Tak, wiem, była okropnie długa przerwa (i teraz też jeszcze spóźniłam się z publikacją kilkanaście minut). I to przerwa była tak długa, że aż zapomniałam, jak bardzo dodawanie nowych rozdziałów może być ekscytujące! Ale przynajmniej wracam teraz z długaśnym, siedemnastym rozdziałem i pochwalę się nawet, że przekroczyłam magiczną granicę 20 stron. Chcę Wam bardzo podziękować za to, że wciąż ze mną jesteście i czekam, oj bardzo czekam, na Wasze opinie, bo się autentycznie denerwuję.
P.S. Na blogu pojawiło się trochę więcej reklam, ale jeśli przez przypadek w nie klikniecie, to proszę nie wkurzajcie się, tylko pomyślcie sobie wtedy "O, jak miło, dałam jej zarobić parę groszy" (dosłownie... parę groszy).
Mimo, że obraz był czarno-biały mogłaby przysiąc, że kolor ogniście czerwonej czupryny Ronalda Weasleya przebijał się przez tę masę szarości.
Miała wrażenie, że czas się zatrzymał, a wszystko wokół niej momentalnie znieruchomiało. Teraz prawdziwą rzeczywistością był jedynie ten mały, szary kwadracik na ekranie komputera, który nieubłaganie odgrywał jej najgorsze obawy ostatnich dni. Bezwiednie wciskając paznokcie w przedramię blondyna, z bijącym sercem patrzyła, jak Ron i Harry stojąc plecami do siebie, rzucają zaklęcia obronne na pokój, w którym jeszcze nie tak dawno siedziała z rodzicami, śmiejąc się z wieczornych teleturniejów.
— Homenum revelio... rzucili homenum revelio — cichy szept Malfoya doszedł do niej jakby z oddali, ale ona też zauważyła ten specyficzny ruch różdżki, który oznaczał tylko jedno... Harry i Ron dowiedzieli się właśnie, że w jej domu nie ma żywej duszy.
A jeśli to nie jest nagranie? Co jeśli oni tam są dokładnie w tej chwili?! Szalona myśl przemknęła jej przez głowę, powodując bolesne ukłucie paniki, przez co drgnęła na krześle, jakby ktoś przypalił ją rozżarzonym kawałkiem metalu. Przyspieszone uderzenia serca dudniły jej jeszcze w uszach, gdy nadzieja zgasła tak samo szybko, jak się pojawiła. Wystarczyło, że jej wzrok spoczął na małych, białych cyfrach, odmierzających czas i pokazujących datę... na pewno nie dzisiejszą.
— Cholera jasna... — Malfoy nagle wychrypiał. I rzeczywiście to, co zobaczyła na ekranie sprawiło, że jeszcze mocniej ścisnęła go za rękę, wdzięczna za to, że chłopak wciąż siedzi koło niej na poręczy krzesła.
Harry i Ron wciąż nie ruszyli się z miejsca ani o centymetr. Widziała, jak szepczą do siebie, ledwo poruszając ustami i pochylając lekko głowy, po czym razem stawiają krok do przodu.
Krzyknęła.
Nieznana siła niespodziewanie poderwała przyjaciół w górę, po czym z całej siły przytwierdziła ich do podłogi. Przykuci do drewnianych paneli zaczęli się szarpać, przypominając jej muchy, które wpadły w klejący lep... A ona nie mogła zrobić nic, by im pomóc. Gdy Ron próbował dosięgnąć różdżki, którą poturlała się zaledwie kilka cali od niego, poleciały jej pierwsze łzy. Harry coś krzyknął. Wtedy jasna struga światła minęła go o włos, rozbijając się na szklanej komodzie, która eksplodowała, zasypując ich ostrymi odłamkami. Gdy wystrzelono w ich stronę kolejne zaklęcie, Harry jeszcze raz krzyknął i w ostatniej chwili zdołał dotknąć palców przyjaciela… Zniknęli.
Na środek salonu wbiegło dwóch zakapturzonych Śmierciożerców, w których natychmiast rozpoznała Dołohowa i Thorwina Rowie z pierwszej warty. Nic dziwnego, że nie widziała ich później przed jej domem — za taką pomyłkę z pewnością musieli poznać gniew swojego pana.
Malfoy już nie śledził wydarzeń na ekranie, ale kątem oka obserwował ją ze ściągniętymi brwiami. Gdy nagranie dobiegło końca, Hermiona podniosła się nagle z miejsca, a potem zatoczyła się do tyłu, niezgrabnie próbując wydostać się z ciasnej przestrzeni pomiędzy krzesłem i biurkiem.
— Granger... — Malfoy powoli wstał i zrobił dwa ostrożne kroki w jej kierunku. — Uciekli. Wszystko w porządku.
Popatrzyła na niego, jakby zupełnie nie rozumiała tego, co do niej powiedział. Już nie płakała, ale ciężar, który uciskał jej klatkę piersiową stał się nie do zniesienia, a ciasny supeł w żołądku sprawił, że zrobiło jej się niedobrze. Malfoy obserwował ją z takim niepokojem i czymś, co gdyby go nie znała, nazwałaby troską, że prawie go nie poznała.
— Wszystko będzie w porządku — spróbował jeszcze raz, znów zbliżając się do niej odrobinę.
— Wszystko będzie w porządku? — powtórzyła za nim, chociaż gardło miała okropnie ściśnięte. Gdy wreszcie zrozumiała sens tych słów, coś się w niej zagotowało. Znów naszła ją ochota, by go uderzyć. — Czy ty oszalałeś?!
Malfoy zmarszczył czoło na jej gwałtowną odpowiedź i mimo wszystko zrobił kolejny krok w jej stronę.
— Czy kiedykolwiek teleportowałeś się z takiej pozycji Malfoy?! Czy kiedykolwiek teleportowałeś się z takiej pozycji, zabierając ze sobą drugą osobę?! — poczuła wypieki na twarzy. Była na niego wściekła. — Jak możesz być tak głupi?! To będzie cud, jeśli tylko jeden z nich się nie rozszczepi! Prawdopodobnie oboje wylądowali nie wiadomo gdzie, wykrwawiając się na... — zakryła sobie usta dłonią, a nowe łzy napłynęły jej do oczu. — Ale ciebie to pewnie nie obchodzi... Pewnie cieszysz się na samą myśl, że... — Nie chciała kończyć tego zdania.
Szybkim krokiem podeszła do laptopa, zmuszając go, by zszedł jej z drogi.
— Jak to w ogóle możliwe?! Przecież wszystko sprawdzałam... Za każdym razem, gdy gdzieś wychodziliśmy! Wszystko... wszystko sprawdzałam... — znów załamał jej się głos, gdy wpatrywała się w białe cyfry na ekranie komputera, pokazujące datę. — Druga noc po weselu. Co robiliśmy w drugą noc po weselu...?
Spojrzała na Malfoya wyczekująco, próbując wymusić z niego odpowiedź, bo samej ciężko jej było zebrać myśli. Przed oczami wciąż miała obraz Rona i Harry'ego, którzy pozbawieni kolejnych kończyn leżeli w gęstej kałuży krwi, jęcząc z bólu.
— Nie wiem... nie pamiętam — Malfoy był jeszcze bledszy niż zwykle.
Lecz gdy z trudem przeszukując swój umysł, dokopała się wreszcie do właściwych wspomnień, stało się dla niej jasne, że Ślizgon jak zwykle kłamie jej w żywe oczy.
— To było w noc, gdy piliśmy... prawda?
Z początku zdumiało ją to, że zdołała to powiedzieć tak spokojnie, jednak gdy Malfoy, zrezygnowany, kiwnął głową i odwrócił wzrok, fala beznadziejności uderzyła w nią z taką siłą, że aż skuliła się w w sobie i zacisnęła powieki, próbując powstrzymać się od płaczu. Jedyny raz... Jedyny raz pozwoliła sobie na chwilę wytchnienia. Jedyny raz nie chciała być rozważną, roztropną Hermioną, która myśli o wszystkich i o wszystkim…
— Kurwa mać! — Złapała się za głowę i opadła na kolana, znów czując łzy na policzkach.
Jej przekleństwo wibrowało mu w głowie i krążyło mu w żyłach niczym trucizna. Nie rozumiał dlaczego ostatnie parę minut zrobiły na nim tak wielkie wrażenie. Granger w ogóle nie powinna go obchodzić... nawet gdy siedziała i szlochała na podłodze, pozbawiona chęci do życia.
Jednak mimo jakiegoś wewnętrznego głosu, który krzyczał na niego, by zostawił ją w spokoju, przykucnął przy niej na podłodze i wyciągnął rękę, która zawisła w połowie drogi do jej ramienia. Nie zdążył się nawet zastanowić, czy aby na pewno może i czy w ogóle chce ją dotknąć, bo Granger nagle podniosła głowę i posłała mu tak wściekłe spojrzenie, że natychmiast cofnął dłoń.
— To wszystko twoja wina. To zawsze twoja pieprzona wina! — wysyczała. Z opuchniętymi oczami i czerwoną twarzą wyglądała okropnie. — Nie dotykaj mnie.
Poderwała się z miejsca i już na niego nie patrząc, pobiegła w kierunku klatki schodowej, zostawiając go samego na środku salonu.
Rozejrzał się po pokoju zrezygnowany i wściekły jednocześnie, nie mogąc zrozumieć jakim cudem wylądował w sytuacji, gdzie płacząca Granger wyzwala w nim niespodziewane pokłady współczucia, a Potter i Wieprzlej znajdujący się w niebezpieczeństwie są dla niego nagle wielkim problemem. Jednak to wcale nie było dla niego najbardziej przerażające. Najbardziej przerażające było to, że te zmiany zupełnie mu nie przeszkadzały i musiał wręcz zmuszać się do słynnego malfoyowskiego oburzenia, które do tej pory tak świetnie mu przecież wychodziło.
"To zawsze twoja wina!"
Jedyne na czym mógł się teraz skupić to te słowa.
Dobrze wiesz, że ma rację, jakiś głos zachichotał mu z tyłu głowy. Jeśli coś nie idzie tak, jak powinno, to ty przecież za każdym razem jesteś w samym centrum wydarzeń…
— Zamknij się — wymamrotał, zaciskając pięści.
Jak myślisz, dlaczego twoja matka nie żyje?
Ta myśl sprawiła, że tama, która do tej pory z trudem powstrzymywała olbrzymie ilości gniewu i frustracji gromadzące się w nim stopniowo w ciągu ostatnich miesięcy, pękła. Wpadł w szał. Nagle nie panując już nad swoimi rękami, złapał pierwszą rzecz w zasięgu wzroku i cisnął nią z całej siły w przeciwległą ścianę, wydając z siebie ochrypły krzyk. Srebrny laptop uderzył z łoskotem w gładką, śnieżnobiałą powierzchnię i spadł na podłogę, łamiąc się prawie na dwie, niemalże równe części. Gdy chłopak wreszcie opuścił pokój, rozbity na tysiące małych kawałeczków ekran, wciąż jednak migał nerwowo, ponuro oświetlając ciemne panele jasnoniebieskim światłem.
* * *
Granger nie wyszła z pokoju do końca dnia. Malfoy, nie mogąc już wytrzymać napiętej ciszy panującej w domu, wreszcie odkrył czego potrzebuje — zastrzyku adrenaliny, który rozpędzi uciążliwe myśli, za nic nie chcące dać mu spokoju. Po kilku długich godzinach tępego wpatrywania się w coraz wolniejsze wskazówki zegara, był pewien, że nie zdoła usiedzieć w tym miejscu ani minuty dłużej, więc gdy tylko słońce zaszło za horyzontem, niemalże biegiem pokonał odległość między salonem, a swoim pokojem, wyciągnął z szafy najciemniejszą bluzę jaką zdołał znaleźć, po czym bez większego zastanowienia okręcił się dookoła własnej osi i zniknął.
