23.09.2014
Przepraszam, że tak długo nie dawałam znaku życia. O blogu nie zapomniałam, jednak ostatnio moje życie jest tak zakręcone i tak dużo mam na głowie, że zupełnie nie jestem w stanie skupić się na następnym rozdziale. Dziękuję za to, że wciąż wchodzicie, czytacie i komentujecie. Gdy tylko coś się ruszy, natychmiast Was o tym powiadomię!

sobota, 7 grudnia 2013

13. "Imperio"


Widział malutki promyk światła księżyca, z trudem przebijający się przez ceglaną ścianę tuż przy suficie.
Miliony malutkich drobinek kurzu tańczyły w nim nieprzerwanie, hipnotyzując swym chaotycznym ruchem.
Nie pamiętał jak tu trafił, nie wiedział, w którym lochu się znajduje... W każdej chwili ktoś mógł otworzyć ciężkie, mosiężne drzwi i rzucić w niego Avadą, a jemu nawet nie dane byłoby się obronić. Wilgotne powietrze drażniło go w gardło i gryzło w płuca, a ostre paznokcie prawie przebiły mu wnętrze dłoni tak mocno zaciskał pięści.
Tylko ta srebrna struga światła zmuszała go do pozostania przy zdrowych zmysłach, zawzięcie kierując jego myśli na właściwy i jedyny tor... tylko jedna nikła myśl - brzytwa, której uparcie się chwycił.
Draco był żywy. Czuł to.
Jak mantrę powtarzał, że nie może się poddać, byleby tylko odwrócić swoją uwagę od wysuszonych ust spragnionych wody i głodu, który wysysał mu żołądek. Nic więc dziwnego, że gdy usłyszał kroki na schodach, poruszył się niespokojnie, tłumiąc w sobie nadzieję na kolejną szklankę wody i kawałek chleba. Równie dobrze to właśnie teraz mógł nadejść jego koniec.
Ciężkie łańcuchy spadły z żeliwnej klamki, a do pomieszczenia wszedł niski, zgarbiony człowiek. Różdżka w ręce przybysza poruszyła się nieznacznie i cienkie, brudne liny natychmiast zaplotły się wokół jego bladych nadgarstków, pociągając go z całej siły do pozycji stojącej.
- Czarny Pan chce cię widzieć - Glizdogon wysyczał ze złośliwym uśmieszkiem w kąciku ust.
Małe, wodniste oczka wpatrywały się w niego z pogardą, lecz dumnie wytrzymał to spojrzenie i nie odezwał się ani słowem, chociaż wiele cisnęło mu się na usta. Po chwili już szli ciemnym korytarzem, kierując się na wyższe piętra. Miał wrażenie, że nogi zaraz odmówią mu posłuszeństwa.
Po raz pierwszy jego własny los był mu jednak cudownie obojętny. W ciągu jednej sekundy życie i tak straciło dla niego jakiekolwiek znaczenie. Wiedział przecież, że nigdy nie wyrzuci z umysłu tego obrazu. Jej ciało leżące bezładnie na ziemi, zimne... martwe... On upada na kolana i płacze... nie może przestać dopóki barwne iskry nie trafiają go niespodziewanie w plecy. Skóra go piecze, coś w nim pęka, rozrywa go na strzępy... więc krzyczy z bólu, żalu... rozpaczy. A za chwilę budzi się w ciemnym, wilgotnym lochu, bez różdżki i bez nadziei.
Ta scena odgrywała się w jego umyśle po raz setny... tysięczny, doprowadzając go do skraju szaleństwa. Bywało, że modlił się o śmierć.
Lecz jego syn czekał na niego, liczył na niego. Nie wolno mu było o tym zapomnieć.
