie uprzedzono, muzyka dobrana rewelacyjnie - zaraz sobie sprawdziłam inne utwory tych wykonawców. A co do Draco - to tak jak mówiły dziewczyny, lubimy tych złych chłopców, bo tacy z pazurem są bardziej pociągający niż takie ciepłe kluchy. Jestem bardzo ciekawa jak im się będzie układała wspólna podróż. Aj może coś na weekend? Pozdrawiam

      Usuń
  3. Jeeest :D Draco jednak wrócił, super! I to jego wspomnienie przed pierwszą klasą było takie urocze^^ Dopuki nie pojawił się w nim Longbotton ;/ czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział, pozdr!

    OdpowiedzUsuń
  4. Piszesz naprawdę bardzo dobrze. Cała historia jest oryginalna i ciekawa - pochłonęłam wszystkie rozdziały w przeciągu 40 minut i pomimo, że przeczytałam całość, wciąż czuję ogromny niedosyt. Chciałabym poznać dalsze losy dwójki bohaterów. Podoba mi się, jak stworzyłaś postać Malfoya. Kłaniam się do stóp, że zrezygnowałaś z wizerunku złego Śmierciożercy, który niespodziewanie pod wpływem Granger ulega wewnętrznej przemianie, staje się dobrym, potulnym chłopczykiem. "Twój Malfoy" nie boi się rzucać bluźnierstwami, nie przestaje też niemal na początku opowiadania droczyć się i uprzykrzać życie Hermionie, a przecież taki właśnie Smok powinien być. To naprawdę zły chłopiec, a, jak wiadomo, wszystkie dziewczynki troszkę lubią złych chłopców. ;)
    Życzę powodzenia w dalszym pisaniu! Mam nadzieję, że czytelników będzie z każdym dniem przybywać, bo ta historia właśnie na to zasługuje.
    Masza.

    PS. Trafiłaś idealnie w moje gusta - wszystkie piosenki, które dodajesz do rozdziałów są jednymi z moich ulubionych. Nie wspominając już o tym, że idealnie pasują do sytuacji. Tak trzymać! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, kocham złych chłopców! I to raczej nie trudno w tym opowiadaniu zauwazyc. Zawsze jak czytam takie komentarze, nie moge sie przestac usmiechac. Dziekuje Ci bardzo za tyle pozytywnych slow, szczegolnie tych o muzyce, bo zawsze dlugo nad nia slecze. Ale jak widze wysilek sie na szczescie oplacil ;>

      Usuń
  5. miejmy nadzieje, że tablet bedzie motywacja do kolejnych rozdzialow!!! swietne opowiadanie i oby tak dalej!!! wierna i dozgonna wielbicielka <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Dobrze, ze wrócił :)
    Czekam na nn bo na pewno bede tu zaglądać:)

    http://dramione-never-say-never.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń
  7. Rośnie tak napięcie, że już nie mogę! Te wszystkie emocje, akcja AAAAAA!! Nie mam słów...

    OdpowiedzUsuń
  8. Och Malfoy... Malfoy..... Ty głuptasie....

    OdpowiedzUsuń
  9. Dobrze, źe wrócił. Jestem ciekawa, gdzie teraz pójdą?

    OdpowiedzUsuń

Bardzo, bardzo, bardzo dziękuję za każdy komentarz! Naprawdę każdy kolejny dodaje skrzydeł!
(jeśli chcecie skomentować, a nie macie konta, wystarczy kliknąć w opcję "Komentarz jako: Anonimowy")