Nie minęła chwila, gdy na jednym z wielu ciemnych zaułków ulicy Śmiertelnego Nokturnu pojawiła się wysoka postać z twarzą ukrytą pod kapturem czarnej, mugolskiej bluzy. Gdy tylko jego stopy dotknęły kamiennego podłoża, cofnął się natychmiast do tyłu, z walącym sercem wyczekując odpowiedniego momentu, w którym nareszcie będzie mógł w pełni odetchnąć zatęchłym, ale mimo wszystko utęsknionym powietrzem czarodziejskiego świata. Na szczęście okazja przyszła wyjątkowo szybko. Gdy podstarzały czarodziej o umorusanej twarzy i pustym, nieobecnym spojrzeniu pojawił się przy wejściu do jego kryjówki, wystarczył jeden confundus i drętwota, by starzec miękko i niemal bezszelestnie osunął się na ziemię, tuż pod stopami blondyna.
Draco nie zamierzał tracić czasu na rozmyślania. Próbując zignorować obrzydliwy odór, który natychmiast wypełnił wąską uliczkę, jednym machnięciem różdżki zerwał wierzchnią szatę z nieprzytomnego mężczyzny i narzucił ja pośpiesznie na siebie. Uśmiechnął się szeroko, gdy okazało się, że choć szata przeraźliwie cuchnęła, to jednak szczelnie zakrywała nie tylko jego sylwetkę, ale i twarz, która całkowicie ginęła pod czarnym, wyjątkowo długim kapturem. Los mu dzisiaj sprzyjał.
W nocy Śmiertelny Nokturn zawsze ożywał. Główna ulica zdążyła już zapełnić się przeróżnymi, tak zwanymi, typami “spod ciemnej gwiazdy”, pomarszczonymi czarownicami handlującymi miksturami wątpliwego pochodzenia, oraz zwykłymi wariatami, którzy przeważnie z obłedem w oczach mamrotali pod nosem niezrozumiałe słowa. Draco w obdartej, brudnej szacie z łatwością wmieszał się w ten tłum i mimo, że ledwo znosił smród swojego nowego okrycia, nie mógł powstrzymać ogarniającego go entuzjazmu, gdy mijał znane mu budynki. To był jego świat. Do tego miejsca należał...
Nawet jeśli to miejsce na chwilę odrzuciło jego.
Wolnym krokiem przemierzał ulicę, ukradkiem próbując dojrzeć jak najwięcej spod ciężkiego kaptura, nie chcąc ryzykować przy tym zdemaskowania. Od zgarbionej czarownicy kupił paczkę papierosów, a koło kosza znalazł kopię proroka, którą pośpiesznie wcisnął do kieszeni, starając się nie myśleć o tym, co powiedzieliby teraz jego starzy znajomi na wieść, że Draco Malfoy grzebie po śmietnikach. Mimo wszystko cieszył się jak głupi, że wreszcie, chociaż na chwilę, udało mu się uciec z idiotycznego świata mugoli, który od niedawna zaczął go zwyczajnie przerażać.
Czuł jednak, że jego czas tutaj był ograniczony. Coś podpowiadało mu, że powinien uciekać i nie wiedział, czy była to tylko irracjonalna obawa, czy może jego otoczenie rzeczywiście zrobiło się bardziej nerwowe, a przytłumione dotąd rozmowy głośniejsze. Nie podniósł głowy, ale przyspieszył kroku, próbując zlokalizować najbliższy zaułek, którego mógłby użyć do deportacji bez przyciągania niczyjej uwagi. Odetchnął z ulgą, gdy parę sekund później dostrzegł wąską przerwę między sklepem z antykami i ponurym pubem, w którym w ostatnie wakacje upijał się z Zabinim. Dziwne, teraz nie pamiętał nawet, w jaki sposób tam wtedy wylądowali. Jedyne, co mógł sobie w tej chwili przypomnieć to kategoryczny zakaz odwiedzania Śmiertelnego Nokturnu samemu po zmroku, o którym za każdym razem, gdy gdzieś wychodził przypominała mu matka.
Z tymże tamtego pamiętnego wieczora nie zamierzał się już nikogo słuchać, bo wreszcie po miesiącach oczekiwania otrzymał to, czego tak mocno pragnął — został Śmierciożercą, i to Śmierciożercą najmłodszym w historii... Śmierciożercą, który dostał najważniejszą misję spośród wszystkich... To od niego zależały dalsze losy wojny... losy całego świata! Ludzie mieli nie mówić już więcej o bliznowatym Potterze, ale o nim, Draco Malfoyu, który przywrócił czystokrwistym czarodziejom ich właściwe miejsce — na szczycie.
Tak bardzo chciał teraz powrócić do tego uczucia rozpierającej pierś dumy, lecz nie tylko nie udawało mu się go w sobie wywołać, ale i nie potrafił go nawet zrozumieć, wiedząc już co przyniesie przyszłość. Poprzednie wielkie ideały, które od dziecka tak chętnie wykrzykiwał straciły ostrość. Rozmazały mu się przed oczami, a on nawet nie zauważył kiedy... po którym morderstwie z zimną krwią? Po których torturach ludzi, których jedyną winą było to, że urodzili się w złym miejscu? Ich krzyki wciąż nawiedzały go w snach.
Nagle łysy mężczyzna z okropnym grymasem na twarzy niespodziewanie pojawił się koło niego, boleśnie uderzając go w ramię, przez co prawie stracił równowagę i niemal zarył twarzą o kamienny chodnik. Czarodziej oczywiście nie zatrzymał się, by przeprosić, lecz wciąż biegł przed siebie, przeciskając się przez tłum, który teraz jakby się rozmnożył. Obserwując łopoczące na wietrze szaty mężczyzny, które szybko zginęły razem z właścicielem między ludźmi, Malfoy mimowolnie przyspieszył kroku. Na ulicy działo się coś dziwnego.
Nalot... Inspekcja... Śmierciożercy... Ze strzępek rozmów, które dochodziły do niego przez gruby materiał kaptura szybko skojarzył fakty. Nowa władza musiała już zarządzić polowania na szlamy i charłaki. Pamiętał te plany, nad którymi spędzano długie godziny w dużym gabinecie jego ojca, obmyślając najdrobniejsze szczegóły, i euforię, jaka temu towarzyszyła... wielka wizja Czarnego Pana miała wreszcie stać się rzeczywistością — najpierw podział, później stopniowa eksterminacja.
A więc zaczęło się…
Ledwo zdążył postawić stopę w upatrzonym wcześniej zaułku, gdy na głównej ulicy pojawiła się dwójka mężczyzn w czarnych szatach, zadowolonym wzrokiem omiatając nerwowy tłum. Rozmowy znów przycichły, a z szeptów przebijały się jedynie dźwięki aportacji. Jego kryjówka nie była pusta. Pod przeciwległą ścianą leżał cuchnący alkoholem bezdomny, który pochrapywał cicho przez sen.
— Nie aportować się! Będą konsekwencje! — usłyszał wrzask, jednak nie potrafił przypisać tego głosu do żadnej znanej mu twarzy. Widocznie szeregi Voldemorta powiększały się z dnia na dzień. Ci zapewne nie mieli jeszcze Mrocznych Znaków na przedramieniu, bo kilkumiesięczny etap przejściowy — Próba, jak go nazywano — obowiązywała każdego chętnego, który pragnął dostąpić zaszczytu naznaczenia. Niewiele wiedział na temat tego, co tak naprawdę kryło się za tym hasłem, bo jemu ten sprawdzian podarowano. Słyszał jedynie, że każdy, kto chciał oddać się służbie Czarnemu Panu i być obdarowanym jego znakiem, musiał wpierw w jakiś sposób udowodnić swoją lojalność.
Malfoy przylgnął plecami do zimnej ściany i nasłuchiwał, wstrzymując oddech. Mężczyźni zaczęli przesłuchiwać pierwszą czarownicę, która okropnie się jąkając niezdarnie tłumaczyła, że obojga rodziców miała magicznych.
Uciekaj stąd, debilu. Na co jeszcze czekasz? Malfoy zacisnął dłoń na różdżce i nabrał głęboko powietrza, uspokajając chaotyczne myśli. Nie mógł sobie teraz pozwolić na żaden błąd. Skup się. Kolejny oddech, krok do przodu... i gwałtownie zatrzymał się tuż przed obrotem. Albo mu się wydawało, albo... ktoś rzeczywiście wymówił jego nazwisko.
— Słyszałeś o Malfoyu?
— Taa…
Ci dwaj rzeczywiście musieli być nowi, bo ucinanie sobie na służbie pogawędki o sprawach, które chociażby w najmniejszym stopniu dotyczyły Czarnego Pana było stanowczo zabronione i surowo karane.
Draco przeklął cicho, gdy drżący głos następnego przesłuchiwanego czarodzieja przerwał ich rozmowę. Wciąż jednak miał nadzieję, że usłyszy coś więcej o sobie lub, na co liczył najbardziej, o swoim ojcu. Nie musiał długo czekać, bo gdy przerażonemu czarodziejowi wręczono wezwanie do Ministerstwa i nałożono na niego zaklęcie namierzające, ostrzegając go by nie próbował uciekać, jeden ze Śmierciożerców znów zapytał, zniżając głos:
— Jak myślisz zrobi to? Malfoy?
Draco przysunął się jeszcze bliżej głównej ulicy, nie chcąc uronić ani jednego słowa. Teraz był już pewien, że rozmawiali o Lucjuszu i jakimś... zadaniu, które mu powierzono? Mieszanina żalu i rozczarowania ścisnęła go za serce. Czyli nie odszedł, wciąż posłusznie wykonywał rozkazy... Nawet nie próbował go szukać...
Zakręciło mu się w głowie. Złapał się popękanych cegieł, które jeszcze bardziej wbiły mu się w plecy. Czego tak naprawdę oczekiwał? Powinien się cieszyć, że jego ojciec przynajmniej wciąż żył…
— Nie wiem, ale jeśli to zrobi, to zapłaciłbym sporą sumkę, żeby to zobaczyć!
Chrapliwy śmiech mężczyzn rozbrzmiał nagle niebezpiecznie blisko niego. Skupiony na przetwarzaniu nowych informacji, zapomniał, że wciąż stoi przy Śmiertelnym Nokturnie z dwoma Śmierciożercami, ile — kilkanaście? kilka metrów od niego? Teraz nie był nawet pewien, czy zdąży się aportować. Cofnął się w głąb uliczki, czując jak adrenalina błyskawicznie rozchodzi się po jego ciele. W głowie już słyszał irytujący głos Granger, która wyzywała go od nieodpowiedzialnych idiotów.
— Sprawdźmy tam — usłyszał jeszcze zanim wyciągnął przed siebie różdżkę i naciągnął kaptur głębiej na głowę. — Może wreszcie trafi nam się prawdziwa szlama.
Nie minęła sekunda, gdy przy wejściu do jego kryjówki pojawiły się dwie chude sylwetki w zbyt obszernych szatach ciągnących się niechlujnie po ziemi. Malfoy wstrzymał oddech. Wiedział, że musi działać szybko, by wykorzystać element zaskoczenia.
— No proszę, co my tu ma... — zaczęła postać po prawej, wskazując na nieprzytomnego pijaczynę, leżącego na ziemi, jednak nie dane jej było dokończyć pytania. Mężczyźni nie zauważyli, że jeszcze jedna osoba kryła się w mroku zaułka.
— Expulso!
Zaklęcie było proste i efektowne. Odrzuciło jego przeciwników z taką siłą, że ciotka Bellatriks z pewnością zaklaskałaby mu teraz z uznaniem. Skup się! Jeden ze Śmierciożerców uderzył głową w ścianę i nieprzytomny leżał na kamiennym chodniku. Krok do przodu... Czerwona ciecz wypływała mu z tyłu głowy. Krew? Skup się! Cel-Wola-Namysł! Drugi mężczyzna już zbierał się z podłogi, rozmasowując sobie prawe ramię. Obrót... Jednocześnie osuwał się w nicość i widział przed sobą Cel. Nie wiedział tylko, czy oczyma wyobraźni, czy rzeczywiście stał już na środku salonu mugolskiego domu, który teraz wydawał mu się tak przyjazny i przytulny…
Czuł też, jak z głowy zsuwa mu się kaptur, ale nie mógł już nic na to poradzić.