Dwa razy potknął się na schodach, ale dzielnie wytrzymał nagły ból w kolanach, które bez wcześniejszego uprzedzenia spotkały się z ostrymi, drewnianymi stopniami. Teraz już widział przed sobą wysokie, czarne drzwi, za którymi wszystko miało się rozstrzygnąć. Nie zdołał powstrzymać dreszczu obezwładniającego strachu, który wolno spłynął mu od samego czubka głowy w dół kręgosłupa, jak zimny wodospad.
Glizdogon skulił się nagle i położył rękę na lekko uchylonych drzwiach, spuszczając wzrok na swoje stopy.
- Niech wejdzie - rozkazał wysoki, zimny głos.
Glizdogon jeszcze bardziej skurczył się w sobie, ale posłusznie naparł ręką na drzwi i popchnął go, zmuszając do przejścia przez próg.
Był to podłużny pokój, gdzie dwa olbrzymie fotele, obite czarną skórą, stały zwrócone w kierunku przeciwległej ściany. Między nimi, w kamiennym kominku trzaskał ogień, który jednak w żadnym wypadku nie dodawał wnętrzu przytulności - zielone płomienie ze srebrnymi iskrami rzucały mroczne smugi światła na ściany, i tak w większości ginące w mroku. Nie było tu żadnych okien.
- Witaj Lucjuszu.
Natychmiast opadł na kolana, spuszczając głowę. Kątem oka zobaczył długie, niemalże białe palce, delikatnie głaskające cienką różdżkę, która przechodziła wolno z jednej dłoni do drugiej. Tylko tyle mógł dostrzec za szerokim oparciem fotela.
- Wybacz mi mój Panie - wychrypiał słabo, zdziwiony, że zdołał wydusić z siebie jakikolwiek dźwięk. - Wiem... Wiem, że nie zasługuję na twoją litość.
- Wstań i usiądź.
Dźwignął się na nogi i nie wiedząc, co go czeka, skierował się w stronę wskazanego mu fotela. Powoli usiadł na miękkiej poduszce, a czerwone oczy Lorda Voldemorta spoczęły na nim, błyskając w ciemności. Wstrzymał oddech, widząc tę nieludzką twarz płaską jak u węża, z podłużnymi szparami zamiast nosa. Zawsze robiła na nim to samo wrażenie - ta sama mieszanina strachu, uległości i podziwu. To był jego pan: potężny, niepokonany... nieśmiertelny. Nawet, gdyby zapewniono go, że uniknie konsekwencji, nie potrafiłby zdobyć się na jakiekolwiek nieposłuszeństwo w stosunku do tego... człowieka?
- Napij się.
Czekał na śmiertelne zaklęcie, czekał na tortury, lecz widocznie nie dane mu było tak szybko dowiedzieć się, co zostało dla niego zaplanowane. W tym momencie oczekiwanie było gorsze od wyroku.
Na niskim stole między nimi stała szklanka wody, po którą bez wahania sięgnął, pewien, że nie jest to trucizna. Czarny Pan preferował inne sposoby zabijania. Gdy chłodny płyn spłynął mu do gardła ogarnęło go chwilowe poczucie ulgi, lecz po chwili znów spiął wszystkie mięśnie, gdy usłyszał lodowaty głos:
- Zawiodłeś mnie, Lucjuszu. Myślałem, że mogę na tobie polegać... - źrenice w czerwonych oczach zwęziły się jeszcze bardziej.
Uznał, że to stwierdzenie nie wymagało odpowiedzi, lecz wciąż spuścił pokornie głowę. Wtem na stole dostrzegł swoją różdżkę. Leżała samotnie koło grubej księgi, niemal wzywając go do siebie. Poruszył się niespokojnie.
- Owszem, to twoja różdżka. Możesz ją wziąć.
Sięgnął więc po nią ostrożnie, jakby bał się, że zaraz, bez uprzedzenia, zostanie trafiony zaklęciem niewybaczalnym. Nic takiego jednak się nie stało. Gdy tylko cienki patyk znalazł się w jego dłoni, poczuł za to przypływ pewności siebie, a cel, wyraźny jak nigdy, znów pojawił się przed jego oczami.