Upadł na twarde panele, łapczywie łapiąc oddech. Zawroty głowy powoli ustawały i kiedy obraz przed oczami całkowicie się zatrzymał, z ulgą stwierdził, że mu się udało — wszystkie kończyny miał na miejscu, a pokój, w którym się pojawił, wyglądał dokładnie tak samo, jak wtedy, gdy go opuszczał. Przewrócił się na plecy i zamknął oczy, próbując powstrzymać nagłą falę mdłości.
Zawsze to samo — zawroty głowy i odruch wymiotny. Nienawidził aportacji. Nie rozumiał, czy brakowało mu ćwiczeń, czy (w co akurat wątpił) talentu. Na razie wiedział jedynie, że był w tym po prostu beznadziejny. Zdecydowanie wolał miotły i zamierzał pozostać im wierny do końca swoich dni. Nagle zatęsknił za poczuciem wolności, jakie dawało mu każde wzbicie się w powietrze.
Obolały podniósł się z podłogi i pośpiesznie wyjmując z kieszeni swoje zdobycze, ze wstrętem zrzucił z siebie cuchnącą szatę, po czym uniósł ją w powietrze i z satysfakcją podpalił. Pomieszczenie rozjaśniły języki zielonego ognia, które w kilka sekund pochłonęły brudny materiał, nie zostawiając po sobie nawet strużki dymu.
Dopiero teraz mógł się zastanowić, czy jego mała wyprawa przyniesie za sobą jakieś niemiłe konsekwencje. Czy dostrzegli jego twarz, gdy spadł mu kaptur? A jeśli tak, to czy go rozpoznali? Zmarszczył brwi, próbując przypomnieć sobie, w którym momencie kaptur zsunął mu się z głowy, ale jego wspomnienia były zbyt chaotyczne. Dobra, nawet jeśli go rozpoznali, to i tak nie miało to większego znaczenia. W końcu im uciekł, prawda?
Poczuł nagłą potrzebę skonsultowania się z Granger, jednak jego pierwszą świadomą decyzją po ucieczce z Nokturnu, było to, że nic jej nie powie. Była to jedyna rzecz, co do której miał absolutną pewność. Nie zamierzał wysłuchiwać jej pretensji i…
À propos, gdzie ona jest?
Oczekiwał, że gdy dziewczyna usłyszy dźwięki teleportacji dochodzące z salonu, to zaalarmowana natychmiast zbiegnie na dół, zasypując go gradem pytań. Tym razem jednak dom był przerażająco cichy. Może coś jej się stało? Albo gorzej... może coś sobie zrobiła? Nie mógł powstrzymać wizji zapłakanej Granger podcinającej sobie nadgarstki w chwili, gdy on raźnym krokiem spacerował sobie po Nokturnie. Niepokój ścisnął go za gardło, ale nie ruszył się z miejsca.
Powaliło cię? Wszystko jedno, co Granger robi ze swoim życiem. Jeśli ma taką ochotę, to może się nawet wysadzić w powietrze!
Przeczesał rękami włosy i zacisnął usta.
Poza tym... to raczej nie w jej stylu.
Jednak po dziesięciu minutach tępego przerzucania wilgotnych stron Proroka, wstał z kanapy i czując się, jakby przegrał jakąś bitwę, w której wcale nie zamierzał brać udziału, powlókł się na piętro.
W tej chwili miał dość jej płomyczków, które łaziły za nim jak zbłąkane psy, mało skutecznie oświetlając mu drogę, ale kiedy otworzył drzwi do głównej sypialni, był za nie szczerze wdzięczny. Pokój całkowicie ginął w ciemnościach i dopiero, gdy różdżką posłał przed siebie dwa słoiki z już wygasającymi płomykami, zdołał dostrzec drobną sylwetkę dziewczyny, zwiniętą w kłębek na łóżku, które wydawało się teraz o wiele dla niej za duże. Nie rozumiał, dlaczego teraz stało całkowicie przysunięte do ściany po lewej stronie. Zrobił kilka kroków do przodu, jednak nie puścił klamki, czując się nagle bardzo nieswojo. Granger wcale nie spała. Jej otwarte oczy wpatrzone były w jakiś niezidentyfikowany punkt w ciemności.
Odchrząknął. Chciał coś powiedzieć. Cokolwiek, byleby usprawiedliwić swoją obecność w tym pokoju.
— Rozwaliłem ci komputer... czy jak to tam się nazywa. — Aż przewrócił oczami na swoje idiotyczne słowa.
— Dobrze wiesz, jak to się nazywa, i wszystko mi jedno — odparła cicho, ale wyraźnie. Jej głos, całkowicie wuzuty z emocji, brzmiał tak obco, że włosy aż zjeżyły mu się na karku.
Uznał więc, że najlepiej będzie, jeśli powoli wycofa się z pokoju i oboje zapomną o tej bezsensownej wymianie zdań. Jednak, gdy już dawał krok do tyłu, znów usłyszał jej głos, teraz balansujący na granicy szeptu:
— Przepraszam. Nie powinnam była tego mówić... Tego, że to twoja wina.
— Miałaś trochę racji — odparł zanim zdążył ugryźć się w język.
— Nie, nie miałam. — westchnęła, jednak to westchnięcie było tak samo beznamiętne jak spojrzenie jej brązowych oczu, które teraz przeniosła na niego. — To wszystko było tylko i wyłącznie moją decyzją i to ja jestem odpowiedzialna za to, co tam się wydarzyło. To ja zdecydowałam, by po ciebie pobiec. To ja zdecydowałam, że będę z tobą pić. I teraz za to płacę... — Zamilkła i odwróciła się do niego plecami, ponownie zwijając się w kłębek, jakby chciała zasygnalizować, że nie ma zamiaru dalej rozmawiać. — Modlę się tylko, by za moje decyzje nie musieli płacić moi przyjaciele.
Nie wiedział, czy to jej słowa, czy może sposób, w jaki je wypowiadała, sprawił, że teraz, paradoksalnie poczuł się naprawdę winny. Miał ochotę podbiec do niej, złapać ją za chude ramiona i mocno nią potrząsnąć, by przestała zachowywać się, jakby odebrano jej ostatnią nadzieję. Nawet jeśli rzeczywiście tak było.
— Wyszedłem na zewnątrz i zdobyłem kopię Proroka z ostatniego tygodnia — powiedział jeszcze, chociaż nie był pewien, czy dziewczyna w ogóle go jeszcze słucha. — Nie ma żadnej wzmianki o Potterze… właściwie nie ma wzmianki o niczym szczególnym.
Odpowiedziała mu cisza, którą zakłócały jedynie pojedyncze krople deszczu uderzające o parapet za oknem. Na dworze zaczęło padać.
Postanowiła, że nie będzie więcej płakać. Postanowiła też, że Harry i Ron żyją i mają się dobrze, bo nie mogła znieść myśli, że mogłoby być inaczej. Wciąż jednak nie była w stanie podnieść się z łóżka, pewna, że nie zdoła znaleźć w sobie wystarczająco dużo siły, by zmusić odrętwiałe mięśnie do jakiegokolwiek działania.
Ku jej zaskoczeniu, drzwi od sypialni znów otworzyły się powoli, więc niechętnie przewróciła się na plecy. Dwa nieśmiałe ogniki już po raz drugi raz w ciągu ostatnich paru minut wleciały do jej pokoju, przeganiając ciemność, która dawała jej schronienie i przyjemnie odrywała ją od rzeczywistości. W progu ponownie stanął Malfoy i chociaż widziała jedynie zarys jego wysokiej sylwetki, od razu zauważyła, że tym razem w dłoni trzymał szklaną butelkę. Chyba dostrzegł jej spojrzenie, bo zaraz usłyszała jego zachrypnięty głos:
— To dla mnie, nie dla ciebie.
Przeszedł przez pokój i opadł na drugi skraj łóżka, opierając się głową o ścianę. Chyba powinna go przegonić, ale nawet nie zamierzała próbować. Poza tym jego bliskość, tak jak parę godzin temu, gdy siedział koło niej w salonie, razem z nią obserwując, co działo się na ekranie laptopa, niespodziewanie dodała jej otuchy i jakby rozluźniła jeden ze splotów ściskających ją gdzieś w klatce piersiowej, przez które nie mogła całkowicie nabrać powietrza. Niezdarnie podniosła się na łokciach do pozycji na wpółleżącej, jednak wciąż zapadała się w miękkich poduszkach.
— Nie. Ja też chcę.
Malfoy już odkręcił butelkę i podnosił ją do ust, ale słysząc jej słowa spojrzał na nią, unosząc wysoko brwi i opuścił lekko rękę.
— Nie przyniosłem ci żadnej szklanki ani nic w tym stylu. — Nie wiedziała, czy z niej kpi, czy naprawdę chciał być kulturalny.
— Poradzę sobie — odparła trochę zbyt ostro. Dawno zauważyła, że w jego obecności automatycznie przyjmowała defensywną postawę, jakby próbowała przygotować się na niezapowiedziane szyderstwa skierowane w jej stronę. Ich relacja była teraz zdecydowanie bardziej nieprzewidywalna niż kiedyś i Hermiona jeszcze nie zdecydowała, czy jej się to podobało, czy nie.
Jego szare oczy błyszczały w ciemności, wpatrując się w nią spokojnie, ale i ostrożnie. Tym razem to ona z ich dwójki miała być tą nieobliczalną. Pewnie boi się, że zaraz wpadnę w histerię..., prychnęła w myślach. To po cholerę tu siedzi.
— Skąd to przemeblowanie? — zapytał, podając jej butelkę. Whiskey, przeczytała.
Wzruszyła ramionami. Ciężko było jej odpowiedzieć na pytanie, na które sama nie znała odpowiedzi. Gdy była mała zawsze spała przy ścianie, przysuwając się blisko gładkiej powierzchni pokrytej jasnozieloną farbą, palcem obrysowując złote gwiazdki, którymi lubiła dekorować swój pokój, bo czasem udawało jej się je w nocy zaświecić. Wtedy czuła się bezpieczna i momentalnie usypiała. Tak daleko od krawędzi łóżka żaden potwór nie był w stanie jej dosięgnąć.
Teraz z chęcią wymieniłaby tamte potwory na te, z którymi musiała zmierzyć się obecnie.
— Lubię spać przy ścianie — mruknęła. Upiła mały łyk z butelki, nie wiedząc czego się spodziewać. Smakowało całkiem dobrze. Potrzebowała czegoś mocnego i gorzkiego na języku, by wreszcie wybudzić się z odrętwienia, a Malfoy dodatkowo całkiem skutecznie rozpraszał akurat te myśli, które wcześniej bezskutecznie próbowała od siebie odepchnąć.
Kolejne minuty minęły im w komfortowej ciszy. Malfoy wziął od niej butelkę i przyłożył ją sobie do ust. Zmrużyła lekko oczy, przyglądając mu się ze szczerym zaciekawieniem. Nie mogła uwierzyć, jak bardzo różnił się od tego zmizerniałego, przypominającego krzyżówkę fretki i szczura Ślizgona, który biegał za nią, wyzywając ją od szlam. Był wyższy, ale wciąż raczej szczupły. Pamiętała jego delikatnie zarysowane mięśnie — zapewne pozostałość po wymagających treningach Quidditcha — które teraz zakrywała czarna bluza. Pamiętała też, jak bardzo starała się ich nie dotykać, gdy zmieniała mu opatrunek...
Prosty nos, ostre rysy, które w tym świetle wydały jej się wręcz drapieżne, usta... Serce przez moment zabiło jej szybciej, przez co natychmiast odwróciła wzrok, jednocześnie przerażona i zdegustowana idiotyczną reakcją swojego ciała. Była na skraju wyczerpania psychicznego, czuła się... pokonana... samotna... Czy to rzeczywiście takie dziwne, że szukała w kimś oparcia? Uspokoiła się trochę na tę myśl. Wszystko zawsze miało logiczne wytłumaczenie.
Zresztą Malfoy, jak już ustaliła, nie był tym samym Malfoyem z Hogwartu. Złośliwy, szczeniacki grymas, którego nie cierpiała bardziej niż jego wyzwisk, gdzieś zniknął, a jedynym, co po nim zostało, był ironiczny uśmieszek w kąciku ust, kontrastujący ze smutnym spojrzeniem, które chłopak nieudolnie próbował maskować obojętną miną.
— Nie mam żadnego planu. Po raz pierwszy w życiu nie mam pojęcia, co zrobić — usłyszała nagle swój głos. Po godzinach płaczu brzmiał dziwnie obco. — Nie ma żadnej biblioteki, do której mogłabym pójść…
Malfoy znów na nią spojrzał, ale nie odezwał się ani słowem, więc kontynuowała, nie bardzo rozumiejąc, po co w ogóle się odzywa:
— Mogłabym spróbować skontaktować się z członkami Zakonu, zapytać się co wiedzą… ale Harry nie narażałby życia nikogo ze swoich przyjaciół w ten sposób, więc nie sądzę by ktokolwiek miał z nim kontakt.
— Możemy spróbować — odparł spokojnie.
Jego odpowiedź sprawiła, że poczuła się nieswojo. Nie sądziła, że będzie chciał przy niej zostać, skoro ich szanse na znalezienie Harry'ego i Rona, a tym samym odnalezienie i zniszczenie horkruksów, nieporównywalnie zmalały. Jakie mieli teraz korzyści ze swojego towarzystwa?
A jakie tak naprawdę mieli wcześniej?
— Malfoy… — zaczęła, zastanawiając się nad właściwymi słowami. — Nie sądzę, żebyśmy mogli to kontynuować… Nie jesteśmy dobrym zespołem. — Chłopak ściągnął nieznacznie brwi, ale jeśli był zaskoczony jej reakcją, nie dał tego po sobie poznać. — Ostatnie dwa tygodnie zmęczyły mnie bardziej niż ostatnie sześć lat w Hogwarcie, a to naprawdę nie były spokojne lata. Kłócimy się, nie mamy do siebie zaufania…
— Ja ci ufam — przerwał jej. Żałowała, że nie była w stanie nic wyczytać z jego twarzy.
— Ale ja ci nie ufam.
Malfoy podniósł się wyżej na łokciach i oparł plecami o ścianę. Teraz wyglądał, jakby usilnie się nad czymś zastanawiał.
— Czyli jednak uważasz, że w pojedynkę masz większe szanse? Bo jak na razie żyjemy… czyli coś nam mimo wszystko wychodzi.
Tu akurat musiała przyznać mu rację. Chłopak widząc, że mu nie zaprzecza, pośpiesznie dodał:
— I uważam, że w takim razie powinniśmy poszukać horkruksów sami.
Aż się zaśmiała. Malfoy jednak patrzył na nią z taką powagą, że śmiech szybko ugrzązł jej w gardle.
— Żartujesz, prawda? Proszę, powiedz, że żartowałeś, bo to najgłupszy pomysł, jaki kiedykolwiek słyszałam! Tak, świetnie, wybierzmy się na wyprawę i we dwójkę znajdźmy fragmenty duszy Sam-Wiesz-Kogo, ukryte i pilnie strzeżone przez niego samego…
— Ale dlaczego nie?! — przerwał jej. Chyba go trochę rozzłościła, bo jego oczy zwęziły się teraz w wąskie szparki. — Czy przypadkiem nie miałaś zrobić dokładnie tego samego z Potterem?
— Bo... bo... — nie potrafiła mu tego wytłumaczyć. Wiedziała tylko, że jego propozycja była nie do przyjęcia. — Bo nie! To nie to samo! Ty nawet nie miałeś o niczym wiedzieć, Malfoy!
Temat oklumencji, nie poruszany do tej pory ani razu, zawisł nad nimi jak ciemna, burzowa chmura. Za oknem deszcz rozpadał się na dobre, a ona odsunęła się odrobinę od niego, bo nawet nie zauważyła kiedy odległość między nimi tak się zmniejszyła. Zabrała mu butelkę z ręki i znów opadła na poduszki. Nagle jego obecność i przenikliwe spojrzenie zaczęło jej ciążyć.
Nie znała nikogo, kto miałby oczy podobne do niego. Szare tęczówki i wyjątkowo gęste, czarne, rzęsy, nadające jego spojrzeniu przedziwnej intensywności, przez którą często — jak na przykład w tej chwili — ciężko jej było odwrócić wzrok.
— Dlaczego się na to zgodziłaś? Na oklumencję? — zapytał w końcu.
Westchnęła.
— Po prostu myślałam, że jestem dobra. Ćwiczyłam od piątej klasy… — wzięła mały łyk gorzkiego alkoholu. — Uspokajałam umysł, oczyszczałam go ze wszystkich myśli, próbowałam nad nim zapanować każdego wieczoru przed snem i każdego ranka, gdy się budziłam. Aż w końcu byłam w tym naprawdę dobra, a później naprawdę świetna… — zaśmiała się kpiąco na swoją głupotę. — I pomyśleć, że tyle marudziłam Harry’emu, bo myślałam, że się zwyczajnie nie przykłada…
— Czyli jednak potrafisz być głupia — uśmiechnął się złośliwie.
— Tak, może i byłam głupia, ale ty też mogłeś nie wykorzystać okazji…
Uniósł jedną brew i rzucił jej pobłażliwe spojrzenie.
— Ty na moim miejscu byś nie wykorzystała?
Otworzyła usta, żeby natychmiast stanowczo zaprzeczyć, jednak w ostatnim momencie doszła do wniosku, że nie mogła być całkowicie pewna, czy mogąc dowiedzieć się o horkruksach, nie zrobiłaby tego samego.
— Nie… — zmarszczyła czoło. — Raczej nie. Nie.
Zaśmiał się.
— Cóż za zdecydowana odpowiedź.
— Bo to trudne pytanie.
— A jednak.
Nagle Malfoy przyłożył otwarte dłonie do kieszeni swoich jeansów widocznie czegoś szukając, aż wreszcie wyciągnął małą, kwadratową paczkę z szerokiej kieszeni czarnej bluzy. Hermiona zmrużyła oczy, starając się przeczytać napis na opakowaniu.
— Kupiłeś magiczne papierosy?! Mam nadzieję, że nie za nasze jedyne pieniądze, które wczoraj ledwo udało mi się wymienić — wycedziła przez zaciśnięte zęby. — Już nawet nie chcę wiedzieć skąd je wziąłeś.
Przewrócił oczami.
— Wyluzuj.
Zacisnęła pięści. Miała ochotę wyrwać mu paczkę z ręki i cisnąć nią w niego z całej siły.
— W takim razie daj mi jednego — powiedziała wyzywającym tonem. Skoro wydał ich wspólne pieniądze, ta paczka należała też do niej.
Jego głowa odwróciła się w jej stronę tak szybko, że mogłaby przysiąc, że słyszała jak strzyknęło mu w karku. Wytrzeszczył na nią oczy, nie mówiąc nic przez kilka sekund, a później uśmiechnął się szeroko.
— A proszę cię bardzo…
Z początku zamierzała złamać go na pół i wyrzucić, jednak gdy wzięła go do ręki zorientowała się, że nigdy przedtem nie trzymała papierosa w dłoni i tak naprawdę nie miała okazji palenia spróbować. Po dość długiej chwili wahania, włożyła w końcu papierosa do ust i zaczęła szukać ręką różdżki, którą wcześniej odłożyła gdzieś koło poduszki. Malfoy jednak natychmiast przyłożył swoją różdżkę do końcówki jej papierosa i z osobliwą fascynacją w oczach obserwował, jak dziewczyna po raz pierwszy głęboko się zaciąga.
— Wystarczy powiedzieć incendio i sam by się zapalił — mruknął, nie spuszczając z niej wzroku.
Zakręciło jej się w głowie. Kaszlnęła parę razy, przez co Malfoy uśmiechnął się jeszcze szerzej.
— Tak jak myślałam... — zaczęła słabym głosem, brzmiąc jakby dym wciąż tkwił jej w gardle, a ona nie mogła go odkaszlnąć. — ...okropne.
— Trzeba się przyzwyczaić — mruknął.
Wciąż jednak kręciło jej się w głowie, a po ciele przeszedł przedziwny dreszcz, rozluźniając mięśnie, które nawet nie sądziła, że ma napięte. Spróbowała nabrać powietrza i zrobiła to z zadziwiającą łatwością.
— Dziwnie się czuję.
Malfoy zmarszczył brwi i przysunął się do niej bliżej. Pociągnął nosem, a później nagle wyjął jej papierosa z ust i sam się nim zaciągnął.
— Kurwa, to nie jest tytoń, Granger — powiedział wreszcie.
— Jak… jak to?
— Wiedźma sprzedała mi jakieś zioła! — znowu się zaciągnął, aż w końcu ryknął śmiechem, z każdej strony dokładnie oglądając biały rulon.
Hermiona zamrugała, z początku nie rozumiejąc, o co mu chodzi. Rzeczywiście dym, który unosił się wokół niej nie pachniał tytoniem. Nie, to nie mogła być prawda.
— To... Ty... ty... Naćpałeś mnie?! — krzyknęła w końcu. Poczuła nagłą ochotę go uderzyć, więc jej ręka sama wystrzeliła w kierunku jego głowy. Świetnie, teraz nie panowała nad swoimi odruchami.
— Hej! — Malfoy uchylił się przed jej atakiem i złapał ją mocno za nadgarstek. — Rączki przy sobie! Sama chciałaś spróbować. Ja cię do niczego nie namawiałem.
Z tym nie mogła się kłócić, więc bezsilnie opadła na poduszki, wyrywając rękę z jego uścisku.
— Poza tym wzięłaś ile, dwa buchy? Nic ci nie będzie…
— Nie wiem, po co w ogóle palić jakieś świństwa. To nie przynosi zupełnie żadnych korzyści i okropnie śmierdzi — burknęła.
— Z papierosem wygląda się seksownie, Granger. — Malfoy, jakby chcąc potwierdzić wiarygodność swoich słów, posłał w jej stronę szelmowski uśmiech, błyszcząc w ciemności białymi zębami. — Ale ty pewnie niewiele o tym wiesz.
Zmrużyła oczy.
— Jeśli chciałeś mnie obrazić, to przykro mi – nigdy nie obchodziło mnie bycie... seksowną — prawie wypluła ostatnie słowo.
— Po pierwsze: właśnie potwierdziłaś moje słowa, a pod drugie: nie chcę cię obrażać — westchnął. — Chcę cię co najwyżej trochę rozerwać... Kiedy tutaj wszedłem, wyglądałaś jak jakieś pieprzone widmo, a teraz przynajmniej się trochę zaczerwieniłaś ze złości — palcem zakreślił jej jakieś niezrozumiałe szlaczki przed twarzą. — Chociaż wciąż masz okropnie podkrążone oczy…
Arogancki dupek. Wściekła wyrwała mu "papierosa" z ust i zgasiła go na białym talerzyku, stojącym na blacie drewnianej szafki nocnej. Jego oburzona mina przypomniała jej teraz jego młodszą, ślizgonską wersję. Malfoy chyba jednak nie miał ochoty na kłótnię, bo w końcu bez słowa oparł się plecami o ścianę i wyprostował nogi, przez co stopy zawisły mu poza krawędzią łóżka. Ona jednak nie miała już ochoty na spokojny wieczór. Szumiało jej w głowie, a Malfoy podjudził ją na tyle, że zła energia wciąż krążyła po jej ciele, szukając ujścia.
— Czy wciąż uważasz, że jestem od ciebie gorsza? — zapytała, głośno i wyraźnie wymawiając każde słowo.
Chłopak skrzywił się i odwrócił głowę.
— Nie zadawaj mi tych pytań — odparł cicho.
— Dlaczego? — wyprostowała plecy i zbliżyła się do niego odrobinę. — To akurat proste pytanie, szczególnie jeśli wcześniej tak wspaniałomyślnie zasugerowałeś, że powinniśmy ze sobą współpracować… Czy wciąż uważasz mnie za gorszy gatunek?
Wciąż nic nie odpowiadał, ale nie zamierzała tak szybko zrezygnować, kiedy wreszcie odważyła się poruszyć ten temat.