Liczy na ciebie. Draco liczy na ciebie. Masz przeżyć.
I choć nie rozumiał, dlaczego jeszcze żyje, uznał to za znak od niebios.
- Mój Panie, jestem gotów zrobić wszystko dla ciebie. Pozwól mi tylko odkupić moje błędy. Moja żona... - coś nagle utknęło mu w gardle. - Nie wiedziałem nic o tym, co zamierzała zrobić. Tylko pozwól…
Voldemort znienacka bezszelestnie podniósł się z fotela, przypominając w swych ruchach ducha lub ulotną zjawę. Za nim podążył ogromny wąż, którego wcześniej nie zauważył, będąc zbyt skupionym na wyczekiwaniu śmiertelnego zaklęcia skierowanego w jego stronę.
- Zamierzam dać ci jeszcze jedną szansę. Zobaczymy czy zdołasz udowodnić swą lojalność.
Lucjusz Malfoy zamrugał z zaskoczenia, wbijając wzrok w ciemną, chudą postać, teraz odwróconą do niego plecami. To brzmiało zbyt dobrze, by było prawdziwe. Czyżby Czarny Pan rzeczywiście postanowił darować mu życie? Niemożliwe. Może i był niepokonany i potężny… ale na pewno nie miłosierny.
- Oczywiście, mój Panie - szepnął. - Czegokolwiek pragniesz.
- Znajdziesz swojego syna, Lucjuszu. - Voldemort obrócił się w jego kierunku i znów spojrzał na niego tymi straszliwymi oczami o barwie nienaturalnej czerwieni. - Znajdziesz swojego syna i go zabijesz.
Serce starszego Malfoya przez kilka długich sekund przestało bić. Zbladł, a przez jego ciało przeszły niekontrolowane dreszcze. Poczuł jak ziemia, rozstępuje się pod jego stopami, a on wpada w czarną otchłań… Lecz musiał grać, musiał oszukać samego Lorda Voldemorta. Powstał więc z fotela, by chociaż jego postawa była bardziej wiarygodna.
- Oczywiście mój Panie - powiedział prawie bezgłośnie, pochylając głowę w geście uległości i pokory.
Voldemort przybliżył się do niego, miażdżąc go spojrzeniem. Jego usta wykrzywiły się w uśmiechu, aż w końcu wybuchnął zimnym, szyderczym śmiechem, który mroził krew w żyłach.
- Ach, Lucjuszu, Lucjuszu. Czy naprawdę myślisz, że zdołasz oszukać mnie?… Przecież słyszę twoje myśli. Czuję jak usilnie próbujesz je przede mną ukryć. Chyba powinieneś już wiedzieć, że nikt nie jest w stanie przede mną nic ukryć. Już widzę, że jesteś zbyt słaby, by wykonać moją wolę. Za bardzo kochasz tego chłopaka… a miłość to słabość. Tyle razy wam to powtarzałem…
Czarny Pan stał teraz niebezpiecznie blisko niego, badając każdy centymetr jego twarzy. Nie mógł oddychać. Nie mógł się poruszyć. Strach sparaliżował go całkowicie.
- Ale pomogę ci w tym przedsięwzięciu. Ufam, że służba u mnie znaczy dla ciebie więcej niż rodzina. Ułatwię ci to zadanie.
Wtedy Lucjusz podniósł szybko głowę, otwierając szeroko oczy. Już wiedział, co zaraz nastąpi. Nie mógł jednak nic zrobić, nie skazując siebie na natychmiastową śmierć. Chęć przetrwania, wcześniej błogo uśpiona, odezwała się dopiero teraz.
- Świetnie… - usłyszał syk Voldemorta, który natychmiast dostrzegł jego kapitulację.
Różdżka, która zabiła tak wiele istnień, prawie muskała jego policzek, a wąż teraz wił się wokół jego nóg, uniemożliwiając mu ucieczkę, nawet jeśli by się na taką zdecydował.
Czerwone oczy zabłysły.
- Imperio!