— Malfoy.
— Nie pytaj się mnie, bo nie wiem — warknął i spojrzał na nią złowrogo. — Po prostu nie wiem.
Otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale zaraz je zamknęła. Prychnęła i zrezygnowana pokręciła głową. Nie mogła uwierzyć w to, co właśnie usłyszała.
— Nawet po tym, jak uratowałam ci życie kilka razy, ty wciąż nie wiesz? — Nie podobało jej się to, że w jej pytanie wkradła się nuta rozczarowania. Chciała pozostać możliwie jak najbardziej obojętna.
— To bardziej skomplikowane — mruknął, odwracając wzrok.
— Nie proszę cię, żebyśmy zostali przyjaciółmi. — Przysunęła się do niego jeszcze bliżej. — Pytam się tylko: czy możesz traktować mnie jak normalnego człowieka?
Widziała, jak chłopak zaciska pięści na szarej pościeli i podskoczyła, gdy ten nagle zerwał się i wysyczał jej prosto w twarz:
— Bo ty, kurwa, nic nie rozumiesz, Granger. Tak zostałem wychowany. Mam to we krwi... nienawiść do... — zawiesił głos.
Udawał. Patrząc mu w oczy, w których przez sekundę zabłysła niepewność, była pewna, że udawał, chociaż możliwe, że sam nie był świadomy, że już od dawna nie wierzył w swoje słowa.
— Szlam? — dokończyła za niego, spojrzeniem zmuszając go, by wciąż patrzył jej w oczy, bo chłopak już się od niej odsunął. Nie miała pojęcia skąd wzięła tę niespodziewaną odwagę i pewność siebie. Podejrzewała o to mieszaninę alkoholu i nielegalnych ziół. — Nawet nie możesz wymówić tego słowa. Czy wiesz, że zauważyłam, że nie nazwałeś mnie tak ani razu odkąd znalazłam cię na tym przeklętym polu?
— No i co z tego? — wycedził. — To nic nie znaczy… ale skoro tak bardzo za tym tęsknisz, to możemy to szybko zmienić.
— O, myślę, że wręcz przeciwnie. Znaczy bardzo dużo — ciągnęła dalej, ignorując jego zaczepkę. Teraz siedziała już na piętach. — Czy wiesz co myślę?
— Nie, nie wiem i czy możemy zmienić temat? — chłopak silił się na znudzony ton, ale zauważyła jak zacisnął szczęki.
— Myślę, że w szkole to były dla ciebie tylko słowa. Przecież tak miło było krzyczeć “zabijmy wszystkie szlamy” do swoich ślizgońskich przyjaciół, którzy klaskali z aprobatą, wpatrzeni w ciebie jak w obrazek, bo to przecież takie odważne… krzyczeć takie rzeczy pod nosem samego Dumbledore’a… — Malfoy tym razem nie odwrócił wzroku, jednak nie potrafiła też nic wyczytać z jego spojrzenia. Słowa same wychodziły z jej ust, a ona nie mogłaby ich powstrzymać nawet gdyby chciała. — Ale gdy wreszcie dostałeś szansę, żeby poprzeć swoje dumne okrzyki działaniem, coś nie wyszło… Kiedy naprawdę miałeś to zrobić, nie byłeś w stanie, prawda? — Nie odpowiedział. — I wiesz dlaczego? Bo tak naprawdę… gdzieś tam w środku, bardzo, bardzo głęboko…. jesteś po prostu dobrym człowiekiem.
Jego mięśnie twarzy momentalnie się rozluźniły, a na ustach zagościł kpiący uśmieszek.
— Co ty, do cholery, pierdolisz, Granger?! — zaśmiał się, chociaż wciąż słyszała w jego głosie odrobinę nerwowości. — Oddaj mi tę butelkę, już dzisiaj nie pijesz!
— Więc dlaczego go nie zabiłeś?! — krzyknęła.
— Kogo?!
— Dumbledore’a! Dlaczego go nie zabiłeś?!
— NIE WIEM! — zagrzmiał. — Nie wiem… Może jestem zwykłym tchórzem, nie pomyślałaś o tym?! — Przez krótką chwilę mierzyli się spojrzeniami, oboje czując jak bardzo napięta stała się atmosfera w tym pokoju. — Dzięki za odprężającą pogawędkę — dodał jeszcze i zaczął podnosić się z łóżka.
Zatrzymała go, kładąc mu dłoń na ramieniu.
— Przestań. Darowanie komuś życia nigdy nie jest tchórzliwe, szczególnie gdy stawia się na szali życie swoje i swojej rodziny. To zabijanie zawsze ma źródło w strachu. Więc bardzo mi przykro, jeśli uważam, że gdzieś za tą irytującą, sarkastyczną... fasadą, tak naprawdę jesteś dobrym człowiekiem.
Teraz patrzył się na nią, jakby była wybrykiem natury. Niecierpliwie czekała, aż się odezwie, ale on zamiast tego powoli odwrócił od niej wzrok, rozejrzał się po pokoju, aż w końcu zaśmiał się głośno.
— Wow, Granger, ty naprawdę żyjesz w swoim małym, własnym świecie, co? — zakpił i szybko wstał z łóżka.
— Co jest złego w tym, że chcę wierzyć w ludzkie dobro?! — krzyknęła, ściągając z siebie kołdrę i podsuwając się do krawędzi materaca.
— Och, nie ma w tym nic złego. To jest po prostu głupie — odparł i skierował się w stronę drzwi.
— Widzisz?! — pisnęła wściekła i wyskoczyła z łóżka, nie zwracając uwagi na to, że miała na sobie tylko króciutkie spodenki i cienką bluzkę na ramiączka. — Nie jesteśmy dobrym zespołem!
— Nie — odwrócił się do niej i zmrużył oczy. — Po prostu musimy to traktować stricte zawodowo… profesjonalnie. I nie wjeżdżać sobie na osobiste tematy!
Zaśmiała się.
— Nie gadaj głupot, Malfoy. Ty po prostu jesteś na mnie skazany, bo nie masz gdzie pójść!
Dopiero po fakcie zrozumiała, co właśnie powiedziała. Nie mogła uwierzyć, że te słowa wyszły z jej ust, nawet jeśli rzeczywiście tak sądziła. Malfoy uniósł wysoko brwi, ale wyglądał raczej na zaskoczonego niż dotkniętego.
— Przepraszam.
— Nie, to akurat prawda. — Chłopak rozłożył ręce. — Nie mam gdzie pójść.
— Przepraszam — powtórzyła już o wiele ciszej, bardziej dla siebie niż dla niego.
— Nie przepraszaj — usłyszała jeszcze zanim drzwi zamknęły się za nim z hukiem.
Po cholerę tam szedł?! Nigdy nie spotkał bardziej wkurwiającej dziewczyny od Hermiony Granger…
“Jesteś dobrym człowiekiem”
Idiotka. Będzie go teraz chciała zbawiać!
Miał ochotę w coś kopnąć, ale uznał, że jest zbyt zmęczony nawet na to, by wyładowywać swoją złość na rzeczach martwych. Zdjął więc jedynie ciepłą bluzę i w jeansach i białej koszulce runął na łóżko. Jeśli ktoś miałby być dobrym człowiekiem, to on byłby gdzieś na samym końcu listy. Przewrócił się na plecy i przykrył twarz miękką poduszką. Poza tym nie chciał być “dobrym człowiekiem”, chciał, żeby to j e m u było dobrze. Był pieprzonym egoistą i czuł się z tym świetnie. Więc niech Granger przestanie pierdolić głupoty!
Myślał, że uśnie od razu, ale sen nie przychodził. Zamiast tego wciąż widział jej brązowe oczy wpatrujące się w niego z takim przekonaniem, taką… wiarą w coś, co on uważał za absurdalne. Doprowadzało go to do szału, bo bał się, że jeśli tak dłużej pójdzie, to w końcu jej uwierzy, a do tego nie mógł dopuścić.
Obserwując niebieskie cyfry na elektronicznym zegarku stojącym na jego szafce nocnej, nagle poczuł się w tym domu jak w pułapce… odcięty od zewnętrznego świata, tak bardzo niepewny swojej przyszłości… I nawet nie zaczął jeszcze myśleć o swoim ojcu, czego do tej pory zręcznie unikał. Wciąż nie miał na to siły.
Minuty zamieniły się w godziny. Trwał w dziwnym półśnie, budząc się co jakiś czas, jakby coś nie dawało mu spokoju. Gdy usłyszał wysoki krzyk, był jednak pewien, że wciąż śnił. Mimo to poderwał się z łóżka i rozejrzał się nieprzytomnie po pokoju. Zegarek pokazywał czwartą nad ranem, a na dworze cały czas lało jak z cebra, przez co monotonny dźwięk kropli deszczu uderzających o szyby wypełniał panującą w domu ciszę.
Już zamierzał wracać do ciepłej pościeli, kiedy znowu go usłyszał… Krzyk był mniej wyraźny, ale tym razem prawdziwie mrożący krew w żyłach. Teraz, gdy nie miał żadnych wątpliwości, że dochodził z pokoju Granger, serce na moment przestało mu bić. Nie pamiętał, jak znalazł się w jej sypialni, pamiętał jedynie, jak mocno ze strachu i zmęczenia trzęsły mu się ręce, gdy dobiegał do jej łóżka.
Ale Granger spała. Nikt nie mordował jej we śnie.
Mimo to, wcale mu nie ulżyło. Była blada jak ściana. Głęboko pogrążona w swoim koszmarze, przewracała się z boku na bok, mamrocząc w kółko, żeby ktoś — kogokolwiek teraz miała przed oczami — przestał… Złapał ją za ramiona, które okazały się przerażająco zimne i potrząsnął nią lekko. Musiał ją obudzić.
— Granger… — jego głos był okropnie zachrypnięty, więc odchrząknął i spróbował jeszcze raz, głośniej: — Granger, obudź się, masz koszmar…!
Gdy znów ścisnął ją za ramiona, otworzyła wreszcie oczy i zerwała się nagle z poduszki, siadając koło niego. Rozejrzała się po pokoju, omijając go wzrokiem, zupełnie jakby nie zauważała jego obecności. Jej oddech był płytki i urywany, a po policzkach popłynęły jej łzy.
— Granger… To był sen… To był tylko sen… — powtarzał cicho, ale ona wciąż tkwiła w jakiejś makabrycznej wizji, łapczywie nabierając powietrze.
Przysunął się więc do niej jeszcze bliżej i złapał ją za podbródek, zmuszając ją by na niego spojrzała. Musiała niedawno brać prysznic, bo jej włosy wciąż były mokre i pachniały jakimś słodkim szamponem, którego zapachem zaciągnął się o dwa razy za dużo. Dziewczyna posłusznie podniosła na niego wzrok, ale miał wrażenie, że chociaż na niego patrzy, to tak naprawdę wciąż go nie widzi.
— Hermiona… — jej imię zabrzmiało dziwnie w jego ustach, jakby powiedział coś zakazanego.
Jej ramiona nagle opadły, a ona opuściła wzrok i skuliła się w sobie jeszcze bardziej. Poczuł, jak jej ręka zaciska się na jego koszulce, aż w końcu całe drobne ciało Gryfonki oparło się o jego klatkę piersiową. Czując ją po raz pierwszy tak blisko siebie, wstrzymał oddech i otworzył szeroko oczy, zastanawiając się, czy może jednak nie powinien jej odepchnąć. Miał dziwne przeczucie, że jeśli teraz tego nie zrobi, przekroczy jakąś wyimaginowaną granicę, za którą nie będzie mógł już wrócić. Lecz gdy usłyszał, że Granger wcale nie przestała płakać, jego ręka automatycznie powędrowała na jej plecy i mocniej objęła chudą sylwetkę. Jej łzy i włosy moczyły mu nieprzyjemnie koszulkę, przez co zaczęło mu się robić chłodno, ale nie odsunął się od niej nawet o milimetr.
Nie chciał się zastanawiać, dlaczego trzyma Hermionę Granger w ramionach. Nie chciał zastanawiać się nad tym, co będzie później — chociażby, jak niezręcznie będzie między nimi jutro rano. Na razie wsłuchiwał się w jej oddech, który powoli zaczął się wyrównywać i myślał jedynie o tym, że dziewczyna musi znów usypiać i że nie czuł się tak spokojny od dłuższego czasu. Jego dłoń bezwiednie przesunęła się w górę jej kręgosłupa, aż zniknęła pod jej włosami. Jednak gdy kciukiem przejechał po jej karku, ledwo dotykając jej skóry, Hermiona poruszyła się lekko, podniosła głowę i schowała twarz w zagłębieniu jego szyi, głęboko nabierając powietrza.
To prawdopodobnie wtedy zorientował się, że zrobiło się dla niego zbyt intymnie. To był ten moment, w którym powinien się odsunąć, a wszystko miałoby szansę powrócić do normy. Byliby tylko dwójką przypadkowych ludzi, którzy pocieszali się w kryzysie. To jeszcze mógłby zaakceptować z podniesioną głową. Zafascynowany jej reakcją, nie był jednak w stanie powstrzymać się przed zrobieniem tego gestu, tak przecież niewinnego, ponownie.
Jego palce znów delikatnie musnęły jej skórę tuż pod linią włosów, a przez jej ciało jak na zawołanie przeszedł ledwie wyczuwalny dreszcz. Dziewczyna, dokładnie tak jak poprzednio, poruszyła się nieznacznie, wolno odrywając głowę od jego ramienia.
Tym razem jednak poczuł jej usta na swoich.
Był to tak minimalny dotyk, że równie dobrze mógł go sobie wymyślić. Może dlatego tak szybko otworzył oczy — by upewnić się, że delikatne mrowienie na wargach i przyspieszone bicie serca nie było rezultatem jego wybujałej wyobraźni. Gdy uniósł powieki, jej usta znajdowały się jednak zaledwie kilka centymetrów od jego… wciąż czuł jej nikły oddech na twarzy. Miała zamknięte oczy, a on szybko zrozumiał, że też nie powinien był otwierać swoich. Nagle to, jak blisko siebie się znajdowali, to, że wciąż trzymał rękę pod kaskadą jej falujących włosów, to, że nagle wydała mu się przerażająco piękna, stało się zbyt rzeczywiste. Szczególnie, gdy wnętrze jej pokoju pozostało dokładnie takie samo i miał wrażenie, że kpi ono z niego tym brakiem jakichkolwiek zmian…
Ale wtedy ona też otworzyła oczy i jego natrętne myśli jakby się rozmyły, a później zupełnie zniknęły. Jedyną istotną rzeczą było teraz to, jaki będzie jej następny ruch, bo on nie zamierzał robić niczego, siedząc tam całkowicie sparaliżowany, niezdolny do podjęcia żadnej decyzji. Przerosło go już samo to, że nie był w stanie w tej chwili wstać i od niej odejść. Jednak kiedy jej brązowe oczy lekko pociemniały, wiedział, co zaraz nastąpi i wiedział też, że nie zdoła się przed tym obronić.
Dotyk jej ust był najdelikatniejszym jakiego kiedykolwiek doświadczył. Prawdopodobnie dlatego, że Hermiona sama nie była do końca pewna tego, co robi. Jej lewa ręka nieśmiało powędrowała na jego ramię, podczas gdy on wciąż nie potrafił zdobyć się na jakikolwiek ruch. Dopiero kiedy jej dolna warga zadrżała ze zdenerwowania, a on poczuł, że dziewczyna zaczyna się od niego odsuwać, zrozumiał, że na to też nie może sobie pozwolić. Położył dłoń na jej policzku i ignorując głosy sprzeciwu, które nagle odezwały mu się w głowie, wpił się w jej wargi z taką siłą, że aż zabrakło mu tchu. Jej reakcja była natychmiastowa. Odpowiedziała mu z taką samą gwałtownością, jednocześnie rozluźniając się w jego ramionach i wypuszczając z płuc wstrzymywane powietrze, jakby odetchnęła z ulgą, że przy niej został. Pasowali do siebie idealnie, zupełnie jakby jej usta wykrojone były specjalnie dla niego.
To ona pierwsza zarzuciła mu ręce na szyję i przylgnęła do niego kurczowo, ale to on przekroczył granicę, gdy przejechał językiem po jej dolnej wardze i wsłuchując się w jej westchnięcie, złapał ją za podbródek i zmusił, by wpuściła go do środka. Kiedy jednak dziewczyna wplotła drobne palce w jego włosy i zacisnęła na nich pięści, kolejny, o wiele silniejszy dreszcz przeszedł przez jego ciało i przerażony odkrył, że wciąż było mu za mało… Jego dłonie już same znalazły się pod jej udami, przeciągając ją jednym, szybkim ruchem na jego kolana.
Przedziwna energia wytworzyła się wokół nich, popychając ich jeszcze bardziej ku sobie, tak mocno, że nawet jeśliby chciał, nie byłby w stanie oderwać się od jej ust. Znał już namiastkę tego uczucia. Pamiętał, jak pierwszego dnia w tym domu wbiegła do kuchni jedynie w przydługim T-shircie, a on, wściekły, że nie może oderwać wzroku od jej odkrytych nóg, zupełnie jakby wcześniej sądził, że Granger urodziła się w ubraniu, perfidnie wykorzystał byle jaki pretekst by się do niej zbliżyć i przy okazji ją jeszcze zawstydzić. Ale gdy znalazł się blisko niej i spojrzał w jej duże oczy, które wpatrywały się wtedy w niego ze strachem, poczuł jak powietrze wokół nich gęstnieje, a jego oddech niespodziewanie przyspiesza... Pamiętał, jak dziękował Bogu, że wtedy od niego uciekła, bo wciąż nie był pewien, jak by się zachował, gdyby tego nie zrobiła. Dziewczyna była teraz tak blisko, że czuł jej małe piersi przyciśnięte do jego klatki piersiowej, co doprowadzało go do wrzenia, tym bardziej, że zaraz usłyszał jej cichy jęk, gdy ta bez żadnych skrupułów się o niego otarła. Natychmiast musiał złapać ją za biodra, uniemożliwiając jej zrobienie tego ponownie, bo z pewnością by go to zgubiło.
Ich oddechy były coraz bardziej urywane, a jej gładka skóra wręcz parzyła go pod palcami. Wiedział, że ich czas się kończył i niedługo będzie musiał się od niej odsunąć, bo w pewnym momencie będzie już za późno i nie zdoła się powstrzymać, by nie przewrócić ich na poduszki, przygnieść jej drobnego ciało do materaca i zedrzeć z niej ubrania. A tego nie mógł im zrobić.
Więc wreszcie dopuszczając do siebie głosy sprzeciwu, które wcześniej tak skutecznie od siebie odgrodził, znalazł w sobie niespodziewane pokłady silnej woli i oderwał się od jej ust.
— Kurwa, Granger... Nie... — brzmiał, jakby nie mówił nic od roku.
Ona jednak nie zamierzała przestać, więc znów przylgnął do jej ust, oszołomiony jej smakiem i zapachem, który otaczał go teraz z każdej strony, i dotykiem, przez który jego spodnie robiły się niestety coraz ciaśniejsze.
Gdy wreszcie jakimś cudem udało mu się znów od niej oderwać, Hermiona tym razem odsunęła się od niego i spojrzała mu w oczy, zdezorientowana, wyglądając jakby nie miała pojęcia jak się tu znalazła... a on był już pewien co zaraz zobaczy w jej oczach. Wstyd, zażenowanie, wyrzuty sumienia... może nawet wściekłość. Nie czekając więc, aż dziewczyna w pełni się obudzi i zrozumie, co się przed chwilą stało, podniósł ją lekko i położył na miękkiej pościeli, układając się za jej plecami. On też nie zamierzał teraz próbować zastanawiać się nad czymkolwiek. Jego ciało nagle ogarnęło ogromne zmęczenie i nie chciał już myśleć ani o tym, że leży koło niego Hermiona Granger, ani o tym, co powiedziałby jego ojciec, gdyby dowiedział się, co jego pierworodny właśnie zrobił. A gdy leżał koło niej, wdychając jej słodki zapach, i wsłuchiwał się w szum deszczu za oknem, było to zadziwiająco proste.
O Merlinie...
OdpowiedzUsuńNie wiem. Już po prostu nic nie wiem... Przeczytałam na dosłownie jednym wdechu. Pod sam koniec brakowało mi już powietrza. Chciało mi się płakać i krzyczeć.
UsuńMam ostatnio bardzo bardzo ciężki okres w swoim pisaniu. Jakoś... nie potrafię zdobyć się napisanie czegoś dobrego. Weszłam tutaj z nadzieją, że odnajdę to, co straciłam.
I naprawdę, dziewczyno, masz taki talent. Emocje, które opisujesz mają taki sens. Sytuacje są pozbawione tego fałszu, który wciąż występuje u mnie. Rozdział na początku zapowiadał się... mrocznie. Atmosfera była napięta. To jak Hermiona przejęła się przyjaciółmi, to jak Draco udawał, że się nie martwi.. Nokturn.. Ahh... To wszystko mnie tak zachwyciło.
Ale ta ostatnia scena. To, jak potrafiłaś zapobiec temu, czego tak bardzo nie chciałam. To, że nawet takie sceny mają u ciebie głęboki sens. Merlinie...
Nie wiem co powiedzieć. Nie wiem. Brak mi słów.
Chce mi się płakać, bo za nic nie potrafię napisać czegoś tak dobrego...
Cholera.
Uwierz mi, że to było mistrzowskie.
Nie wiem jak wytrzymam do następnego rozdziału. Nie wiem, co jeszcze możesz pokazać, bo to było tak idealne.
Choooolera jasna! Po prostu nie mogę ogarnąć tego umysłem.
Przepraszam za chaos w tym komentarzu...
Nie mogę inaczej...
I kurwa, nie wiem jak to robisz!!!!
OdpowiedzUsuńBłagam, napisz do mnie. Daj mi receptę na to, by pozbierać swoje myśli....
Ideał. Po prostu ideał.
Nie powinnaś się marnować na Dramione. Zaufaj mi!
Hahah, no nie wiem, chyba sobie wszystko bardzo dokładnie wyobrażam.
UsuńEch, Edge, nawet nie masz pojęcia, jak bardzo szczerzyłam się do ekranu, czytając Twój komentarz! Spodziewałam się silniejszej reakcji ze względu na fabułę tego rozdziału, ale twoja przeszła moje najśmielsze oczekiwania :o
Dziękuję! <3
pod koniec siedziałam z gigantycznym uśmiechem wpatrując się w ekran laptopa. Warto było czekać. Czekam na ciąg dalszy... i proszę nie każ nam znowu tyle czekać.
OdpowiedzUsuńCzekałam i się nie rozczarowałam. Fakt faktem zaskoczyłaś mnie totalnie. Ciekawe co jej się śniło.? Mam nadzieje że pociągniesz ten wątek i że za jakiś czas dołączą do Harrego i Rona. Pozdrawiam życze weny i chęci do pisania
OdpowiedzUsuńNadara
Witam, Najpierw byłam na Ciebie trochę zła, że tak długo nie dodawałaś rozdziału. Potem stwierdziłam, że w końcu to nie tylko opowiadanie jest Twoim centrum i masz prawo do przerwy, a my musimy cierpliwie czekać. Ale dzisiaj rozdziałem mnie powaliłaś. Najpierw wielkie dzięki za cudną muzykę. Dzięki Tobie znowu mam coś ciekawego do słuchania. Leci sobie nawet teraz w tle, gdy piszę ten komentarz. Co do rozdziału, to jak pisałam jest powalający. Ma dużo emocji i tych pozytywnych i negatywnych. Myślałam na początku, że Malfoy odejdzie od Hermiony po tym co siebie powiedzieli. Będę mieli po prostu totalnie siebie dosyć, a tu jednak nie. I bardzo dobrze. Cieszy mnie to, że może jednak coś razem zdziałają. Co do zachowania Hermiony, to jest taka jak zwykle, zbytnio się wszystkim przejmuje i próbuje zbawić cały świat, ale taki już jej urok. No a końcówka, to jest to na co wszyscy chyba czekaliśmy. Cieszę się, że Draco się opanował bo wtedy nie mielibyśmy na co czekać :) A tak mamy mały przedsmaczek tego co może się zdarzyć. Moja kochana proszę Cię nie opuszczaj na na tak długo bo jak sama stwierdziłaś, emocje przy dodawaniu nowego rozdziału są ogromne, a i nam mordka się śmieje gdy możemy czytać takie cuda. Już czekam na next. I wielkie dzięki za prezent świąteczny :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTo prawda, że opowiadanie nie jest moim centrum, ale tak naprawdę przy lepszej organizacji, mogłam napisać to wcześniej. Czas mi ostatnio strasznie przecieka przez palce i jeśli uda mi się wreszcie to zmienić i się po prostu ze wszystkim spiąć, to i rozdziały będą szybciej.