* * *

Wyszedł z łazienki z mokrymi końcami włosów, z których wciąż skapywały zimne krople. Potrzebował otrzeźwienia, więc chlusnął sobie wcześniej wodą z kranu prosto w twarz, nie patrząc na to, że moczy sobie koszulkę. Czuł, że los robi go w konia, śmieje się z niego przebrzydle, bawiąc się jego psychiką. Zanim zdecydował się znów wejść do salonu i stanąć oko w oko z Granger, musiał się uspokoić i wytłumaczyć sobie powoli, dokładnie... że to wszystko jeden wielki debilizm. Był pijany... był po prostu okropnie pijany.
Ale niestety nawet to nie podziałało, bo gdy znów zobaczył te duże brązowe oczy, które wpatrywały się w niego z zaciekawieniem, te same odczucia i ten straszny ucisk w żołądku przypełzły do niego z powrotem. I choć znał to spojrzenie - Granger od zawsze była obrzydliwie ciekawska - miał wrażenie, że to nie ona. Nazywanie jej "Granger", a nawet "Hermioną" wydawało mu się dziwnie nie na miejscu.
Po prostu teraz była taka... taka... No jaka... No jaka do cholery? Nie odpowiedział.
Cykor.
- Na pewno wszystko w porządku? - Hermiona zmarszczyła brwi, przyglądając się mu badawczo.
- Taa... - mruknął. - Tylko jakoś mi niedobrze.
- O nie! Mówiłam, żeby nie pić!
- Wyluzuj, to nie od alkoholu.
Zrobiła dziwną minę. Chyba tak właśnie wyglądała Granger, która czegoś nie rozumie, na co zaśmiał się krótko, bo wyglądała naprawdę komicznie.
- Więc od czego? - warknęła.
Już zdążył zauważyć, że nie znosiła, gdy się z niej śmiał, ale z tymi rumieńcami na policzkach ze zdenerwowania wyglądała zajebiście uroczo.
Mój Boże... Był pijany... Był zajebiście pijany…
- Ja mam to wiedzieć? - wzruszył ramionami.
- A kto, ja? - wciąż patrzyła na niego złowrogo.
Opadł z ciężkim westchnieniem na dywan i kolejny raz tego wieczoru ustawił przed sobą kieliszki w równej linii.
- O nie, Malfoy! Koniec z tym! Mamy być jutro zwarci i gotowi! Może wreszcie…
- Cichobądź... Czy ty wiesz jak ty jęczysz? Zaraz się przebijesz przez zaklęcia wyciszające. - Posłała mu spojrzenie bazyliszka. - Po pierwsze, jeszcze nie ma dwunastej, a po drugie to już ostatni, obiecuję.
Prychnęła, ale posłusznie osunęła się z kanapy na podłogę. Przez krótką chwilę patrzyli na siebie bez słowa - ona, mrużąc podejrzliwe oczy i on, trzymając w ręce szklaną butelkę z zamiarem odkręcenia jej nakrętki. Tysiące myśli przepłynęły mu przez głowę w tym momencie, ale szybko potrząsnął głową, z trudem odpychając je od siebie. Dlaczego nagle wydawała mu się taka ładna? Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego ktoś się tak nad nim znęca?!
Odkręcił w końcu nakrętkę i zaczął nalewać przezroczysty płyn do kieliszków. Miał nadzieję, że rano nic nie będzie pamiętał z tego idiotycznego wieczoru.
- O co ci chodzi? - usłyszał nagle jej urażony głos.
- Nie rozumiem - odparł wolno, znów spoglądając jej w oczy.
- Dziwnie się na mnie patrzysz, o co ci chodzi?
- "Dziwnie się na ciebie patrzę"? - chciał zabrzmieć wyjątkowo kpiąco, ale tym razem jakoś nie bardzo mu to wyszło.
- Tak.