UsuńZ drugiej strony, gdybym się tak nie ociągała, to wiadomo, może ten rozdział by mi zupełnie nie wyszedł. Jestem z niego trochę dumna, bo był nie lada wyzwaniem. Szczególnie, że jeszcze nigdy [SPOILER ALERT] scen pocałunku nie pisałam i chociaż miałam tę jedną w głowie już trzy lata temu, to i tak zupełnie nie wiedziałam, czy mi to wyjdzie. Okazało się jednak, że odpowiednia muzyka (której tak btw strasznie długo szukałam) i wszystko jakoś samo poszło. Cieszę się, że czytasz z muzyką, bo moim zdaniem to opowiadanie sporo traci. Ja go np. tak "na sucho" czytać nie mogę. A ta ostatnia piosenka Feist jest niesamowita!
Pozdrawiam, dziękuję za komentarz i proszę, nie złość się już na mnie, haha ;p
Warto było czekać. Każde słowo czytałam z zapartym tchem. Nawet nie wiem, kiedy skończyłam. I wciąż mi mało i wciąż pragnę wiedzieć, co będzie dalej!
OdpowiedzUsuńTak fajnie przemyślane, tak dokładnie opisane, istny ideał, będę miała o czym śnić dzisiaj w nocy! Co będzie dalej, jak się rozwinie, co zdecydują...
Jednym słowem warto było czekać tak długo na ten rozdział. I z cierpliwością będę czekać na kolejny.
Bo warto.
Naprawdę warto!
Baś.
P.s. Życzę wesołych świąt, smacznego jajka, wiele radości i uśmiechu, spełnienia marzeń, wiele weny i w ogóle wszystkiego najlepszego :)
No cóż, przed nami jeszcze dwa długie rozdziały, które na część Twoich pytań odpowiedzą, a parę innych spraw pokomplikują. Cieszę się, że tak Ci się podobało i postaram się dalej nie zawieść. A mam całkiem fajne rzeczy zaplanowane...
UsuńWesołych Świąt!
mogę szczerze? po co się przejmujesz? jeżeli pisanie tego opowiadania sprawia Ci przyjemność to to jest chyba najważniejsze? przecież nie piszesz pracy zaliczeniowej pod czyjeś widzi-mi-się :) szanuję zdanie osoby, która wystawiła Ci ocenę, ma do niego pełne prawo, ale tak naprawdę nie jest ono istotne :)
Usuńmasz tutaj wiernych Czytelników/Czytelniczki i możesz wierzyć, że skoro regularnie odwiedzamy Twojego bloga to opowiadanie nam się podoba :) więc nie przejmuj się pierdołami, bo każdy z nas lubi coś, a o gustach się nie dyskutuje i siadaj do pisania kolejnych części ;)
pozdrawiam ciepło ;)
O JA ! Rozdział wspaniały! <3 Końcowa scena... mmm brak mi słów :D Chce ich więcej <3
OdpowiedzUsuńNie mogę doczekać się kolejnego :) Mam nadzieję, że Harry'emu lub Ron'owi nic się nie stało i , że w końcu ich znajdą.
Życzę weny i zapraszam do mnie;
- http://hermionariddle-story.blogspot.com/
- http://bring-me-to-life-dramione.blogspot.com/
Nominowałam Cię do Liebster Award :) Zapraszam do mnie;
Usuńhttp://bring-me-to-life-dramione.blogspot.com/2014/04/liebster-award.html
O, dziękuję! Ktoś mnie po raz pierwszy nominował do czegoś takiego hehe
UsuńWarto było czekać rozdział jest fenomenalny ! Gratuluję :)
OdpowiedzUsuńidealnie.
OdpowiedzUsuńjedn rozdział, a tyle zmian, zwrotów akcji; myślę, że to dobry pomysł aby bohaterowie wyruszyli razem w poszukiwaniu horcruksów; scena pocałunku opisana bezbłędnie... i dobrze, że się tak skończyła, to jeszcze nie czas, to mogłoby popsuć dosłownie wszystko; zadziwia mnie delikatność i rozsądek malfoya... super... pozostaje czekać na ciąg dalszy i poranek po przełomowej nocy
OdpowiedzUsuńAż mi wstyd, że wczoraj nie miałam ochoty czytać. Ale od początku:
OdpowiedzUsuń1.Ten żarcik z zawieszeniem bloga był obrzydliwy z twojej strony! W życiu bym ci nie wybaczyła gdybyś urwała historię(i to w takim momencie!)
2.Nie miałam ochoty wczoraj czytać, ponieważ ledwo pamiętałam co się zdarzyło w poprzednim rozdziale! Oczywiście rozumiem, że nie jesteś robotem, który tylko pisze, żeby zaspokoić nasze głodne umysły i masz swoje życie, ale jeśli będziesz dodawała rozdziały w większych odstępach czasu to może warto pomyśleć o przypomnieniach co działo się w rozdziale poprzednim ? Taka sugestia. Przejrzałam ostatni rozdział i wzięłam się za czytanie.
3.Muzyka idealna. Bardzo mi się podoba i pasuje :)
4.Ulalala...ale się bawisz naszymi bohaterami :D . Jeśli chodzi o treść to...kocham Cię! Skąd ty bierzesz takie pomysły ?! Czytając niczego się nie spodziewałam...
5.Świetny pomysł z tą aportacją Malfoya na Nokturn :" To był jego świat. Do tego miejsca należał...Nawet jeśli to miejsce na chwilę odrzuciło jego." Cieszę się, że pokazujesz wszystko tak realistycznie. Oni tęsknią... zamknięci i skazani tylko na siebie. Nic dziwnego, ze Draco miał ochotę na chwilę wyjść, wrócić do starego świata, choćby na chwilunię. I Hermiona, biedna, smutna Hermiona. Nie wyobrażam sobie co czułabym w takiej sytuacji. Raz postanowiła zabalować i takie konsekwencje.
6.Wprowadziłaś też nowy wątek- co też ciekawego u Lucjusza?! No właśnie...czekam aż się wyjaśni co to za misja :)
7." — Przepraszam.
— Nie, to akurat prawda. — Chłopak rozłożył ręce. — Nie mam gdzie pójść.
— Przepraszam — powtórzyła już o wiele ciszej, bardziej dla siebie niż dla niego.
— Nie przepraszaj — usłyszała jeszcze zanim drzwi zamknęły się za nim z hukiem."---> jeden z wielu mistrzowskich fragmentów! To wszystko jest takie smaczne..nie mam słowa.To jeden z istotnych momentów budujących całość. Gdybym potrafiła robić filmiki to zrobiłabym ci taką reklamę z muzyczką, zdjęciami, cytatami i takie inne sprawy. I ten cytat by się tam znalazł!Mam nadzieję, że ktoś o tym pomyśli :D
8.Odchodzimy też od wizji grzecznej Hermiony- to jest nowa-stara Granger, która być może straciła przyjaciół i zaczyna się już gubić. I to jest też fajne.
9." Tym razem jednak poczuł jej usta na swoich."- 17 rozdział to idealny rozdział na pocałunek. Cieszę się, że w końcu to się stało i nie stało się to za wcześnie-tak jak w niektórych ffkach. I opisałaś to no po prostu cudownie! *.* Oni są tacy słodcy.
10.Przekleństwa dodają uroki, bo wiesz kiedy są na miejscu a kiedy nie.
11.Jestem ciekawa czy wyruszą razem na poszukiwania. Och, czuje, że zapowiada się świetna przygoda ^^
12.Już nie mogę się doczekać następnego rozdziału, a pocałunku na pewno nie zapomnę :))
Wesołych Świąt i dużooo weny (:
O boże, jaki piękny, długi komentarz!! Bardzo przepraszam za tę przerwę, bo rzeczywiście przez dwa miesiące można zapomnieć, co działo się we wcześniejszych rozdziałach. Wydaje mi się jednak, że te przypomnienia to nie za dobry pomysł, bo np. ktoś wchodzi po raz pierwszy na bloga, chce się zabrać za czytanie, a tu nagle, bam, spojler.
UsuńBaaaardzo się cieszę, że opowiadanie wciąż Ci się podoba! Pomysłów na szczęście jeszcze trochę mam... nic tylko siąść i pisać.
Wesołych Świąt!
Uwielbiam Twoje opowiadanie, po prostu uwielbiam! A ten rozdział zmiótł mnie totalnie. I nie chodzi mi tylko o to co piszesz, ale jak piszesz. Te wszystkie szczególiki, detale, te emocje tak subtelnie zarysowane. Mistrzostwo! Do tego Twoja historia jest naprawdę oryginalna i bardzo ciekawa. Już sobie wyobrażam jak niezręcznie będą się rano czuć Hermiona i Draco. No i mam nadzieję, że z Ronem i Harrym wszystko w porządku. Eh już nie mogę się doczekać na dalszy ciąg!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę dużo weny oraz Wesołych Świąt Wielkanocnych!
Wow, jedyne co mi przychodzi do głowy to tylko głupie wow. Jestem pod wrażeniem i siedzę dosłownie sparaliżowana (nawet nie wiem jakim cudem jestem w stanie pisać ten komentarz) Scena pocałunku wyszła Ci po mistrzowsku! Twój Malfoy przemawia do mnie w stu procentach i biorę go w ciemno. Warto było czekać na coś takiego!
OdpowiedzUsuńWow! Mówiłam Ci już jak świetnie piszesz?
OdpowiedzUsuńJakimś cudem, czuję Twoje opowiadanie. Nie wiem jak to wyjaśnić. Po prostu do mnie przemawia. Rozumiesz co mam na myśli?
Na gacie Merlina to było... to było... EPICKOZACZEPISTY ROZDZIAŁ!!!
OdpowiedzUsuńWarto było czekać tyle czasu na takie cudo!
Naucz mnie tak pisać ♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡
Jak kiedyś wydasz książkę, to bez zastanowienia ją kupie! Tyle emocji w słowach...
Silver Chain
A tak po za tymi moimi zachwytami...
UsuńPrzez cały czas nie daje ki spokoju jedna rzecz. Co to za Thorwin, nie ma go w oryginalu, prawda??
Jest. O ile pamiętam (a kiedyś to sprawdzałam) to właśnie on i Dołohow zaatakowali trójkę w kawiarni tuż po weselu, a ze względu na to, że u mnie historia potoczyła się troszkę inaczej, to przeniosłam ich tu, pod dom Hermiony :)
UsuńLiczne tygodnie wyczekiwania się w pełni opłaciły. Po raz kolejny wciągnęłaś mnie w swój magiczny styl pisania. Tyle emocji i zwrotów akcji. Jak Ci się w ogóle udaje zachować kanoniczność postaci? Przy każdym rozdziale wciąż na nowo zaskakujesz, ale zacznę może od początku.
OdpowiedzUsuńSprzeczki między naszymi bohaterami nie są żadną nowością, ale ta cała akcja z Harrym i Ronem była bardzo interesująca. Jestem jednak ciekawa, w jaki sposób nasi bohaterowie się spotkają, skoro akcja z komputerem się nie udała.
Deportacja Dracona na ulicę Śmiertelnego Noktrumu wydawała mi się trochę przekombinowana, jakby wyrwana z kontekstu. Draco wziął na siebie wielkie ryzyko pojawiając się w takim miejscu. Niemniej ta sprawa z zadaniem Lucjusza wydaje się ciekawa. Już prawie zapominałam o tym wątku. Jestem ciekawa jak to wszystko rozwiniesz.