Uniósł kieliszek, stuknęli się i ostry płyn znów spłynął mu do gardła. Granger wciąż czekała na odpowiedź, ale jemu akurat zakręciło się przed oczami, więc mógł zyskać choć trochę na czasie. Bo co miał jej powiedzieć, skoro sam nie wiedział, o co mu chodziło?
- Po prostu jesteś... jesteś…
Plątał mu się język i o ile zwykle było to przyjemne uczucie, tym razem czuł się z tego powodu dziwnie poddenerwowany.
- Jesteś... - tak bardzo nie miał ochoty kończyć tego zdania. -....dziewczyną.
- Jestem dziewczyną? - powtórzyła po chwili, unosząc brwi.
Zdawał sobie sprawę, że jego wyjaśnienie nie miało najmniejszego sensu, ale tylko to słowo przyszło mu do głowy.
- Dlaczego wszyscy w pewnym momencie muszą to stwierdzać? - odezwała się nagle, po czym dodała z goryczą: - Zawsze wydawało mi się, że to raczej oczywiste.
- Co? Kto jeszcze tak stwierdził? - był szczerze zainteresowany.
- Ronald, w czwartej klasie. Powiedział dokładnie to samo, co ty.
Mimowolnie się skrzywił.
- Och, proszę cię, nie rób tego - jęknął.
- Czego? - zapytała wyraźnie zaskoczona.
- Nie wkładaj mnie i Wieprzleja do tego samego zdania…
- A to niby dlaczego? - obruszyła się, zakładając ręce na biodra. - I nie nazywaj go tak!
Im bardziej starała się pokazać swoje niezadowolenie lub wściekłość, tym bardziej słodka i bezbronna mu się wydawała. Już nawet przestał bronić się przed tymi myślami - to było zbyt męczące w jego obecnym stanie.
- On jest po prostu taki... rudy... i biedny... i wkurwiający.
- Chciałabym ci przypomnieć, że mówisz o moim najlepszym przyjacielu!
-... a poza tym zawsze ma zawsze takie czerwone rumieńce, gdy mnie widzi. Granger, a może ten twój Weasley się we mnie zakochał?
Hermiona przewróciła oczami, ale kąciki jej ust zadrgały lekko, co sprawiło, że poczuł się dziwnie dumny.
- Ha. Ha. Bardzo śmieszne.
Wreszcie udało im się wstać. Posprzątali wszystko paroma machnięciami różdżek i już mieli rozchodzić się do swoich pokojów, gdy nagle bardzo zaciekawiło go to płaskie, podłużne coś na ścianie, więc Granger - oczywiście uprzednio wzdychając ciężko, powiedziała, że mu z radością pokaże. Ekran zaświecił się na niebiesko, Hermiona włożyła okrągły kawałek plastiku do środka czarnej, malutkiej skrzynki i wtedy zobaczył obrazy... Ruchome obrazy. W mugolskim domu.
- Transformersi - wytłumaczyła, ziewając szeroko, a jego oczom ukazały się wielkie metalowe roboty, transmutowane ze zwykłych samochodów.
To było zwyczajnie... niesamowite. Ale oczywiście jej tego nie powiedział.
Gdy później pokazała mu jak używać "pilota od telewizora", a on nazwał go mugolską różdżką, dziewczyna wybuchnęła głośnym śmiechem i długo nie mogła przestać, a on znów uznał, że lubi ten dźwięk.
W końcu rozłożyli kanapę, bo jakoś nie mogli oderwać się od latających robotów (no... przynajmniej on) i położyli się obok siebie, wpatrzeni w ekran. Gdy usłyszał w końcu, że jej oddech spowalnia się i wyrównuje, wyczarował koc najpierw dla niej, później dla siebie i przykrył ich obojga. Była niebezpiecznie blisko, jej zapach otaczał go z każdej strony - kwiatowy? Owocowy? Wiedział tylko, że przyjemny. Wyłączył wreszcie telewizor i zsunął się na swoją poduszkę. Wciąż mocno szumiało mu w głowie.

Na pograniczu jawy i snu usłyszał wysoki, głośny sygnał... ale jednocześnie wydawał mu się dziwnie przytłumiony, jakby dochodził z oddali. Nie otworzył oczu. Było mu zbyt dobrze... zbyt błogo... Już dawno nie czuł się tak spokojny.
Śni mu się. Śni.





24 komentarze:

  1. Rozdział super jak zawsze tylko szkoda, że taki krótki ;/ Czekam na next'a.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziś pierwszy raz włączyłam muzykę, którą proponujesz do czytania, bo zawsze się mi wydawało, że będzie mnie rozpraszała, ale było cudownie. Poczułam się tak magicznie i po prostu się zakochałam w tym opowiadaniu ; ) Świetnie piszesz, ciągle tu wchodziłam dziś i :"czy to już? czy to już? JUŻ !
    " - On jest po prostu taki... rudy... i biedny... i wkurwiający.
    - Chciałabym ci przypomnieć, że mówisz o moim najlepszym przyjacielu!
    -... a poza tym zawsze ma zawsze takie czerwone rumieńce, gdy mnie widzi. Granger, a może ten twój Weasley się we mnie zakochał?"
    HAHAHA i zaczyna się już coś między nimi dziać. Dziś było tak z perspektywy Draco i było świetnie ^.^
    Dzięki za ten rozdział. Jest naprawdę dobry. Poprawiłaś mi humor C :
    Co do szablonu,bo już ostatnio była o nim mowa to są specjalni ludzie z necie, którzy mogą ci zrobić jakiś świetny szablon, ale ten mi nie przeszkadza. Jest tu i tak świetnie : )
    Życzę weny !
    ~Hekate

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aaach, dziękuję! Wreszcie mi się udało kogoś rozśmieszyć! hahah

      Usuń
  3. Za jednym zamachem wzięłam się za przeczytanie trzech rozdziałów. Przeczytałam je jednym tchem, są tak niesamowite, ciekawe, dobre :D
    Perspektywa Draco bardzo mi się podobała. Dobrze wiedzieć, co myśli.
    Perspektywa Lucjusza mnie zaskoczyła, ale w sumie jest to bardzo ciekawy pomysł. Jestem ciekawa dalszego rozwoju wydarzeń.
    Życzę weny! :)
    Baś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż, uznałam, że wprowadzę coś nowego, żebyście się tu nie zanudzili na śmierć ;d

      Usuń
    2. Ja bym się nie zanudziła, ale element zaskoczenia nigdy nie zawadzi :D
      Baś.