Najbardziej spodobała mi się oczywiście końcowa scena. Zakochałam się w tym opisie przeżyć Dracona. Przekazałaś ogromną masę emocji w swoim tekście. Naprawdę cudowniejszego zakończenia rozdziału nie mogłam sobie wyobrazić. Oczywiście pozostał jak zwykle niedosyt. Mam jednak nadzieję, że nie pozwolisz już nam tak długo czekać na kolejną notkę.
Angusa, ty to potrafisz wszystko wychwycić! Akurat scena z Nokturnem wpadła mi do głowy w ostatnim momencie! Ale musiałam ją wstawić, bo cóż... musiałam ;)
UsuńI dzięki za tak pozytywne słowa <3
P.S. Powiem Ci, że kanoniczność postaci coraz trudniej mi ocenić, bo oni zaczynają być dla mnie bardziej moi niż Rowling. Nawet z wyglądu zaczęłam sobie ich trochę inaczej wyobrażać ;d (i nie mówię tu o aktorach)
Nie lubię i nie piszę długich komentarzy, dlatego ode mnie dostaniesz jedynie biedne: zdecydowanie warto było na to czekać.
OdpowiedzUsuńPrzyznaję, że zaczynałam już kaprysić po tym jak rozdział nie ukazywał się przez tak długi czas, ale te sceny powyżej mnie rozbroiły. Poza tym muzyka była genialna. Mogę Ci tylko podziękować za sprawienie, że te kilkanaście minut czytania były na swój sposób magiczne.
OdpowiedzUsuńOceniłam, link tutaj: http://talking-about.mylog.pl/2014-04-27/opposites_attract
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło.
Chciałam przeczytaj Twoją ocenę, naprawdę. Wiec czytałam i czytałam i czytałam i dalej nie byłam w połowie. Jeśli to ma jakieś znaczenie, a mam nadzieje że chociaż minimalne, uwielbiam Twoją historie. Pisząc coś innego nie straciłaś tego dla czegoś, dla którego wszyscy zaczęliśmy czytać inne wersje Harrego Pottera. Powodzenia
OdpowiedzUsuńNadara
Wasze zdanie ma dla mnie ogromne znaczenie i jest najważniejsze, bo przecież to dla Was piszę! Tak naprawdę podsumowanie oceny nie jest takie złe, a notę dostałam i tak bardzo wysoką, jak na ilość błędów.
UsuńPozdrawiam! :)
Też przeczytałam ocenę i Isamar pdopowiedziała Ci wiele przydatnych rzeczy, co nie zmienia faktu, że Twoje opowiadanie jest naprawdę przyjemne w lekturze i z chęcią będę czytać kolejne części. Stworzyłas jednego z najbardziej udanych Draconów ze wszystkich znanych mi fanfikowych :)
OdpowiedzUsuńA konkluzja z oceny jest taka, abyś wyprowadziła ich wreszcie na zewnątrz - i tyle. Tak wiec nie ma co zawieszać opowiadania, bo przecież i tak prędzej czy później byś ich stamtąd wyprowadziła. :D
Pozdrawiam i trzymam kciuki za pojawienie się kolejnego rozdziału!
następny rozdział będzie na pewno i na razie będę się trzymać scenariusza, który już tam sobie gdzieś wymyśliłam, ale mam nadzieję, że was usatysfakcjonuje! Bardzo mi miło za tego Dracona haha :) Pozdrawiam!
UsuńPochłonęłam całe opowiadanie w kilka dni (jeśli nie zdam matury będzie to wyłącznie z Twojej winy) i jestem pod wielkim wrażeniem. Choć spędziłam niemal całe wakacje na czytaniu opowiadań Dramione (przyznaję się, za przygody Pottera i spółki zabrałam się dopiero w drugiej liceum, więc moja fascynacja jest troszeczkę opóźniona w czasie), to nie udało mi się spotkać nic tak dobrego. Odbiegasz od śmiesznych historyjek o romantycznej miłości, chociaż nadal w jakiś sposób trzymasz się kanonu.
OdpowiedzUsuńUmarłam, czytając ten rozdział, głownie ze względu na Malfoya. Dziękuję, że nie próbujesz zrobić z niego ugrzecznionej wersji jakiegoś słodkiego lowelasa! Arogancki, bezczelny, nałogowy palacz z ciętym językiem to zdecydowanie Dracon, którego zawsze sobie wyobrażałam. Postać Hermiony też świetnie wykreowałaś, ale Malfoy to mistrzostwo. No cóż, mogę być nie obiektywna, jestem tylko kobietą...
Wybacz, jeśli komentarz jest nieskładny, ale piszę go pomiędzy chaotycznymi próbami nadrobienia trzech lat w kilka godzin, a mój mózg jest miażdżony przez streszczenia Ferdydurke i Tanga. Wiedz jednak, że Twoje opowiadanie znacznie poprawiło mi humor przed egzaminami, za co po stokroć dziękuję! <3
Nie będę się dalej pogrążać, więc po prostu życzę dużo weny przy pisaniu nowego rozdziału i ślę serdeczne pozdrowienia. :)
Przyznam się, że Malfoy jest dla mnie priorytetem i od dawna zaczęłam poświęcać mu więcej uwagi. Cieszę się bardzo, że tak Ci się spodobało i życzę dużo szczęścia na maturze z polskiego! (bo ono jest tak naprawdę niestety najbardziej potrzebne)
UsuńMuszę powiedzieć, że to widać. Chociażby właśnie po tym, że to jego postać wpływa tak na czytelników. Mi osobiście bardziej "zagnieździł" się gdzieś w głowie, niż Hermiona, choć postać Granger w Twoim wykonaniu też lubię - różni się od pozostałych.
UsuńO, dziękuję bardzo! Matura jak to matura - lubi być przewrotna. Jeszcze jedynie rozszerzony polski, a wszystkie "loteryjne" egzaminy za mną. ;)
Pozdrawiam!
Przeczytałam niemal całą tą ocenę... Szczerze powiedziawszy, nie widzę powodu, by brać na poważnie opinie człowieka, którego tak naprawdę nie znamy. Kto siedzi po drugiej stronie komputera? Cholera, na pewno nie żaden pisarz światowego formatu! Ocena mogła dać ci wiele do myślenia, to rozumiem, ale nie poddawaj się i nawet nie myśl, żeby do nas nie wracać, bo zabiję i poćwiartuję!
OdpowiedzUsuńSama piszę i wiem jak to jest pracować nad sobą. Mi taka ocena dałaby tylko motywację do dalszego doskonalenia. Właściwie ta ocena twojego opowiadania dała mi też jakieś pojęcie o własnych błędach :P
Mam nadzieję, że pozostaniesz z nami i szybko dodasz kolejny CUDOWNY JAK ZAWSZE rozdział :)
Pozdrawiam!
Nie wiem czy to pytanie motywuje czy może tylko denerwuje, ale i tak je zadam.. kiedy nowy rozdział? :) A oceną się nie przejmuj. Zawsze znajdzie się ktoś niechętnie nastawiony, zawsze będą jakieś ale... My i tak będziemy czytać tego bloga ^^
OdpowiedzUsuńMnie zdecydowanie motywuje, bo czuję presję tłumu i się bardziej spinam haha. Rozdział powinien być niedługo, bo muszę się koniecznie wyrobić przed sesją. Mam nadzieję, że zdąże...
UsuńWitam! W imieniu swoim i całej Załogi ocenialni Shiibuya z przyjemnością informuję, że właśnie ukazała się ocena Twojego bloga. Pozdrawiam i życzę miłego dnia z nadzieją, że docenisz moją pracę i kulturalnie skomentujesz recenzję.
OdpowiedzUsuńhttp://katalogowo.blogspot.com - czeka na Ciebie zamówiona recenzja. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńHej, przeczytałam ostatnią recenzję. I co? Ilu czytelników, tyle opinii. Może faktycznie fachowiec zauważa błędną odmianę lub złą interpunkcję. Ale to jest do poprawienie. Większość pisze, że jest u Ciebie progress i tego się trzeba trzymać. No, już mi tu wracać do następnego rozdziału i nie marudzić. Jest bardzo dobrze, a wiem, że będzie jeszcze lepiej. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńKurcze, chciałabym już opublikować nowy rozdział, ale mam na razie tylko małą jego część i zero czasu, by dalej go pociągnąć.
UsuńA co do ocen, to ich największy zarzut to chyba to, że "jest nudno, bo w kółko się dzieje to samo", ale skoro wy znudzeni nie jesteście, to ja z chęcią będę pisać dalej (chociaż jest mi teraz jednak trochę trudniej...)
:)
Witam!
UsuńW imieniu swoim i całej Załogi ocenialni Shiibuya z przyjemnością informuję, że Twój blog znalazł się na trzeciej pozycji w ramce "Najwyżej ocenione". Gratulujemy!
Przeczytałam całe Twoje opowiadanie i muszę przyznać, że jestem mile zaskoczona, bo historia jest całkiem oryginalna i dobrze napisana :) Widać, że masz pomysł, starasz się pracować nad stylem i wkładasz w to, co robisz dużo pracy i serca.
OdpowiedzUsuńMuszę jednak przyznać, że po przeczytaniu dwóch ostatnich ocen Twojego bloga, zaczęłam mieć ogromną nadzieję, że nie masz zamiaru słuchać oceniających. Bo o ile pierwsza ocena zawierała rady dobre i przydatne (w kwestii stylu, interpunkcji), więc może być naprawdę pomocna, to w drugiej zdania poprawne zostały niesłusznie uznane za błędne i "poprawione", co zresztą zostało już wytknięte w komentarzach pod oceną. Trzecia ocena natomiast raczej nic nie wnosi, bo jest zwyczajnie za krótka.
Mam nadzieję, że Cię nie uraziłam ;) Ja uważam, że piszesz bardzo dobrze, a nad błędami da się popracować i wyćwiczyć niektóre rzeczy. Życzę dużo weny i czekam na nowy rozdział już jako wierna czytelniczka ;)
Ivy
Cieszę się, że Ci się spodobało i że dałaś mi znać, że Ci się spodobało ;). Przyznam, że przez oceny trochę oddaliłam się od tego opowiadania i zaczęłam na nie, w sumie niepotrzebnie, patrzeć od strony “technicznej”, przez co przez chwilę straciłam tą fajną więź, dzięki której wena mnie nigdy nie opuszczała. Po prostu lubię pisać tę historię ;d
UsuńDo ocen zgłaszałam się głównie po to, żeby przyzwyczaić się do krytyki i umieć ją we właściwy sposób odbierać, bo nigdy nie była to moja mocna strona…
A Ty uraziłaś mnie w żaden sposób :) Wręcz przeciwnie
Świetnie piszesz. Tak to wciąga, że nie mogłam się oderwać. Ta historia jest taka pełna, nic w niej nie brakuje.. Czyta się mega szybko i płynnie.. Sceny przechodzą jedna w drugą jak w ciekawym filmie. Wątki pasują do siebie idealnie. Dodatkiem jest świetna muzyka.
OdpowiedzUsuńNo jak dla mnie same plusy!
Fajnie było tutaj trafić.
Przepraszam jeżeli komentarz nie będzie zbyt interesujący, piszę pod wpływem emocji wywołanych przeczytaniem wszystkich podziałów :-)
Pozdrawiam,Dominika.
O rany.. od wczoraj czytalam jak zakleta! to co piszesz jest cudown, niesamowite! bardzo chcialabym przeczytac nastepna czesc!
OdpowiedzUsuńMam nadzieje, że nic się nie stało Harry'emu i Ronowi. Zastanawiam się po której stronie jest Draco. O kurczę scena pocałunku jest świetna! Uwielbiam twoje opisy ;)
OdpowiedzUsuńMam nadzieje, że nic się nie stało Harry'emu i Ronowi. Zastanawiam się po której stronie jest Draco. O kurczę scena pocałunku jest świetna! Uwielbiam twoje opisy ;)
OdpowiedzUsuń