      Usuń
  4. Rozdział na prawdę dobry i wciągający. Czekam na dalsze :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Czekałam z niecierpliwością i muszę przyznać, że było warto. Przeraził mnie ten fragment z Lucjuszem. Wiem, że prędzej czy później znajdzie Dracona i wtedy naprawdę nie będę wiedziała co się stanie.
    Nasi bohaterowie się do siebie coraz bardziej zbliżają. Ich rozmowa jest bardzo naturalna, taka beztroska. Chciałabym zobaczyć minę Dracona podczas oglądanie Transformersów. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział bardzo fajny, tylko znowu muszę ponarzekać, że taki krótki. No i czas oczekiwania na następny? ! Ale trudno, wytrzymam. Co do rozdziału, tak po ludzku żal mi Lucka. Martwi się o dzieciaka. Co do naszych bohaterów, no to coraz bardziej mają się ku sobie. Mam nadzieję, że po wytrzeźwieniu Draco nagle nie stwierdzi, że Hermiona już mu się nie może podobać. No i co to za dźwięk usłyszeli? Nie może być, że już ich ktoś znalazł. Jeszcze nie. Niech sobie posiedzą razem :) Pozdrawiam i dzięki jeszcze raz za super rozdział. P.S. A nie można tak zmienić tego odliczania i troszkę skrócić czas oczekiwania? :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie chcę być przemądrzały (nie lubię przemądrzałych ludzi, bardzo nie lubię D: ), ale muszę (no dobra, chcę) napisać parę rzeczy, które rzuciły mi się w oczy:
    "drażniło go w gardło i gryzło go w płuca" - po co tyle razy go? Z kontekstu będzie wiadomo, o co chodzi.
    "Tylko ta srebrna struga światła zmuszała go do pozostania przy zdrowych zmysłach, zawzięcie kierując jego myśli na właściwy i jedyny tor... tylko jedna nikła myśl - brzytwa, której uparcie się chwycił. Draco był żywy. Czuł to." Tutaj od razu nasuwa nam się skojarzenie do jakiejś deski ratunku, a brzytwa? Mogła by mu co najwyżej odciąć rękę. :I Tak trochę mi tu nie pasuje...
    "(...) stały na przeciwko przeciwległej ściany." Skoro stały na przeciwko, to po co jeszcze pisać, że ściana była przeciwległa, logiczne chyba? :P
    "(...) zielone płomienie ze srebrnymi iskrami rzucały mroczne smugi światła na ściany" Od kiedy światło jest mroczne?! Wiem chyba o co ci chodziło, ale powinnaś użyć innego słowa...
    "(...) Zawsze robiła na nim to samo wrażenie - ta sama mieszanina strachu, uległości i podziwu." Powinno być: "wprawiała go w to samo wrażenie". W końcu Lucjusz nie widział w Voldim nikogo przerażonego, uległego.
    "Serce starszego Malfoya przez kilka długich sekund przestało bić." *BIOLOGY NAZI* Wszyscy wiemy, że w sytuacji stresowej serce zaczyna bić SZYBCIEJ ;-; jakby stanęło, to straciłby przytomność, nie mówiąc o śmierci klinicznej...
    Scena z młodymi była o wiele lepsza, tak lajtowa i styl ją dopełnił, bo w pierwszej części wyglądało, jakby akcja trochę cię przerosła, zabrakło mi takich opisów, które pozwoliłyby mi się wczuć w ten klimat zimnej celi, przerażenia Malfoya w chwili śmierci... Sam piszę, więc wiem jak ciężko dobrać czasem słowa.
    Ogólnie nie jest źle, ale do ideału jeszcze daleka droga, tj na kolana nie powala, ale nic, pisz, czytaj i pisz. c:

    Zresztą, sam powinienem .__.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. do ideału w żadnym wypadku nie aspiruję, a jesli chodzi o brzytwe chyba znasz powiedzenie "tonący brzytwy się chwyta"?
      co do foteli to rzeczywiście powinno byc raczej "zwrócone w kierunku przeciwległej ściany" czy cos w tym stylu, gdy pisałam, nie potrafiłam tego zastapic
      jedno "go" też mogłam opuścić, nie zauważyłam, więc dzieki
      reszta jest dla mnie ok,
      +czytałes tylko ten rozdział czy całość?

      Usuń
    2. A jeszcze chciałam dodać, ze całkiem smiesznie, bo w miejscach, gdzie mialam problem i zatrzymywałam sie na dłuzej, nie mogac znalezc słow albo, hm, weny - kazde jedno mi wytknąłes haha.
      Ogólnie tak mam, że często publikuje rozdziały, w których coś mi zgrzyta, a pozniej do nich wracam co jakiś czas i poprawiam.

      Usuń
  8. Tylko ten rozdział, ale resztę nadrobię niebawem. c:
    Sam dążę do ideału przez co mogę mieć trochę"spaczone" podejście. Warto rozdział zostawić na kilka dni po napisaniu, jak odleży, wrócisz do niego zauważysz rzeczy, których nie widziałaś wcześniej.

    OdpowiedzUsuń
  9. Widzę, że akcja coraz bardziej się rozkręca. Ciekawa jestem, co wyniknie w związku z Lucjuszem. Czytając Harry'ego Pottera, nigdy za nim nie przepadałam, ale teraz zrobiło mi się go autentycznie żal. Zaintrygowała mnie również końcówka. Ciekawe, kto odwiedził rodzinny dom Hermiony. Czyżby Harry i Ron?

    Pozdrawiam :)

    West

    OdpowiedzUsuń
  10. Hej, mam nadzieję, że nie zawiesiłaś bloga. Pytam dlatego, że według starego licznika mogliśmy się spodziewać czegoś na święta, a tu guzik :( Mam nadzieję, że to chwilowy zastój i nie przygniotła Cię ilość świątecznego jedzenia. Bo ja ledwo żyję, więc mogłabym coś takiego zrozumieć :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niee, gdzie tam, nie zawiesiłam, po prostu mam malą obsuwkę za co najmocniej przepraszam! Poza tym rozdział będzie wyjątkowo długi, a że przy 13ym dostałam sporo zadowalających, to się spinam, żeby wyszedl dobrze :D szkoda tylko, że nie wiem co mam poprawiać, bo ludzie nie komentują :(

      A tak w ogóle to Wesołych Świąt wszystkim!!

      Usuń
    2. Tobie też Wesołych Świąt, choć w sumie to już po Świętach C:
      To kiedy możemy się spodziewać rozdziału ? ^.^
      I Czemu licznik nie działa ?;c taki bajer ; D
      ~Hekate

      Usuń
    3. Heheh no wiem, ze bajer, ale wylaczylam na chwile, bo mnie stresowal. Jak tylko bede sie zblizala do konca pisania rozdzialu czternastego to wlacze.

      Usuń
  11. Dostałaś dużo zadowalających? Przecież to zaledwie 4! Moim zdaniem nie powinnaś się tym kompletnie przejmować. Twoja historia Hermiony i Dracona jest jedną z lepszych jakie przeczytałam/czytam. Przede wszystkim stopniowo rozwijasz akcję, a nie tak jak większość autoreczek, które już w drugim czy trzecim rozdziale rozpisują się o namiętnej miłości powyższej pary. Uwielbiam sposób w jaki ich do siebie zbliżasz - nie natarczywie, a powoli i z namysłem. Za to masz u mnie olbrzymiego plusa.
    Można powiedzieć, że wszystkie 13 rozdziałów praktycznie połknęłam i chcę więcej.

    Pozdrawiam ciepło i w międzyczasie zapraszam do siebie - Cichy zabójca

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak to poprawia humor! Dziękuję! I zabieram się za pisanie...

      Usuń
  12. Alkohol- czemu zawsze mam co do niego jakieś przeczucia? :)
    Tym razem jednak przyznam, że jest lepiej niż przypuszczałam.

    OdpowiedzUsuń
  13. Zdziwiłaś mnie zachowaniem Lucjusza. Nie spodziewałam się że będzie on opłakiwał stratę żony. Idealnie pokazałaś w tym rozdziale Voldemorta, aż miałam ciarki na plechach i tylko czekałam aż rzuci zaklęcie. No i rzucił. Ale tego to ja się nie spodziewałam! Co będzie dalej?
    Ach i uwielbiam gdy Draco jest pijany ;) Te jego wewnętrzne rozterki są świetne! Kocham te końcówkę ;)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń

Bardzo, bardzo, bardzo dziękuję za każdy komentarz! Naprawdę każdy kolejny dodaje skrzydeł!
(jeśli chcecie skomentować, a nie macie konta, wystarczy kliknąć w opcję "Komentarz jako: Anonimowy")